139. Recenzja „Odcięci od świata” - Emmy Laybourne

listopada 10, 2014
„Ale ja wierzę w niebo. Wierzę, że idą tam wszystkie piękne dusze. Ludzie innych wyznań wierzą w inne rzeczy. I dobrze. W cokolwiek wierzą, to im się przytrafi po śmierci. Myślę, że każdy z nas tworzy własne niebo.”
Autor: Emmy Laybourne

Tytuł: Odcięci od świata

Seria: Monument 14

Wydawnictwo: Rebis

Ogumienie: Okładka jest ze skrzydełkami, ale jeśli chodzi o wygląd grafiki to powiem szczerze, że można było się trochę bardziej postarać, choć nie jest aż tak źle. Ja zawsze uważam, że okładka powinna przynajmniej trochę nawiązywać do treści, no i tutaj akurat tak leciutko nawiązuje.

W środku natomiast jest dużo ciekawiej. Czcionka jest dość duża i czytelna. Dzięki temu książkę naprawdę szybko się czyta, o ile już wciągniesz się w akcję. Na dole każdej strony napisane jest, który dzień dzieciaki znajdują się w tym supermarkecie, co trochę pomaga. No i jest jeszcze fajna mapka całego Greenwaya.

Narracja: pierwszoosobowa – gada Dean

Główny bohater: Dean Grieder, 17/18 lat

Romans: brak (?)

Coś oryginalnego: nie wiem czy zamknięcie grupy dzieciaków w supermarkecie jest oryginalne podczas wielkiej katastrofy, ale przynajmniej nie muszą się martwić o jedzenie! Yeah, cieszcie się, że macie co jeść, bo gdyby autorka była mniej wielkoduszna to wylądowalibyście na śmietnisku!

Najlepsze zastosowanie: Ta książka najbardziej przyda się osobom zamkniętym w supermarkecie, podczas prawdziwego końca świata, gdy w powietrzu szaleć będą chemikalia, które będą zamieniały ludzi z grupą 0 w potwory, osoby z grupą A będą miały silną wysypkę, grupa AB będzie mieć halucynacje i urojenia, a grupę B spotka bezpłodność. Jest to poradnik pisany dla osób, które nie będą mogły przeżyć kilkunastu dniu, tygodni, miesięcy z małymi, rozwrzeszczanymi dziećmi i swoją wielką miłością obok siebie. Mam nadzieję, że właśnie oni odnajdą w niej to, co będzie im potrzebne, bo zdecydowanie im się to przyda.

Tykać to kijem?: Chyba inaczej powinnam nazwać, ale niech już tak zostanie, bo mi się strasznie podoba, mimo że mało się ma do tego, co mam do powiedzenia.

Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Tyle się słyszało, to tu, to tam, że jest ona dość niespotykana i cudowna. A ja, jak to ja, musiałam plotki sprawdzić. Cóż poradzić na to, że inaczej nie umiem? Ale wcale nie musiałam jej tak od razu kupować, prawda? Ano prawda, bo teraz to trochę mi żal, że nie nabyłam, czego innego, choć jako tako historia nie jest zła, ale przejdźmy teraz do szczegółów i wszystko stanie się jasne. Nawet w ten ciemny i zimny dzień.

Bohaterowie: Jak widać zaczniemy od tego, co wykreowała dla nas autorka. Fabułę poruszyłam już w jakże zacnym punkcie o nazwie Najlepsze zastosowanie, dlatego od razu przejdziemy do postaci, które nam zaprezentowała, a jest ich sporo. W sumie mamy szóstkę licealistów – Dean, Astrid, Josie, Niko, Jake i Brayden, dwójkę gimnazjalistów – Alex (brat Deana) i Sahalia oraz szóstkę młodszych dzieci – Henry, Caroline, Max, Chloe, Ulysses i Batiste. Mimo że jest ich naprawdę wiele to nie jest tak trudno połapać się kto jest kto, bo każde z nich ma coś charakterystycznego. Zostali stworzeni tak, aby łatwo się ich rozpoznawało i każde z nich miało swoją dłuższą lub krótszą historię. Dzięki temu nie byli bez duszy i mieli wiele głębi. Nikt nie został pominięty i każdy się czymś wyróżnił. Gdyby nie była to historia opowiadana w narracji pierwszoosobowej to nie potrafiłabym wskazać kto jest głównym bohaterem. Każdy był choć trochę ujęty w tej książce i to było fajne! Wreszcie nie było kogoś kto rzucałby się tak mocno na pierwszy plan.

