97. Recenzja „Morze spokoju” - Katja Millay
„Natura to suka. Nie da się długo z nią walczyć”

Gdyby znalazł się jeszcze ktoś kto mnie nie zna to jestem
Josh Bennett. Tak, ten Josh Bennett. Chłopak, który stracił każdego bliskiego
jemu sercu. Lecz niektórzy twierdzą, że posiadanie kasy jak lodu zrekompensuje
mi tę stratę. Nie, to się nie uda. Nie da się zrekompensować tego, że już nigdy
więcej nie będę razem z moim tatą tworzył nowego stołu czy półki w garażu. Tak
naprawdę to została mi już tylko jedna rzecz. Garaż, w którym nocą tworzę.
Dzięki temu jeszcze nie oszalałem. Nie stoczyłem się i nadal walczę o lepszy
dzień. To miejsce trzyma mnie przy życiu. Sprawia, że czuję się potrzebny. Poza
tym jest jeszcze Drew, który mimo tego jak się zachowywałem jest moim
przyjacielem. Mimo że różnimy się jak ogień i woda to zawsze możemy na siebie
liczyć. Jednak czasem jedna przysługa może zmienić całe nasze życie. Czasem
jedno słowo może sprawić, że świat który do tej pory znaliśmy zmieni się i już
nigdy nie będzie taki sam.
Tak naprawdę nie ciągnęło mnie bardzo do tej książki.
Bardziej na uwadze miałam inną z nowości Jaguara, ale co dziwne opinia pewnej
zaprzyjaźnionej ze mną blogerki sprawiła, że zapragnęłam przeczytać tę pozycję.
Jednak wcale nie miałam jej na uwadze, gdy wybierałam się na zakupy. Kupiłam
ją, bo poczułam wielką chęć poznania tej historii i sprawdzenia czy wszyscy,
którzy napisali pozytywne opinie mają rację.
Zanim zaczęłam czytać, opis przeczytałam tylko raz i było tu
kilka tygodni wstecz, dlatego do końca nie wiedziałam o czym ta książka jest.
Zdziwiłam się tym co zastałam w środku. Oczywiście na plus. Nie spodziewałam
się tak specyficznej bohaterki, która nakłada na siebie nieskończoną ilość
masek. Czytając książkę zobaczyłam zagubioną dziewczynę, która pod swoim skąpym
ubraniem, toną makijażu i destrukcyjnymi myślami chowa wielką wrażliwość,
piękno, a przede wszystkim samotność. Mimo że otaczają ją ludzie, których kocha
to nadal czuje się samotna i tak naprawdę nie wie czego chce. Szuka po omacku,
a gdy wreszcie znajduje to czego jej trzeba ucieka…
To samo można powiedzieć o Joshu. Chłopak jest bardzo
samotny. Wszyscy dookoła niego umierają i boi się, że gdy dopuści kogoś zbyt
blisko siebie to kolejna osoba zniknie. Dlatego jest bardzo rozważny w swoich
wyborach i jego jedynym przyjacielem jest Drew, który nałogowo łamie
dziewczynom serca i zachowuje się jak skończony dupek. Jednak Josh nadal jest
sam ze swoimi narzędziami. Dlatego uważam, że tutaj widzimy różne wymiary
samotności.
Tak naprawdę nie do końca wiadomo co jest wątkiem głównym w
tej książce. Jest wiele wydarzeń, które składają się na ten jeden moment, który
następuje na końcu pozycji. Lecz te zdarzenia nie są w jakiś sposób
wyolbrzymiane. Po prostu są. Największą zaletą a jednocześnie wadą tej pozycji
jest urywanie momentów, które są zbędne bądź w niektórych wypadkach potrzebne.
Plusem jest, że momenty, które nie mają żadnego wpływu na dalszą akcje są
wyrzucone, jednak czasami zdarza się tak, że autorka skracała rozmowę, której
koniec bardzo chciałam poznać przez co trochę się irytowałam.
W pewnym momencie zaczęłam czytać tę książkę wolniej,
ponieważ nie chciałam jej skończyć. Specjalnie nie zabrałam jej do szkoły, bo
słyszałam, że można się pod koniec poryczeć. Przyznaję, w pewnym momencie
historia sprawia, że kręcą się łezki w oku, jednak po moim policzku ani jedna
nie spłynęła, mimo tylu zapewnień na wielu blogach i nawet fanpejdżu
wydawnictwa. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że książka naprawdę potrafi
strzaskać nasze serce na kawałki a później powoli złożyć je na nowo i sprawić,
że zabije ono ze zdwojoną siłą.
Warto jeszcze wspomnieć o bohaterach, którzy są naprawdę
genialnie wykreowani. Przede wszystkim polubiłam Nastyę, choć prawdopodobnie
gdybym poznała ją, gdy była pianistką to nie byłoby tak kolorowo. Dziewczyna
jest cudowna w posługiwaniu się tym językiem i mówieniem bez słów. Cieszę się,
że ta historia została pokazana w narracji pierwszoosobowej, ponieważ możemy
poczuć te wszystkie emocje, które się wylewają z niej oraz Josha – chłopaka,
który nie ma już nic.
Jednak postacią, która urzekła mnie najbardziej jest ktoś
kto pojawia się tylko czasem. Jak łatwo się domyślić chodzi o Drew, który mimo
tego jak się zachowuje tak naprawdę jest inteligentnym chłopakiem, który wie,
że popełnił błąd. Jednak nadal nie ma pojęcia jak go naprawić i to go dołuje.
