139. Recenzja „Odcięci od świata” - Emmy Laybourne
„Ale ja wierzę w niebo. Wierzę, że idą tam wszystkie piękne dusze. Ludzie innych wyznań wierzą w inne rzeczy. I dobrze. W cokolwiek wierzą, to im się przytrafi po śmierci. Myślę, że każdy z nas tworzy własne niebo.”

Tytuł: Odcięci od świata
Seria: Monument
14
Wydawnictwo:
Rebis
Ogumienie:
Okładka
jest ze skrzydełkami, ale jeśli chodzi o wygląd grafiki to powiem szczerze, że
można było się trochę bardziej postarać, choć nie jest aż tak źle. Ja zawsze
uważam, że okładka powinna przynajmniej trochę nawiązywać do treści, no i tutaj
akurat tak leciutko nawiązuje.
W środku natomiast jest dużo ciekawiej. Czcionka jest dość duża i
czytelna. Dzięki temu książkę naprawdę szybko się czyta, o ile już wciągniesz
się w akcję. Na dole każdej strony napisane jest, który dzień dzieciaki
znajdują się w tym supermarkecie, co trochę pomaga. No i jest jeszcze fajna
mapka całego Greenwaya.
Narracja:
pierwszoosobowa – gada Dean
Główny
bohater: Dean Grieder, 17/18 lat
Romans: brak (?)
Coś
oryginalnego: nie wiem czy zamknięcie grupy dzieciaków w supermarkecie jest
oryginalne podczas wielkiej katastrofy, ale przynajmniej nie muszą się martwić
o jedzenie! Yeah, cieszcie się, że macie co jeść, bo gdyby autorka była mniej
wielkoduszna to wylądowalibyście na śmietnisku!
Najlepsze
zastosowanie: Ta książka najbardziej przyda się osobom zamkniętym w
supermarkecie, podczas prawdziwego końca świata, gdy w powietrzu szaleć będą
chemikalia, które będą zamieniały ludzi z grupą 0 w potwory, osoby z grupą A
będą miały silną wysypkę, grupa AB będzie mieć halucynacje i urojenia, a grupę
B spotka bezpłodność. Jest to poradnik pisany dla osób, które nie będą mogły
przeżyć kilkunastu dniu, tygodni, miesięcy z małymi, rozwrzeszczanymi dziećmi i
swoją wielką miłością obok siebie. Mam nadzieję, że właśnie oni odnajdą w niej to,
co będzie im potrzebne, bo zdecydowanie im się to przyda.
Tykać to
kijem?: Chyba inaczej powinnam nazwać, ale niech już tak zostanie, bo mi się
strasznie podoba, mimo że mało się ma do tego, co mam do powiedzenia.
Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Tyle się słyszało, to tu, to tam,
że jest ona dość niespotykana i cudowna. A ja, jak to ja, musiałam plotki
sprawdzić. Cóż poradzić na to, że inaczej nie umiem? Ale wcale nie musiałam jej
tak od razu kupować, prawda? Ano prawda, bo teraz to trochę mi żal, że nie nabyłam,
czego innego, choć jako tako historia nie jest zła, ale przejdźmy teraz do
szczegółów i wszystko stanie się jasne. Nawet w ten ciemny i zimny dzień.
Bohaterowie: Jak widać
zaczniemy od tego, co wykreowała dla nas autorka. Fabułę poruszyłam już w jakże
zacnym punkcie o nazwie Najlepsze
zastosowanie, dlatego od razu przejdziemy do postaci, które nam
zaprezentowała, a jest ich sporo. W sumie mamy szóstkę licealistów – Dean,
Astrid, Josie, Niko, Jake i Brayden, dwójkę gimnazjalistów – Alex (brat Deana)
i Sahalia oraz szóstkę młodszych dzieci – Henry, Caroline, Max, Chloe, Ulysses i
Batiste. Mimo że jest ich naprawdę wiele to nie jest tak trudno połapać się kto
jest kto, bo każde z nich ma coś charakterystycznego. Zostali stworzeni tak,
aby łatwo się ich rozpoznawało i każde z nich miało swoją dłuższą lub krótszą
historię. Dzięki temu nie byli bez duszy i mieli wiele głębi. Nikt nie został
pominięty i każdy się czymś wyróżnił. Gdyby nie była to historia opowiadana w
narracji pierwszoosobowej to nie potrafiłabym wskazać kto jest głównym
bohaterem. Każdy był choć trochę ujęty w tej książce i to było fajne! Wreszcie
nie było kogoś kto rzucałby się tak mocno na pierwszy plan.
