153. Recenzja „Obsydian” - Jennifer L. Armentrout

stycznia 29, 2015
„Zawsze uważałem, że najpiękniejsi ludzie, naprawdę piękni w środku i na zewnątrz, to tacy, którzy nie są świadomi swojego wpływu. Ci, którzy chwalą się swoim pięknem, co z tego mają? Ich piękno jest ulotne. To tylko skorupa, skrywająca ciemność i pustkę.”
Autor: Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Obsydian

Seria: Lux #1

Wydawnictwo: Filia

Narracja: pierwszoosobowa – Katy

Główny bohater: Katy Swartz – 17 lat

Romans: Katy + Daemon

Ogumienie: Jeśli chodzi o okładkę to wygląda ona naprawdę ciekawie, jednak nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. Ale plus, że jest zielona!

Coś oryginalnego: Zamiast wszędzie pojawiających się wampirów, wilkołaków, magów, czarodziei i tym podobnych istot mamy tutaj styczność z kosmitami.

Najlepsze zastosowanie: Katy właśnie przeprowadziła się ze słonecznej Florydy do zamieszkałej przez ledwie kilka tysięcy mieszkańców Wirginii Zachodniej. Wie dlaczego jej mama zdecydowała się tak postąpić. Wie, że jest to najlepsza decyzja jaką mogły podjąć. Jednak nic nie potrafi jej przekonać do miasta, gdzie dosłownie nic nie ma. Dziewczyna jest samotniczką i zdecydowanie bardziej od towarzystwa ludzi woli książki. Swoją miłość do nich przede wszystkim okazuje poprzez prowadzenie bloga recenzenckiego, co sprawia jej niezwykłą radość. Kilka dni po przeprowadzce Katy dowiaduje się, że naprzeciwko mieszka dwójka nastolatków w jej wieku. Postanawia do nich zapukać i niewinnie zapytać o drogę do najbliższego sklepu. Drzwi otwiera jej półnagi chłopak, niesamowicie przystojny, ale również nieskończenie arogancki. Od razu dziewczyna zauważa, że z Deamonem raczej nie będzie jej po drodze. Niedługo później poznaje jego siostrę bliźniaczkę – Dee, która wydaje się być całkowitym przeciwieństwem brata. Jest miła i przyjaźnie nastawiona, nic dziwnego, że po kilku dniach są naprawdę ze sobą zżyte. Nadal jednak przeszkadza im Deamon, któremu nie podoba się ich przyjaźń. Mimo tego dziewczyny nadal świetnie się ze sobą dogadują i spędzają razem czas, jednak to może doprowadzić do niewyobrażalnych konsekwencji, które mogą zaszkodzić wielu osobom…

Tykać to kijem?: O tej książce było bardzo głośno. Pojawiały się bardzo rozbieżne opinie na jej temat. Jedni uważali, że jest to Zmierzch, tyle że zamiast wampirów pojawiają się kosmici. Dla innych była to cudowna opowieść, która zasługuje na najwyższe laury. Musiałam sprawdzić jak to z nią jest. I utknęłam. Przede wszystkim pomiędzy tymi dwoma opiniami…

Bohaterowie: Jeśli chodzi o Katy to przyznać muszę, że nie należy ona do najmądrzejszych osób. Zbyt często unosiła się dumą i wolała nie słuchać Deamona tylko, dlatego że on był dla niej niemiły przez co narażała wiele osób na śmierć.

Gdy weźmiemy pod uwagę Deamona przedstawia nam się obraz wielkiego, aroganckiego dupka, który zawsze wie lepiej. Który zawsze musi mieć ostatnie słowo. Mimo wszystko nie jest to jego naturalne zachowanie. Robił tak z ważnych powodów. I ja go rozumiem. Dla niego bratanie się z Katy było problemem i chciał, żeby ona go nienawidziła, choć jednocześnie jej pragnął. Wiem, dlaczego się z nią tak często drażnił. Po prostu lubił jak się denerwowała. Ja mam tak samo z moją siostrą. Często ją drażnię, ponieważ lubię patrzeć jak się na mnie wkurza. Deamon robił to samo.

Pióro: Książka ma około 400 stron, ale czyta się ją niezwykle szybko dzięki wartkiej akcji i lekkiemu stylowi autorki. Nie byłam w stanie oderwać się od czytania i jak najszybciej chciałam dowiedzieć się jak się to wszystko skończy. Byłam nienasycona, wciąż chciałam więcej.

Całokształt: Gdy byłam w okolicach strony 300 spojrzałam ile jeszcze zostało mi do przeczytania. Okazało się, że książka ma 420 stron, więc się ucieszyłam. W okolicach strony 390 zauważyłam, że jeszcze trochę do końca mi pozostało. Przekręciłam kartkę, a tam napis: KONIEC. W tym momencie przez moją głowę przetoczyło się milion myśli jednocześnie. Przede wszystkim były  one typu – co, już? Ale że jak to? Przecież tam jest jeszcze około 30 stron książki! Ja chcę więcej! Droga autorko, zaraz się do Ciebie przejdę i pożałujesz, że mnie tak potraktowałaś! Wyszło na to, że dalej były jeszcze 3 rozdziały z perspektywy Deamona [chociaż oczywiście ten najważniejszy się nie pojawił] oraz 2 pierwsze rozdziały drugiej części pod tytułem Onyks. Wtedy poczułam, że muszę poznać kontynuację. Może nie jest to jakaś wielce ambitna książka, ale wciąga na maksa. Sprawia, że nie możemy się od niej oderwać, że chcemy jeszcze więcej. Jest jak narkotyk, którego pragnie się mieć jak najwięcej. Którego nie można przedawkować…

Artemis radzi: Nie wiem czy polecać tę książkę czy nie. Nie jest ona idealna przecież. Dialogi są trochę nienaturalne, a zachowanie głównej bohaterki czasami wołało o pomstę do nieba. Mimo wszystko uważam, że świetnie się z nią bawiłam. Może nie była idealna i ten obraz aroganckiego dupka przewijał się w dziesiątkach innych powieści, ale ja i tak będę ją lubiła i z niecierpliwością oczekiwać będę kolejnych części tej serii.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.