Podobało mi się również to, że w książce obecne są
przekleństwa, które w obecnym świecie wśród nastolatków często królują. Całe
szczęście nie używane są one jako przecinki, jednak są dozowane i przedstawiane
w momentach, w których naprawdę ich potrzeba. Mogę czytać książki, gdzie raz na
jakiś czas pojawi się bluźnierstwo jak tutaj. Jednak nie potrafię zdzierżyć jak
co drugie bądź co trzecie słowo to „kurwa”. To jest wielka przesada.
Zanim skończę powiem Wam jeszcze coś. Jestem pewna, że za to
stwierdzenie mogę zostać wrzucona przez niektórych w czeluście piekła, jednak
całym swoim sercem i całą swoją duszą chciałabym obwieścić, że książka Morze spokoju autorstwa Katji Millay
jest lepsza od pozycji, która wstrząsa całym światem i sprawia, że nawet
najwięksi macho płaczą, czyli Gwiazd
naszych wina by John Green. Sądzę tak, ponieważ z tej pozycji wyniosłam o
wiele więcej prawdy i świata, a przede wszystkim nowych doświadczeń i nie
wylałam nawet jednej łezki niż przy GNW, gdzie poryczałam się jak głupia, a tak
naprawdę poznałam jedynie smak straty i kruchości życia. Morze spokoju dało mi więcej nadziei, więcej światła, miłości i
poświęcenia. Może i pokazało jak niestabilne jest ludzkie życie i w każdej
chwili może zniknąć, jednak dowiedziałam się również jak pachnie samotność w różnych
wymiarach.
Podsumowując, książka w pełni zasługuje na te wszystkie
pozytywne opinie, które goszczą na wielu blogach. Warto ją przeczytać, aby
poznać jak smakuje prawdziwy świat i jak życie potrafi dać w kość nawet
niewinnym nastolatkom.
Moja ocena: 9,5/10
Jak ja beczałam na "Gwiazd naszych wina", to jak będę czytać to, to nie będę wstawała z łóżka. Mam zamiar kupić, tę powieść na Targach, bo sądzę, że chodzi za mną od dłuższego czasu.
OdpowiedzUsuńBy the way: Jak u ciebie ocena jest wysoka, to na 100% się nie zawiodę.
Książka - fenomen, aż się boję po nią sięgać, bo zdążyłam nad podstawie recenzji wyhodować gigantyczne oczekiwania. Na pewno sięgnę po ,,Morze spokoju", choć wcześniej byłam sceptyczna. Bo skoro jest lepsze od Gwiazd naszych wina...
OdpowiedzUsuńCzytałam, zachwyciłam się, uwielbiam i miło wspominam, ale nie uważam, że jest lepsza od "Gwiazd naszych wina". Jest bardzo przemawiająca, mądra i wzruszająca, jednak w mojej ocenie jeszcze sporo jej brakuje do "GNW" ;) Jednak szanuję Twoje zdanie :D
OdpowiedzUsuńMam tą powieść na półce i słyszałam tyle dobrych opinii o niej, że muszę czym prędzej sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Oksy - czyli mam ją chwytać i to szybko xD
OdpowiedzUsuńWidzę, że powoli dorównujesz mi z długością recek :D
wow. recenzja Jane nie zachęciła mnie tak jak Twoja. chyba jednak warto przeczytać Morze spokoju.
OdpowiedzUsuńps - jestem czymś więcej niż największy macho najwidoczniej, bo nawet mokrych oczu przy GNW nie miałam XD
Czytałam w formie ebooka i nie wiem, czy to forma wpłynęła tak na odbiór... ale książka nie trafiła akurat do mnie. GNW pochłonęłam bardzo szybko, a "Morze spokoju" momentami aż męczyłam. Dobrze, że jest tyle książek, bo dzięki temu każdy może wybrać coś dla siebie. Ani ta historia do mnie nie trafiła ani nie udało mi się polubić żadnej z postaci. Podobał mi się wątek niemal kryminalny (z zagadkami przeszłości) i zakończenie. Zachowanie głównej bohaterki często przywoływało mi z pamięci inną książkę ("13 powodów") i może dlatego (w porównaniu z tamtą) "Morze spokoju" wypadło o wiele słabiej.
OdpowiedzUsuńOdpowiedzUsuń
Twoja recenzja jest bardzo ciekawa. Książka wydaje mi się bardzo interesująca! Sięgnę po nią :))
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę, że ta książka zyskuje same dobre opinie - chyba się jedna skuszę!
OdpowiedzUsuńhmm..... książka lepsza od "Gwiazd naszych wina" ? No way! Po prostu muszę dowiedzieć się co i jak! Opis rzeczywiście wygląda bardzo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/
Oj nie zgodzę się, że lepsza ;P Na równi bym ją dała ;D Jednak GNW wycisnęła ze mnie wszystkie łzy ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Morza spokoju" ani "Gwiazd naszych wina", więc ciężko mi się odnieść do Twoich słów, za które miałabym Cię wrzucić w czeluście piekieł :) Chętnie natomiast zapoznam się z oboma lekturami :)
OdpowiedzUsuńWow, lubię takie historie, więc muszę się za nią rozejrzeć. A popłakiwać na książkach często mi się zdarza :)
OdpowiedzUsuń