54. Recenzja „Na krawędzi” – Ilona Andrews

września 18, 2013
„Młoda dziewczyna to istota cała z marzeń, mój panie. Kobieta po części mieszkająca w świecie własnych fantazji, szukająca swojej prawdziwej i jedynej miłości w twarzy każdego przystojnego chłopca.”
Rose musiała szybko dorosnąć. Świat, w którym się wychowywała nie był jej zbytnio pomocny. Od początku swojego życia borykała się z wieloma problemami i wyzwiskami rzucanymi w jej stronę. Dziewczyna, aby w końcu zasłużyć sobie na szacunek innych trenowała całymi latami rozbłysk, czyli błysk magii, pochodzący z samego środka człowieka. Każdy mieszkaniec Rubieży w dniu swoich osiemnastych urodzin przed tłumem gapiów pokazuje swój rozbłysk. Każdy z nich modli się, by kolor nie był czerwony, bo ta barwa jest najsłabszą ze wszystkich. Najlepszymi kolorami na Rubieży są błękit i zieleń, lecz najpotężniejszym ze wszystkich jest biel, która spotykana jest jedynie u błękitnokrwistych. Gdy Rose podczas swojego pokazu strzeliła czystą bielą świat się zatrzymał. Dziewczyna zamiast udowodnić wszystkim, że jest lepsza, skazała siebie na ciągłe propozycje od możnowładców na nałożnicę, by rodziła im czystej krwi potomstwo. Rose od tamtej chwili ma się na baczności i nigdy więcej nie popełniła błędu, który skazał ją na wieczne życie w strachu.

Od osiemnastych urodzin Rose minęło już sporo czasu. Dziewczyna poznała co to życie w biedzie. Odkąd jej ojciec wyjechał w poszukiwaniu przygód, zajmuje się domem i wychowywaniem swoich dwóch młodszych braci. Dziesięcioletni George to nekromanta, wskrzeszający każdą konającą istotę, którą spotka na swojej drodze. Niestety ten dar go zabija, ponieważ utrzymywanie przy życiu tylu stworzeń zabiera z niego energię. Ośmioletni Jack to zmieniec. Chłopiec potrafi zamienić się w dzikiego kota i zachowuje się jak kot, co nie zawsze wychodzi mu na dobre. Mieszkają razem na Rubieży, gdzie nikt im nie przeszkadza. Do czasu. Pewnego dnia Rose spotyka Declana, przystojnego błękitnokrwistego, który pragnie znaleźć w niej swoją małżonkę. Dziewczyna od początku podchodzi do niego niechętnie, ale na Rubieży zaczynają panoszyć się straszliwe stwory, które tylko on kiedykolwiek spotkał na swojej drodze. Rose i Declan muszą połączyć siły by pokonać wspólnego wroga, ale czy im się to uda?

Sięgnęłam po tą książkę głównie ze względu na autorów, znanych mi z przygód Kate Daniels, które po prostu ubóstwiam. Opis również budował moje zainteresowanie, ale nie był głównym powodem sięgnięcia po tą pozycję. Nie żałuję, że sięgnęłam po tą historię, ponieważ pokazała mi inny wymiar twórczości małżeństwa Andrews. Widać, że Ci państwo mają nieograniczoną wyobraźnię i fantastyczne pomysły na wykreowanie nowego świata. Mało tego, że są bardzo oryginalni, potrafią również doskonale przedstawić swoją opowieść i cały nowy, nieprzewidywalny świat.

W tej pozycji brakło mi trochę jakiegoś dopracowania i humoru. Książka prezentuje się bardzo interesująco od ciekawie zaprojektowanej okładki, po ostatnie słowo w opowieści. Mimo drobnych błędów i niezbyt wielkiego humoru, i tak polubiłam tą historię. Zdecydowanie najlepiej przedstawionym bohaterem jest Declan, choć Rose również nie jest fatalną postacią. Po prostu czasami bywała taka bez wyrazu.

Ogólnie książka wychodzi bardzo pozytywnie i wydaje mi się, że spodoba się wielu osobom lubującym urban fantasy czy paranormal romance, ponieważ ta pozycja jest łącznikiem między tymi dwoma gatunkami.

Moja ocena: 8/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Wszystkie kolory książek 

4 komentarze:

  1. Fabuła wydaje się być bardzo ciekawa i jeśli kiedyś na nią trafię na pewno przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka jest fajna, ale nie umywa się do serii o Kate Daniels :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, Kate Daniels jest o niebo lepsza, ale i tak podobała mi się cała historia ukazana w książce :)

      Usuń
  3. Fakt Kate jest dobra, a widzę, że i ta książka jej dorównuje ;)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.