285. Recenzja „Nerve” - Jeanne Ryan
„Czasami fajnie jest zrobić coś, co nie współgra z osobowością.”
Autor: Jeanne
Ryan
Tytuł: Nerve
Wydawnictwo:
Dolnośląskie [Grupa Wydawnicza Publicat]
Narracja: pierwszoosobowa
– Vee
Główny
bohater: Venus – ok. 18 lat
Romans: Vee + Ian
Ogumienie: Ciężko
jest coś powiedzieć na temat okładki, gdyż pochodzi ona z filmu. Nie da się jej
ocenić odnośnie samej historii, choć wpasowuje się klimat. Mówiąc szczerze mi się podoba dużo
bardziej niż oryginały, które zupełnie nie są związane z tym, co dzieje się w
środku tej powieści.
Najlepsze
zastosowanie: Vee to szara myszka. Stojąca zawsze na uboczu, w cieniu swojej
przyjaciółki, która zawsze jest gwiazdą przedstawienia. Ona natomiast zawsze
stoi za kurtyną, za sceną. I to dosłownie. Zajmuje się makijażem i dobiera
fryzury uczniom, grającym w przedstawieniach. Jej miłością jest męska gwiazda
przedstawienia. Mimo że wielokrotnie ze sobą rozmawiają, Vee zdaje się być dla
niego zbyt sztywna i nijaka. Chociaż ją zauważa, nie widzi niej. Właśnie z tego
powodu dziewczyna decyduje się na udział w grze, która ostatnimi czasy zrobiła
się niezwykle popularna. Chce zagrać w Nerve. Grę, która stoi w sprzeczności w
jej spokojną i pełną porządku naturą. Właśnie dlatego chce zrobić coś odmiennego,
aby wreszcie poczuć się doceniona i żeby jej wymarzony chłopak wreszcie zwrócił
na nią swoją uwagę. Pierwsze zadania wydają się być łatwe, ale równocześnie
ciężkie do zrobienia dla osoby nieśmiałej i mało wyluzowanej. Dopiero kiedy na
drodze Vee staje Ian, wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Zadania zaczynają
sprawiać przyjemność, choć bywają niebezpieczne i czasami nieco pokręcone.
Jednak to finał będzie najgorszym elementem całej układanki. Czy Nerve to
naprawdę tylko gra, gdzie wszystko jest zaaranżowane, czy jednak uczestnikom
grozi śmiertelne niebezpieczeństwo? Jak to w końcu jest? Aby się przekonać
trzeba samemu tam wejść. Ale pamiętaj, że kiedy już weźmiesz udział, nie będzie
odwrotu.
Tykać
to kijem?: Przeczytałam tę książkę ze względu na film. Jestem z natury
ciekawska i po obejrzeniu ekranizacji zaczęłam zastanawiać się jak to jest z tą
historią. Czy faktycznie ta książka jest taka słaba? Musiałam to sprawdzić!
Bohaterowie: Dużym
minusem tej opowieści są sztuczni i pozbawieni emocji bohaterowie. Ich
postępowanie jest widocznie zaaranżowane i ciężko znaleźć w nich choć odrobinę
realności. Nawet w samej główniej bohaterce, która przecież prowadzi narrację.
Nie da się powiedzieć na jej temat niczego konkretnego, oprócz suchych faktów,
które zostają nam przedstawione. Wszystkim postaciom brakuje głębi. Brak im
uczuć, czegoś co czyniłoby je realnymi osobami. Niezwykle mnie to drażniło,
gdyż dla mnie źle skonstruowani bohaterowie to jedna z największych zbrodni
jaką można popełnić przy tworzeniu książki. Czyż nie zabierają oni co najmniej
połowy przyjemności z czytania? Nawet jeśli akcja jest interesująca i niezwykle
ujmująca to ciężko jest się przekonać do całości, gdyż cały czas widzi się tych
pustych bohaterów, którzy cały czas muszą dorzucać swoje trzy grosze. Tutaj
mamy przede wszystkim do czynienia z niezbyt dobrze skonstruowanymi postaciami,
ale również akcja nie jest zbyt ujmująca. Jednak o tym napiszę poniżej, aby
dwukrotnie nie zajmować się tym samym tematem.
Pióro: Może i
autorka nie pisze w sposób wybitny i pewne rzeczy warto byłoby poprawić, ale
mimo wszystko książkę czyta się dość szybko i nie ma kłopotów z zagłębieniem
się w lekturę.
Całokształt: Nie chcę
tutaj rozwodzić się nad różnicami jakie są między książką a filmem. Na to mam
zamiar przeznaczyć cały post. Przynajmniej mam taką nadzieję, że uda mi się go
napisać. Z tego powodu skupię się na samej książce i pomysłach, które są w niej
zawarte. Przede wszystkim na pochwałę zasługuje pomysł z aplikacją Nerve. Gra,
w której zawodnik robi zadania w zamian za rzeczy, których od dawna pragnie
jest niezwykle realistyczna. Nie zdziwiłabym się, gdyby w pewnym momencie coś
podobnego pojawiło się na rynku. Mam jednak nadzieję, że nie będzie to zbyt
szybko, gdyż może to być niezwykle brzemienne w skutkach. Zwłaszcza, jeśli
pójdzie w tym samym kierunku, co książkowe Nerve. Poza tym nie sądzę, aby
pomysł, żeby to widzowie wymyślali zadania być dobry, gdyż ludzie mają naprawdę
dziwaczne propozycje. Mogą sobie nie zdawać sprawy z wagi tego, jak dane
zadanie może zadziałać na gracza. Wolałabym nigdy nie doświadczyć na własnej
skórze podobnej gry. Mimo wszystko mam nadzieję, że coś takiego nie zaistnieje
w prawdziwym życiu.
Rzeczą, do której idzie się przyczepić
jest fabuła. Zadania, które są przedstawione w książce są głupawe i nie aż tak
emocjonujące. Autorka balansowała na granicy kiczu i prawdziwego strachu,
okropieństwa, adrenaliny. Nie udało jej się idealnie tego wyważyć, dlatego czasami
czytelnik nie do końca czuje się przekonany do przedstawionych zdarzeń. Przede
wszystkim zadanie, które wykonują Vee wraz z Ianem w jednej z dzielnic miasta
nie spodobało mi się zupełnie, a także to,
które robili w kręgielni. Dla mnie było to bardziej żenujące i niesmaczne.
Brakowało adrenaliny, którą czułam przy oglądaniu filmu. Ale na temat różnic,
jak wspominałam, opowiem Wam przy innej okazji. Mam nadzieję, że będziecie
chcieli poznać je wszystkie. Ostrzegam, że post będzie pełen spoilerów! Będę
starała się ich unikać, ale aby odnaleźć wszystkie różnice będę musiała nieco
zdradzić.
Kasia
radzi: Ta książka to jeden wielki niewykorzystany potencjał. Gdyby
autorka potrafiła dokładnie i doszczętnie wyeksploatować wszystkie pozytywne
cechy swojego pomysłu to wyszłoby jej coś przynajmniej takiego jak film, czyli
spokojne 7/10, a przy dobrych wiatrach nawet 8. A tak mamy niedopracowaną
historię z drętwymi bohaterami i pomysłem, które może zwojować nawet realny
świat. (Błagam, niech nikt nie podejmuje się projektu takiej aplikacji.)
Mój
osąd: Krwiożercza syrenka – 4/10
Brak komentarzy: