78. Recenzja „Cienie na Księżycu” - Zoe Marriott
„To niezwykłe, że żałoba zamienia nawet szczęśliwe wspomnienia w ostre noże, które ranią”

Suzume z pełnej energii dziewczyny, którą trudno okiełznać
staje się spokojną i zrównoważoną osobą. Zaczyna tłumić w sobie uczucia, które
chciałaby przekazać matce. Ale ona nie chce rozmawiać o ataku. Chce zostawić go
za sobą i ruszyć dalej z życiem. Dlatego gdy Terayama oświadcza się jej, zgadza
się. Suzume nie może pogodzić się z decyzją matki, dlatego gdy pewnego dnia
przez przypadek zacina się nożem i odczuwa niesamowitą ulgę z tego powodu,
zaczyna to powtarzać. W między czasie uczy się od Youty iluzji cienia. Suzume
coraz lepiej tka iluzje i zaczyna czuć się lepiej w tym nieznanym jej
otoczeniu. Do czasu, gdy dowiaduje się, że matka jest w ciąży. Z jednej strony
cieszy się, gdyż wreszcie będzie miała rodzeństwo, z drugiej jednak nie potrafi
tego zaakceptować. Dziewczyna nie wie co zrobić, ale stara się tego nie
pokazywać po sobie i w czasie podróży statkiem do nowego domu pomaga matce
przeżyć chorobę morską. Gdy idzie odetchnąć świeżym powietrzem widzi chłopaka o
niesamowicie zielonych oczach. I czuje, jakby znała go całe swoje życie.
Jeszcze nie wie co przyniesie jej los i czego dowie się w swoim nowym domu.
Gdy byłam w bibliotece i zauważyłam tę pozycję na półce
poczułam, że muszę ją wziąć. Nie wiem czemu, ale jak najszybciej chciałam
poznać treść tej książki. Ciekawił mnie fakt, że jest ona opowiedziana w
Japonii i to był główny powód, dlaczego spodobała mi się ta pozycja. Podczas
czytania poczułam więź z główną bohaterką. Podobało mi się to, że zawsze
wiedziała jak się zachować, aby nie wzbudzać podejrzeń. Lecz irytowała mnie jej
żądza zemsty. Była zaślepiona i nie widziała niczego ponad nią. Chciała pokazać
swojemu ojczymowi jak czuła się, gdy zabierano jej całą rodzinę. Myślę, że jej
postępowanie było uzasadnione, lecz zbytnio się mu oddała. Niemniej jednak
spodobała mi się ta książka ze względu na to, że nie była prosta, cukierkowa i
słodka. Była pełna goryczy, bólu i niewypowiedzianych słów wściekłości. Była
piękna.
Minusem może być czasami niezrozumiałe japońskie słówka, ale
mnie nie sprawiały dużego problemu. Drugim minusem dla mnie był wątek miłosny,
który w moim odczuciu był lekko naciągany i sztuczny, choć polubiłam Otieno.
Wytrwały, opiekuńczy i stojący zawsze u boku Suzume. Widać było chemię między
nimi, choć na początku mi coś nie pasowało. Później było coraz lepiej i nie
czułam tej sztuczności. Dalej mogłabym wymieniać same plusy, w których przede
wszystkim znalazł się styl autorki i niebanalny pomysł, który mnie porwał,
wytargał za włosy i taką zostawił. Bardzo ciekawy proces.
Gdzieś przeczytałam recenzję jednej osoby, której nie
spodobała się ta książka. Przede wszystkim drażnił ją fakt samookaleczania,
który bohaterka praktykowała, aby pozbyć się nadmiaru emocji. Według tej
recenzentki osoba, która robi coś takiego musi być chora psychicznie. No i
tutaj się nie zgodzę. Granica między obłędem a stabilnością psychiczną jest
bardzo cienka [przynajmniej w moim mniemaniu]. Czternastoletnia dziewczynka
widziała jak mordują jej ojca, a potem kuzynkę, która była jej jak siostra.
Można trochę zwariować po czymś takim, ale ona się nie załamała. Jedyną oznaką
tego była skłonność do kaleczenia się. Suzume nie stoczyła się i walczyła codziennie
ze sobą. Ale przede wszystkim nie było widać
w jej zachowaniu obłędu, dlatego nie rozumiem skąd taki wniosek
przyszedł do głowy rzeczonej recenzentce. Poza tym wiele osób sądzi, że
samobójstwo jest oznaką „zrytej” psychiki, co dla mnie jest całkowitą głupotą.
Ja wyznaję zasadę „nie znasz, nie oceniaj”, dzięki czemu nie wyciągam
pochopnych wniosków.
Podsumowując mój zbyt długi wywód, stwierdzam, że książka
jest warta przeczytania. Zdecydowanie powinno się poznać tę historię i samemu
na własnej skórze odczuć targające Suzume emocje. Może to otworzy nam oczy na
ludzkie cierpienie.
Moja ocena: 9,5/10
Ostatnie zdanie Twojej recenzji bardzo mnie zachęciło. Kocham książki z takim przesłaniem, są niezwykle wartościowe. :)
OdpowiedzUsuńhttp://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
ja nie oceniłam aż tak wysoko, ale pamiętam że mi się podobała. i miło ją wspominam, w przeciwieństwie do Królestwa Łabędzi.
OdpowiedzUsuńMa w sobie coś interesującego, ale na razie mam tyle innych książek w planach, że niestety nie znajdę czasu, aby się z tą powieścią zapoznać :)
OdpowiedzUsuńMam w planach od dłuższego czasu, ale stale coś ma pierwszeństwo. Jednak mam nadzieję, że niedługo znajdę dla niej czas, bo zapowiada się naprawdę ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńTeż mi się bardzo podobała ;)
OdpowiedzUsuńRównież bardzo mi się podobała. To jedna z moich ''początkowych'' powieści. :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Z chęcią się z nią zapoznam ^^ mam w planach przeczytanie całej serii ,,poza czasem". Polecam również ,,Nieskończoność" H.J. Rahlens - bardzo błyskotliwa a zarazem piękna powieść ;) Tylko nie zrażaj się początkiem, wraz z rozwojem akcji staje się jeszcze bardziej intrygująca ^^
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się zabrać za czytanie tej powieści, chociaż już od dawna czeka na swoją kolei :| Może w końcu pora to zmienić :)
OdpowiedzUsuńCzytałam ją dość dawno, bo w wakacje, ale doskonale pamiętam jak z wypiekami na twarzy o 3 w nocy poznawałam zakończenie, Książką jestem równie zachwycona jak ty. Lubię takie powieści, gdzie oprócz ciekawej fabuły są także emocje.
OdpowiedzUsuń