85. Recenzja „Lament” - Maggie Stiefvater
„Chciałabym uchwycić tę chwilę, zapakować ją w papier i dawać sobie w prezencie, za każdym razem, kiedy się nędznie poczuję.”

Życie Deirdre dotąd normalne i spokojne zaczyna się chwiać. Wszystko za sprawą pewnego chłopaka, który bez przerwy zaprząta jej myśli. Dodatkowo dziewczyna na każdym swoim kroku znajduje czterolistną koniczynę, która zawsze wprawia Luke’a we wściekłość. Na początku Deirdre udaje, że wszystko jest w porządku, a on jest najzwyklejszym chłopakiem, ale w końcu zaczyna się zastanawiać i pragnie dowiedzieć się prawdy. Jednak nie wie, że to czego się dowie może być zagrożeniem dla wszystkich, którzy odgrywają w jej życiu ważną rolę. Nie wie, że świat, który zna może być zamieszkiwany przez istoty, które pragną tylko okrucieństwa…
Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ autorka inną swoją powieścią zachwyciła mnie mocno. Słyszałam jednak, że ta pozycja jest dość słaba i nie należy wiele od niej oczekiwać. Mimo to nie zraziłam się. Gdy znalazła się okazja, aby otrzymać tę książkę za grosze, nie wahałam się i ją kupiłam. Wydaje mi się, że zrobiłam dobrze, bo mimo że pozycja nie jest genialna zawiera w sobie ciekawy pomysł, który przy lepszym wykonaniu mógłby zwojować świat.
Pierwsze co nieszczególnie do mnie przemówiło to bohaterowie, którzy byli słabo dopracowani. Zbyt łatwo wpadali w złość i czasami bywali sztuczni. Nie udało mi się czysto rozczytać ich osobowości, dlatego do końca nie wiem jak mam ich oceniać. Drugą rzeczą na nie była szybkość akcji. Pędziła ona na łeb, na szyję i działo się zbyt wiele, aby wszystko móc zrozumieć do końca. Nadal czuję głęboki niedosyt i uważam, że lepiej można było wykorzystać potencjał, który drzemie w tej historii.
Natomiast podobał mi się sam zamysł i to, że książka nie była ciężka. Czytało się ją w ekspresowym tempie. Myślę, że przedstawienie fejów w tej pozycji było niezwykle ujmujące i można by wykorzystać to w wielu naprawdę zabójczych historiach. Miejmy tylko nadzieję, że te małe istotki nie istnieją naprawdę, bo mogłoby być naprawdę nieprzyjemnie.
Podsumowując, polecam tę książkę głównie młodzieży, bo to do nich jest ona skierowana swoim zamysłem i lekką treścią. Mam nadzieję, że i Wam mniej lub bardziej przypadnie do gustu.
Moja ocena: 7/10
Lament. Intryga Królowej Elfów | Ballada. Taniec mrocznych elfów
Może sięgnę z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńA mnie nie porwała. Tak samo jak ty uważam, że bohaterowie byli bardzo słabo dopracowani. Jacyś tacy nijacy ;) Akcja wlokła się w nieskończoność i po prostu nudziła. Ale była to moja pierwsza styczność z autorką, więc może zdradziłabyś mi tytuł, który tak bardzo cię zachwycił. Chętnie się nim zainteresuję. A tak po za tym to świetny blog :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam i pewnie po nią nie sięgnę. Szkoda, że autorka nie dopracowała pomysłu, bo sądząc po Twojej recenzji mogła to być naprawdę ciekawa historia. Ale dobrze, że nie żałujesz sięgnięcia po ten tytuł :)
OdpowiedzUsuń