12. Recenzja „Szamanka od umarlaków” – Martyna Raduchowska
„No nic… Raz kozie śmierć, raz duszy niebyt”

Przez kilka tygodni
nie miała problemu z duchami, ani z lekcjami. Żyła tak jak tego chciała.
Całkiem normalnie. Ale pewnego dnia Pech postanowił namieszać w jej życiu. W
lustrze, gdy myła zęby zauważyła kobietę podobną do niej, która zaczęła się do
niej odzywać. Ida nie wiedziała co to ma znaczyć. Tajemnicza istota
wytłumaczyła, że jest jej ciotką do której miała się zgłosić, gdy tylko
przyjedzie do miasta. Dziewczyna nie miała pojęcia, że rodzice załatwili jej
nocleg u ciotki, której nigdy wcześniej na oczy nie widziała. Choć kobieta
nalegała, by Ida jak najszybciej do niej przyszła, studentka nie miała
najmniejszego zamiaru się z nią spotykać. Aż pewnego dnia zobaczyła coś co przestraszyłoby
niejednego człowieka. Widziała ogień piekielny i potępione dusze które
pochłaniał.
To co powyżej
opisałam to malutki wstęp do całej lektury. Książka opowiada losy młodej
szamanki od umarlaków dość ciekawie. Ale istnieje kilka aspektów, które zamulają
(że się tak wyrażę) całą akcję. Istnieją książki, których początek jest
napisany za wcześnie. Dokładnie tak jest tutaj. Cała akcja mogłaby się zacząć
dużo później. Niektóre sprawy nie musiały być tak obszernie opisywane, ale cóż
poradzisz? Nie potrzebnie opisane jest szkolenie Idy. Ta lektura mogłaby się
zacząć, kiedy dziewczyna wprowadza się do kamienicy Kwiatkowskich. Choć trochę
inaczej trzeba by było to wszystko wyjaśnić na pewno szybciej by się to
czytało.
Dość długo męczyłam
się z tą powieścią, ale kiedy przebrnęłam przez niebywale długi wstęp, wszystko
zaczęło nabierać tempa i koloru. Cała akcja zaczęła się szybciej rozwijać i
była dużo ciekawsza. Mimo, że bohaterka nadal nie była za bardzo przekonywująca
to w niczym to nie przeszkadzało. Najdziwniejszy jednak dla mnie był Pech.
Autorka upersonifikowała pech. Na samym początku nie rozumiałam o co w tym wszystkim
chodzi, ale z każdą kolejną stroną dużo się dowiadywałam. Teraz się cieszę, że
nie spisałam tej książki na straty i dałam radę ją dokończyć.
Nie jestem pewna dla
kogo ta książka mogłaby być warta polecenia. Nawet nie wiem co to za gatunek,
choć na kilku stronach znalazłam wzmiankę, że jest to urban fantasy. Nigdy bym
czegoś takiego nie powiedziała. W każdym razie myślę, że osoby lubiące ten
gatunek, a także czyste fantasy znajdą tutaj coś ciekawego, gdy już przetrwają
wstęp. Tylko nie zniechęcajcie się za wcześnie. Jestem pewna, że sięgnę po kontynuację, ponieważ jest w tej
pozycji coś co mnie naprawdę urzekło.
Moja ocena: 6/10
Moja ocena: 6/10
Ja niemal zawsze potrzebuje kilkudziesięciu stron, by się wciągnąć w fabułę :) Książka raczej nie w moich klimatach choć słowo umarlaki w tytule brzmiało na tyle kusząco, że przeczytałem recenzje :-D
OdpowiedzUsuń