153. Recenzja „Obsydian” - Jennifer L. Armentrout
„Zawsze uważałem, że najpiękniejsi ludzie, naprawdę piękni w środku i na zewnątrz, to tacy, którzy nie są świadomi swojego wpływu. Ci, którzy chwalą się swoim pięknem, co z tego mają? Ich piękno jest ulotne. To tylko skorupa, skrywająca ciemność i pustkę.”
Autor: Jennifer
L. Armentrout
Tytuł: Obsydian
Seria: Lux #1
Wydawnictwo:
Filia
Narracja: pierwszoosobowa
– Katy
Główny
bohater: Katy Swartz – 17 lat
Romans: Katy +
Daemon
Ogumienie: Jeśli
chodzi o okładkę to wygląda ona naprawdę ciekawie, jednak nie zrobiła na mnie
piorunującego wrażenia. Ale plus, że jest zielona!
Coś
oryginalnego: Zamiast wszędzie pojawiających się wampirów, wilkołaków, magów,
czarodziei i tym podobnych istot mamy tutaj styczność z kosmitami.
Najlepsze
zastosowanie: Katy właśnie przeprowadziła się ze słonecznej Florydy do
zamieszkałej przez ledwie kilka tysięcy mieszkańców Wirginii Zachodniej. Wie
dlaczego jej mama zdecydowała się tak postąpić. Wie, że jest to najlepsza
decyzja jaką mogły podjąć. Jednak nic nie potrafi jej przekonać do miasta,
gdzie dosłownie nic nie ma. Dziewczyna jest samotniczką i zdecydowanie bardziej
od towarzystwa ludzi woli książki. Swoją miłość do nich przede wszystkim
okazuje poprzez prowadzenie bloga recenzenckiego, co sprawia jej niezwykłą
radość. Kilka dni po przeprowadzce Katy dowiaduje się, że naprzeciwko mieszka
dwójka nastolatków w jej wieku. Postanawia do nich zapukać i niewinnie zapytać
o drogę do najbliższego sklepu. Drzwi otwiera jej półnagi chłopak, niesamowicie
przystojny, ale również nieskończenie arogancki. Od razu dziewczyna zauważa, że
z Deamonem raczej nie będzie jej po drodze. Niedługo później poznaje jego
siostrę bliźniaczkę – Dee, która wydaje się być całkowitym przeciwieństwem
brata. Jest miła i przyjaźnie nastawiona, nic dziwnego, że po kilku dniach są
naprawdę ze sobą zżyte. Nadal jednak przeszkadza im Deamon, któremu nie podoba
się ich przyjaźń. Mimo tego dziewczyny nadal świetnie się ze sobą dogadują i
spędzają razem czas, jednak to może doprowadzić do niewyobrażalnych
konsekwencji, które mogą zaszkodzić wielu osobom…
Tykać to
kijem?: O tej książce było bardzo głośno. Pojawiały się bardzo rozbieżne
opinie na jej temat. Jedni uważali, że jest to Zmierzch, tyle że zamiast wampirów pojawiają się kosmici. Dla
innych była to cudowna opowieść, która zasługuje na najwyższe laury. Musiałam
sprawdzić jak to z nią jest. I utknęłam. Przede wszystkim pomiędzy tymi dwoma
opiniami…
Bohaterowie: Jeśli
chodzi o Katy to przyznać muszę, że nie należy ona do najmądrzejszych osób.
Zbyt często unosiła się dumą i wolała nie słuchać Deamona tylko, dlatego że on
był dla niej niemiły przez co narażała wiele osób na śmierć.
Gdy weźmiemy pod uwagę Deamona przedstawia nam się obraz wielkiego, aroganckiego dupka, który zawsze wie lepiej. Który zawsze musi mieć ostatnie słowo. Mimo wszystko nie jest to jego naturalne zachowanie. Robił tak z ważnych powodów. I ja go rozumiem. Dla niego bratanie się z Katy było problemem i chciał, żeby ona go nienawidziła, choć jednocześnie jej pragnął. Wiem, dlaczego się z nią tak często drażnił. Po prostu lubił jak się denerwowała. Ja mam tak samo z moją siostrą. Często ją drażnię, ponieważ lubię patrzeć jak się na mnie wkurza. Deamon robił to samo.
Pióro: Książka
ma około 400 stron, ale czyta się ją niezwykle szybko dzięki wartkiej akcji i
lekkiemu stylowi autorki. Nie byłam w stanie oderwać się od czytania i jak
najszybciej chciałam dowiedzieć się jak się to wszystko skończy. Byłam
nienasycona, wciąż chciałam więcej.
Całokształt: Gdy byłam
w okolicach strony 300 spojrzałam ile jeszcze zostało mi do przeczytania.
Okazało się, że książka ma 420 stron, więc się ucieszyłam. W okolicach strony
390 zauważyłam, że jeszcze trochę do końca mi pozostało. Przekręciłam kartkę, a
tam napis: KONIEC. W tym momencie przez moją głowę przetoczyło się milion myśli
jednocześnie. Przede wszystkim były one
typu – co, już? Ale że jak to? Przecież
tam jest jeszcze około 30 stron książki! Ja chcę więcej! Droga autorko, zaraz
się do Ciebie przejdę i pożałujesz, że mnie tak potraktowałaś! Wyszło na
to, że dalej były jeszcze 3 rozdziały z perspektywy Deamona [chociaż oczywiście
ten najważniejszy się nie pojawił] oraz 2 pierwsze rozdziały drugiej części pod
tytułem Onyks. Wtedy poczułam, że
muszę poznać kontynuację. Może nie jest to jakaś wielce ambitna książka, ale
wciąga na maksa. Sprawia, że nie możemy się od niej oderwać, że chcemy jeszcze
więcej. Jest jak narkotyk, którego pragnie się mieć jak najwięcej. Którego nie
można przedawkować…
Artemis
radzi: Nie wiem czy polecać tę książkę czy nie. Nie jest ona idealna
przecież. Dialogi są trochę nienaturalne, a zachowanie głównej bohaterki
czasami wołało o pomstę do nieba. Mimo wszystko uważam, że świetnie się z nią
bawiłam. Może nie była idealna i ten obraz aroganckiego dupka przewijał się w
dziesiątkach innych powieści, ale ja i tak będę ją lubiła i z niecierpliwością
oczekiwać będę kolejnych części tej serii.
Mój osąd: Rozkładający
się zombie – 7/10
Brak komentarzy: