21. Recenzja „Bitwa w Labiryncie” – Rick Riordan
UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ, DRUGIEJ I TRZECIEJ CZĘŚCI [ZŁODZIEJ PIORUNA, MORZE POTWORÓW ORAZ KLĄTWA TYTANA]! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
„(…) nie osądzaj nikogo, dopóki nie staniesz przy jego kowadle i nie popracujesz jego młotem”

Po pierwsze jego przyjaciel
Grover znów ma kłopoty. Rada Starszych Kopytnych chce cofnąć mu licencję poszukiwacza
i oskarża go o rozpowszechnianie kłamstw. Uważają, że tak młody satyr nie mógł
usłyszeć głosu Pana. Sądzą, że tylko ktoś doświadczony byłby godzien takiego
zaszczytu. Dają mu tydzień na odnalezienie Pana, potem licencja zostanie mu
odebrana. Percy chce pomóc przyjacielowi, ale nie ma pojęcia co może zrobić.
Poza tym w nocy pokazuje mu się kilkakrotnie Nico, młody heros, odnaleziony w
poprzedniej części, który opuścił obóz bez wieści. Syn Posejdona nie wie co
mogą znaczyć te wizje. Do tego w trakcie ćwiczeń razem z Annabeth wpadają do
dziury, która okazuje się być Labiryntem zbudowanym przez Dedala wiele wieków
temu. Herosi wraz z Chejronem domyślają się jaką daje możliwość poruszania się
po labiryncie. Gdy tylko dowiesz się jak on działa możesz dostać się gdzie
tylko chcesz. Dochodzą do wniosku, że Kronos ze swoimi potworami będzie szukał „mapy”
labiryntu, którą posiada jego stwórca – Dedal. Dlatego żeby uprzedzić Pana
Czasu Annabeth, Percy, Tyson i Grover wyruszają z misją odnalezienia ojca
Ikara, choć wiedzą jakie katastrofalne skutki może mieć podążanie ścieżkami
magicznego labiryntu.
Jest to już
przedostatnia część przygód młodego Syna Pana Mórz. Starałam się nie
przywiązywać zbytnio do bohaterów, ale wiadomo jak to bywa. Czuje się bardzo
źle wiedząc, że została mi tylko jedna część do końca. Za razem boję się
zakończenia, jak i jestem jego cholernie ciekawa. Myślę, że każda książka z
którą się utożsamiamy daje nam poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Dlatego, gdy
tylko kończymy serię jest nam tak cholernie przykro. Czujemy nierozerwalną więź
z bohaterami. Kiedy czytałam ostatnią kartkę „Insygni śmierci” miałam wrażenie
jakbym traciłam cząstkę siebie, o której istnieniu nie wiedziałam. Obawiam się,
że tutaj też tak może być.
Wracając do książki wyczuwa
się tutaj chemię między Annabeth i Percym. Przynajmniej według mnie :) Ona
ciągle jest o niego zazdrosna. Poza tym niektóre wydarzenia wyraźnie pokazują
co ona czuje do niego. A on jest taki ślepy. W ogóle tego nie zauważa. Nie ma
pojęcia o co jej chodzi, gdy rzuca zajadłe teksty pod adresem dziewcząt z którymi
się koleguje. Poza tym Annabeth jest niemiła dla tych dziewcząt. Mam ogromną
nadzieję, że w kolejnej części jakoś się to wyjaśni. Oczywiście liczę na
szczęśliwe zakończenie.
Moja ocena: 9/10
Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją. Książka wydaje się być naprawdę fajna, z ogromną chęcią bym ja jednak przeczytała. Lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńNa początku sięgnę jednak po część pierwszą :-)
Pozdrawiam i zapraszam:
im-bookworm.blogspot.com
Mam wielką ochotę na tę serię
OdpowiedzUsuń