168. Przedpremierowo: Recenzja „Czarne światła. Łzy Mai” - Martyna Raduchowska

kwietnia 17, 2015
„Jak miło, że znalazłeś coś, co nas łączy”
Autor: Martyna Raduchowska

Tytuł: Czarne światła. Łzy Mai

Seria: Czarne światła #1

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Jared Quinn – około 30 lat

Premiera: 15.05.2015

Ogumienie: Na całe swoje szczęście ja czytałam książkę zanim pojawiła się jej okładka. Myślę, że nie sięgnęłabym po nią z takim entuzjazmem, gdybym zobaczyła tę dziwacznie przedstawionego androida.

Najlepsze zastosowanie: Rok 2034. Główna siedziba Beyond Industries została zaatakowana przez grupę Equilibrium, która domaga się, aby nowy lek o nazwie reinforsyna. Nie wiedzą jednak, że przez ten lek występują niepożądane efekty uboczne. Im jednak nie wydaje się to przeszkadzać. Najważniejsze jest to, że potrafi udoskonalać wydajność układu nerwowego, pamięć czy koncentrację. Dodatkowo o cudownym działaniu reinforsyny, dzięki któremu uczucia się wzmagają dowiadują się androidy, które stworzone zostały bez jakichkolwiek uczuć, do wykonywania tylko i wyłącznie rozkazów. Dzięki temu lekowi będą wreszcie mogli poznać smak radości, smutku, żalu czy strachu. Też pragną reinforsyny. Zaczynają się zamieszki w mieście i masowe przyjmowanie leku, co doprowadza do dewastacji miasta. W końcu powstaje Mur, dzielący miasto na New Horizon i Dark Horizon. W Dark Horizon od tej pory mają żyć androidy i ludzie, którzy się zbuntowali.  

Rok 2037. Minęły trzy lata od katastrofy w Beyond Industries. Jared Quinn jest jedynym pracownikiem Beyond Industries, który przeżył tę masakrę. Przez prawie trzy lata całe jego ciało było łatane i składane z powrotem do kupy. Wiele z jego organów jest sztucznych i ma także kilka udogodnień, jak lepszy wzrok czy słuch. Nie podoba mu się to, gdyż od wydarzeń w B-Day ma uprzedzenia do androidów i wszelkiego rodzaju usprawnień. Zadowolony jest jednak, bo wraca do pracy i możliwe, że rozwiązywanie zagadek kryminalnych zajmie jego myśli. Spawy jednak nie wyglądają tak różowo, ponieważ przez te trzy lata technologia poszła do przodu i praktycznie wszystko robią maszyny. W końcu jednak pojawia się zagadka nie do rozwiązania dla maszyny. Wreszcie Jared Quinn wraca na służbę.

Tykać to kijem?: Powiem szczerze – dostałam propozycję przeczytania i zrecenzowania tej książki zupełnie bez okładki i jakiegoś dokładniejszego opisu. Głównym powodem, dla którego postanowiłam dać szansę tej opowieści jest fakt, że książkę napisała Martyna Raduchowska, której Szamankę od umarlaków oraz Demona luster czytałam i polubiłam. Chciałam sprawdzić czy aż taka zmiana tematyki będzie dla niej dobra.

Bohaterowie: Jared Quinn jest bardzo konkretnym facetem. Nie przepada za techniką i uważa, że uzależnienie od niej doprowadzi do upadku ludzkości. Sądzi, że poleganie tylko i wyłącznie na technologii sprowadzi na ludzi zagładę – w formie buntu maszyn czy po prostu zbyt wielkiego polegania na niej i powierzania im własnego życia. Mówiąc szczerze – zgadzam się z nim. Sądzę, że ciągła pogoń za nowoczesnością i technologią może sprawić, że zapomnimy jak ważny dla człowieka jest drugi człowiek…

Pióro: Od Szamanki od umarlaków, którą czytałam prawie dwa lata temu, styl autorki uległ znacznej poprawie. Było już to widoczne w Demonie luster, jednak Łzy Mai sprawiają, że zastanawiamy się czy aby na pewno te książki napisała ta sama osoba. Widać ile trudu zostało włożone w wymyślenie tak skomplikowanego świata złożonego z wielu szczegółów. Podobało mi się, że wszystko zostało przedstawione w taki sposób, że dość łatwo jesteśmy w stanie wszystko przyswoić, dzięki czemu książkę czyta się z prawdziwą lekkością, mimo że zawiera wiele trudnych wyrażeń, terminów i nazw.

Całokształt: Całą książkę czytałam z zapartym tchem oczekując, co wydarzy się dalej. Autorka stworzyła niepowtarzalny świat, w którym technika gra główne skrzypce. Gdzie człowiek stawiany jest na drugim miejscu i to maszyny robią praktycznie wszystko za ludzi. Natomiast człowiek tak przyzwyczaił się do wszelkich udogodnień, że trudno jest mu wyobrazić sobie świat bez nich.

Świat wykreowany przez Martynę Raduchowską jest obłędny i naprawdę się w nim zakochałam. To trochę takie ostrzeżenie, że gdy będziemy polegać tylko i wyłącznie na technice to się w niej zatracimy i zapomnimy o innym człowieku i jak wartościowy był zanim nastała era maszyn i robotów. Dzięki kilku awariom zasilania ludzie wreszcie mają co robić, jednak niektórzy nie bardzo wiedzą co. Uzależnieni od techniki zapomnieli o tym, co potrafią. Obawiam się, że może to być mała wizja naszej przyszłości. Choć wolałabym żeby tak nie było…

Artemis radzi: Moją rekomendacją będzie fakt, że po przeczytaniu ostatnich kilku zdań miotałam się po domu nie wiedząc co ze sobą zrobić, ponieważ jak najszybciej chciałam mieć w swoich łapkach następną część…

Mój osąd: Przystojny diabeł – 9,5/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.