Mimo wszystko głównym bohaterem pozostaje Dean, który jest naprawdę ciekawą osobą, mimo że czasami miewał swoje gorsze momenty. Można mu to jednak wybaczyć. Nikt nie jest idealny i ma swoje słabości, a on miał taką jedną i to dość mocno widoczną. Cieszę się jednak, że została w nim ta cząstka samego siebie i nie poddał się tak łatwo, choć kilka razy mógł.

Pióro: Jeśli chodzi o styl autorki to powiem szczerze, że jest on dość pomieszany. Czasem wydawało mi się, że ma wiele oryginalności w sobie, jednak chwilę później okazywało się, że to całkiem popularne jest co ona stosuje. Podobało mi się jednak przedstawienie Deana i jego osobowości. Swoimi przemyśleniami pokazywał sporo, jednak można to było mocniej ugryźć i cała historia byłaby dzięki temu dużo ciekawsza i bardziej wciągająca…

Całokształt: Cóż mogę powiedzieć o tej historii? Pomysł autorka miała naprawdę dobry, bohaterów wykreowała ciekawych, ale zabrakło mi w niej czegoś. Ta opowieść była dobra, a nawet przeciętna, bo zabrakło w niej głębi i tak naprawdę zamiast powiedzieć trochę więcej na temat tego, co dzieje się na zewnątrz przez ponad 300 stron gnijemy w głupim supermarkecie. Jesteśmy jakby ślepi i błądzimy po kartach powieści coraz bardziej się nudząc i czekając aż to wszystko trafi szlag…

Artemis radzi: Warto zaczynać przygodę z tą książką? Oczywiście, że to zależy wyłącznie od Ciebie! Ja co najwyżej mogę Ci powiedzieć, że ona ni ziębi, ni grzeje. Nie ma w niej czegoś co wywołałoby jakieś niesamowite boom i zachwyt. Ale ma niezwykle ciekawy pomysł i szczerze powiedziawszy będę brnęła dalej w tę trylogię tylko po to, żeby zobaczyć co z tego wyszło. Może Ty również powinieneś?

Mój osąd: Zapchlony wilkołak

8 komentarzy:

  1. WOW! Jaka ciekawa forma recenzji :)
    Ja jak na razie nie mam zamiaru sięgać po ''Monument 14''.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grupa B ma najlepiej, ja zmieniłabym się w potwora :D Jestem podekscytowana :D
    Po książkę nie sięgnę, bo nie lubię dzieci... dlatego ci z grupą B, moim zdaniem wyszli z katastrofy cało :D Owszem lubię Angelfall, lubię krwawą pustynię i kocham *puszcza oczko* serię Lux :D Ale im więcej dzieci, tym moja tolerancja kurczy się ze zdania na zdanie.

    Co do nowego wyglądu recenzji. JEST ORGASTYCZNY! Genialny pomysł! Nareszcie będzie blog o książkach (wiem, że nie tylko o tym piszesz), który będzie wyglądał zupełnie inaczej niż cała reszta! Ukradłabym pomysł, ale to by było bezczelne i niefajne :D Zazdroszczę pomysłu! Pomysł jest przegenialny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam tę książki i mam zamiar przeczytać dwie następne części, bo mi się ta podobała ;)

    http://pasion-libros.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajna forma, lubię oryginalność ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Taka forma jest cudowna! ;) Chociaż obojętnie co byś nie napisała ja i tak ogromnie pragnę przeczytać tę serię:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna sprawa! Takiej recenzji chyba jeszcze nie widziałam na żadnym blogu, oryginalność popłaca :D
    A Monument uwielbiam! Jestem po całej serii :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, że już to wiesz, ale chciałam raz jeszcze napisać. Fajny i oryginalny sposób przedstawiania książek. Zdecydowanie na plus i powinien Cię wyróżnić na tle innych blogów książkowych. Dobra robota! A co do samej książki w jakiś sposób pomysł przyciąga moją uwagę, ale jeszcze nie jestem pewna czy mam siłę do użerania się z nią :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam na półce, czeka na przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.