Mimo wszystko głównym bohaterem pozostaje Dean, który jest naprawdę
ciekawą osobą, mimo że czasami miewał swoje gorsze momenty. Można mu to jednak wybaczyć.
Nikt nie jest idealny i ma swoje słabości, a on miał taką jedną i to dość mocno
widoczną. Cieszę się jednak, że została w nim ta cząstka samego siebie i nie
poddał się tak łatwo, choć kilka razy mógł.
Pióro: Jeśli
chodzi o styl autorki to powiem
szczerze, że jest on dość pomieszany. Czasem wydawało mi się, że ma wiele
oryginalności w sobie, jednak chwilę później okazywało się, że to całkiem
popularne jest co ona stosuje. Podobało mi się jednak przedstawienie Deana i
jego osobowości. Swoimi przemyśleniami pokazywał sporo, jednak można to było
mocniej ugryźć i cała historia byłaby dzięki temu dużo ciekawsza i bardziej
wciągająca…
Całokształt:
Cóż
mogę powiedzieć o tej historii? Pomysł autorka miała naprawdę dobry, bohaterów
wykreowała ciekawych, ale zabrakło mi w niej czegoś. Ta opowieść była dobra, a
nawet przeciętna, bo zabrakło w niej głębi i tak naprawdę zamiast powiedzieć
trochę więcej na temat tego, co dzieje się na zewnątrz przez ponad 300 stron
gnijemy w głupim supermarkecie. Jesteśmy jakby ślepi i błądzimy po kartach
powieści coraz bardziej się nudząc i czekając aż to wszystko trafi szlag…
Artemis
radzi: Warto zaczynać przygodę z tą książką? Oczywiście, że to zależy
wyłącznie od Ciebie! Ja co najwyżej mogę Ci powiedzieć, że ona ni ziębi, ni
grzeje. Nie ma w niej czegoś co wywołałoby jakieś niesamowite boom i zachwyt.
Ale ma niezwykle ciekawy pomysł i szczerze powiedziawszy będę brnęła dalej w tę
trylogię tylko po to, żeby zobaczyć co z tego wyszło. Może Ty również
powinieneś?
Mój osąd: Zapchlony
wilkołak
WOW! Jaka ciekawa forma recenzji :)
OdpowiedzUsuńJa jak na razie nie mam zamiaru sięgać po ''Monument 14''.
Grupa B ma najlepiej, ja zmieniłabym się w potwora :D Jestem podekscytowana :D
OdpowiedzUsuńPo książkę nie sięgnę, bo nie lubię dzieci... dlatego ci z grupą B, moim zdaniem wyszli z katastrofy cało :D Owszem lubię Angelfall, lubię krwawą pustynię i kocham *puszcza oczko* serię Lux :D Ale im więcej dzieci, tym moja tolerancja kurczy się ze zdania na zdanie.
Co do nowego wyglądu recenzji. JEST ORGASTYCZNY! Genialny pomysł! Nareszcie będzie blog o książkach (wiem, że nie tylko o tym piszesz), który będzie wyglądał zupełnie inaczej niż cała reszta! Ukradłabym pomysł, ale to by było bezczelne i niefajne :D Zazdroszczę pomysłu! Pomysł jest przegenialny!
Czytałam tę książki i mam zamiar przeczytać dwie następne części, bo mi się ta podobała ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Bardzo fajna forma, lubię oryginalność ^^
OdpowiedzUsuńTaka forma jest cudowna! ;) Chociaż obojętnie co byś nie napisała ja i tak ogromnie pragnę przeczytać tę serię:)
OdpowiedzUsuńFajna sprawa! Takiej recenzji chyba jeszcze nie widziałam na żadnym blogu, oryginalność popłaca :D
OdpowiedzUsuńA Monument uwielbiam! Jestem po całej serii :3
Wiem, że już to wiesz, ale chciałam raz jeszcze napisać. Fajny i oryginalny sposób przedstawiania książek. Zdecydowanie na plus i powinien Cię wyróżnić na tle innych blogów książkowych. Dobra robota! A co do samej książki w jakiś sposób pomysł przyciąga moją uwagę, ale jeszcze nie jestem pewna czy mam siłę do użerania się z nią :P
OdpowiedzUsuńMam na półce, czeka na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuń