168. Przedpremierowo: Recenzja „Czarne światła. Łzy Mai” - Martyna Raduchowska
„Jak miło, że znalazłeś coś, co nas łączy”
Autor: Martyna
Raduchowska
Tytuł: Czarne
światła. Łzy Mai
Seria: Czarne
światła #1
Wydawnictwo: Fabryka
Słów
Narracja: trzecioosobowa
Główny
bohater: Jared Quinn – około 30 lat
Premiera:
15.05.2015
Ogumienie: Na całe
swoje szczęście ja czytałam książkę zanim pojawiła się jej okładka. Myślę, że
nie sięgnęłabym po nią z takim entuzjazmem, gdybym zobaczyła tę dziwacznie
przedstawionego androida.
Najlepsze
zastosowanie: Rok 2034. Główna siedziba Beyond Industries została zaatakowana
przez grupę Equilibrium, która domaga się, aby nowy lek o nazwie reinforsyna. Nie
wiedzą jednak, że przez ten lek występują niepożądane efekty uboczne. Im jednak
nie wydaje się to przeszkadzać. Najważniejsze jest to, że potrafi udoskonalać
wydajność układu nerwowego, pamięć czy koncentrację. Dodatkowo o cudownym
działaniu reinforsyny, dzięki któremu uczucia się wzmagają dowiadują się
androidy, które stworzone zostały bez jakichkolwiek uczuć, do wykonywania tylko
i wyłącznie rozkazów. Dzięki temu lekowi będą wreszcie mogli poznać smak
radości, smutku, żalu czy strachu. Też pragną reinforsyny. Zaczynają się
zamieszki w mieście i masowe przyjmowanie leku, co doprowadza do dewastacji
miasta. W końcu powstaje Mur, dzielący miasto na New Horizon i Dark Horizon. W
Dark Horizon od tej pory mają żyć androidy i ludzie, którzy się zbuntowali.
Rok 2037. Minęły trzy lata od katastrofy w Beyond Industries.
Jared Quinn jest jedynym pracownikiem Beyond Industries, który przeżył tę
masakrę. Przez prawie trzy lata całe jego ciało było łatane i składane z
powrotem do kupy. Wiele z jego organów jest sztucznych i ma także kilka udogodnień,
jak lepszy wzrok czy słuch. Nie podoba mu się to, gdyż od wydarzeń w B-Day ma
uprzedzenia do androidów i wszelkiego rodzaju usprawnień. Zadowolony jest
jednak, bo wraca do pracy i możliwe, że rozwiązywanie zagadek kryminalnych
zajmie jego myśli. Spawy jednak nie wyglądają tak różowo, ponieważ przez te
trzy lata technologia poszła do przodu i praktycznie wszystko robią maszyny. W
końcu jednak pojawia się zagadka nie do rozwiązania dla maszyny. Wreszcie Jared
Quinn wraca na służbę.
Tykać to
kijem?: Powiem szczerze – dostałam propozycję przeczytania i
zrecenzowania tej książki zupełnie bez okładki i jakiegoś dokładniejszego
opisu. Głównym powodem, dla którego postanowiłam dać szansę tej opowieści jest
fakt, że książkę napisała Martyna Raduchowska, której Szamankę od umarlaków oraz Demona
luster czytałam i polubiłam. Chciałam sprawdzić czy aż taka zmiana tematyki
będzie dla niej dobra.
Bohaterowie: Jared
Quinn jest bardzo konkretnym facetem. Nie przepada za techniką i uważa, że
uzależnienie od niej doprowadzi do upadku ludzkości. Sądzi, że poleganie tylko
i wyłącznie na technologii sprowadzi na ludzi zagładę – w formie buntu maszyn
czy po prostu zbyt wielkiego polegania na niej i powierzania im własnego życia.
Mówiąc szczerze – zgadzam się z nim. Sądzę, że ciągła pogoń za nowoczesnością i
technologią może sprawić, że zapomnimy jak ważny dla człowieka jest drugi
człowiek…
Pióro: Od Szamanki od umarlaków, którą czytałam
prawie dwa lata temu, styl autorki uległ znacznej poprawie. Było już to
widoczne w Demonie luster, jednak Łzy Mai sprawiają, że zastanawiamy się
czy aby na pewno te książki napisała ta sama osoba. Widać ile trudu zostało
włożone w wymyślenie tak skomplikowanego świata złożonego z wielu szczegółów.
Podobało mi się, że wszystko zostało przedstawione w taki sposób, że dość łatwo
jesteśmy w stanie wszystko przyswoić, dzięki czemu książkę czyta się z
prawdziwą lekkością, mimo że zawiera wiele trudnych wyrażeń, terminów i nazw.
Całokształt: Całą
książkę czytałam z zapartym tchem oczekując, co wydarzy się dalej. Autorka
stworzyła niepowtarzalny świat, w którym technika gra główne skrzypce. Gdzie
człowiek stawiany jest na drugim miejscu i to maszyny robią praktycznie
wszystko za ludzi. Natomiast człowiek tak przyzwyczaił się do wszelkich
udogodnień, że trudno jest mu wyobrazić sobie świat bez nich.
Świat wykreowany przez Martynę Raduchowską jest obłędny i naprawdę
się w nim zakochałam. To trochę takie ostrzeżenie, że gdy będziemy polegać
tylko i wyłącznie na technice to się w niej zatracimy i zapomnimy o innym
człowieku i jak wartościowy był zanim nastała era maszyn i robotów. Dzięki
kilku awariom zasilania ludzie wreszcie mają co robić, jednak niektórzy nie
bardzo wiedzą co. Uzależnieni od techniki zapomnieli o tym, co potrafią.
Obawiam się, że może to być mała wizja naszej przyszłości. Choć wolałabym żeby
tak nie było…
Artemis
radzi: Moją rekomendacją będzie fakt, że po przeczytaniu ostatnich kilku
zdań miotałam się po domu nie wiedząc co ze sobą zrobić, ponieważ jak
najszybciej chciałam mieć w swoich łapkach następną część…
Mój osąd: Przystojny
diabeł – 9,5/10
Brak komentarzy: