170. Recenzja „Byliśmy łgarzami” - E. Lockhart
„Milczenie to warstwa ochronna, zabezpieczająca przed cierpieniem.”
Autor: E.
Lockhart
Tytuł: Byliśmy
łgarzami
Wydawnictwo: YA! [Grupa wydawnicza Foksal]
Narracja: pierwszoosobowa
– Cadence
Główny
bohater: Cadence Sinclair-Eastman – 17 lat
Romans: Cadence +
Gat
Ogumienie: Gdy
pojawiła się okładka wszyscy trochę ponarzekali, bo prezentuje się gorzej od
wersji pierwotnej. Ja miałam dość neutralne podejście i tak naprawdę do tej
pory do końca nie wiem czy podoba mi się ta okładka, czy wręcz przeciwnie.
Przynajmniej nie można jej wrzucić do kategorii ‘Grafik płakał jak projektował’,
więc chyba nie jest najgorzej.
Najlepsze
zastosowanie: Sinclairowie – rodzina zamożna, która może sobie pozwolić sobie
na wszystko, nawet na posiadanie własnej wyspy. Tipper i Harris Sinclair mają
trzy córki: Penny, Carrie i Bess. Każda z nich jest piękna, opalona i
utalentowana, a także dobrze wykształcona. Darzyli oni swoje córki tak wielką
miłością, że na swojej prywatnej wyspie wybudowali trzy domy i każdy miał swoją
nazwę: Windemere dla Penny, Red Gate dla Carrie oraz Cuddledown dla Bess. Każda
z córek Sinclairów dała swoim rodzicom jasnowłose wnuczęta. Najstarszą wnuczką
jest Cadence – córka Penny, zaledwie trzy tygodnie młodszy jest Johnny, syn
Carrie, natomiast córka Bess – Mirren – urodziła się jeszcze później. Ta trójka
będąca mniej więcej w tym samym wieku tworzy grupę o nazwie Łgarze. Podczas
ósmego lata na Beechwood dołączył do nich siostrzeniec chłopaka Carrie. Miał na
imię Gat i widać było, że pochodził z całkiem innej rodziny. Z rodziny, która
musi przejmować się co chwilę pieniędzmi i nie potrafi wydawać ich na głupoty.
Mimo tego rodzina Sinclairów co rok zapraszała go na wyspę. I co roku Łgarze
świetnie się na niej bawili. Do czasu wypadku, który miał miejsce podczas
piętnastego lata. Cadence prawie utonęła i od tamtej pory towarzyszą jej
straszliwe migreny. Dziewczyna nie pamięta wypadku ani prawie całego tamtego
lata. Wreszcie po dwóch latach wraca na Beechwood, aby dowiedzieć się prawdy. A
może być ona bardziej przerażająca niż kiedykolwiek przypuszczała.
Tykać to
kijem?: Zanim książka wyszła w Polsce już było o niej głośno. Myślałam
nawet czy nie kupić jej po angielsku, ponieważ zbierała naprawdę dobre opinie. W
poniedziałek książka trafiła w moje łapki i tego samego dnia ją pochłonęłam,
ale nie znaczy to wcale, że była cudowna…
Bohaterowie: Cadence…
Hm… Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić czy mi się podobała, czy wręcz
przeciwnie. Mam w stosunku do niej dość mieszane uczucia i tak naprawdę do
końca nie wiem dlaczego. Choć jasno można stwierdzić, że do najgenialniejszych
postaci to ona nie należy…
O reszcie nawet szkoda pisać, ponieważ są straszliwie papierowi i
bez wyrazu. Nie wnoszą żadnych głębszych emocji do powieści i tak naprawdę nic
się o nich nie dowiadujemy.
Pióro: Styl
Lockhart jest cholernie męczący. Ciężko jest zrozumieć co w danym momencie
chodziło jej po głowie i najgorsze w tym wszystkim jest to, że mimo że autorka
starała się stworzyć wydarzenia czytelnie i klarownie to wyszło to jako jedna
wielka breja. Zdarzenia sprzed dwóch lat, czyli z lata, kiedy zdarzył się
straszliwy wypadek są wymieszane z tym, co działo się w lecie, kiedy Cadence
poznała prawdę o wszystkim. Dopiero na samym końcu, kiedy cała prawda wychodzi
na jaw można zrozumieć, co kiedy miało miejsce. Wcześniej, przez ponad połowę
książki błądzimy we mgle.
Całokształt: W całej
opowieści dokuczał mi niemiłosiernie brak jakiejkolwiek akcji. Gdyby chociaż
miał miejsce jakiś ciekawy romans czy cokolwiek, co mogłoby wzbudzić ciekawość,
książkę czytałoby się z większym zainteresowaniem. Moim zdaniem wygląda to jak
zlepek nic nieznaczących wydarzeń z życia bogatej rodziny, których spotkała
wielka tragedia. Denerwowało mnie zachowanie Harrisa, czyli dziadka Cadence,
ponieważ wydawało się jakby ogłosił konkurs na najlepszą córkę i tylko
zwyciężczyni dostałaby po jego śmierci cały majątek. A córeczki skakały wokół
ojca będąc na każde jego skinienie i starając się mu dogodzić. Poza tym
irytował mnie wszechobecny egoizm. No bo przecież skoro jestem bogaty to cały
świat mam w nosie, prawda?
Artemis
radzi: Szczerze mówiąc – nie podobała mi się historia przedstawiona na
kartach tej powieści. Nie płynie z niej żadna nauka. Podczas czytania czeka nas
nuda, a nie trochę zabawy. Nawet nie jest to dobra pozycja na relaks. Krótko
mówiąc – nie polecam.
Mój osąd: Wredny
chochlik – 3/10
Brak komentarzy: