175. Recenzja „Love, Rosie” - Cecelia Ahern

czerwca 07, 2015
„Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić.”
Autor: Cecelia Ahern

Tytuł: Love, Rosie

Wydawnictwo: Akurat

Narracja: Powiedzmy, że pierwszoosobowa

Główny bohater: Rosie Dunne i Alex Stewart

Ogumienie: Tu akurat mamy do czynienia z okładką filmową, więc ciężko jest powiedzieć czy jest odpowiednia do książki. Mimo wszystko jednak wydaje mi się, że nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać, choć przecież zawsze może być lepiej.

Coś oryginalnego: Cała książka stworzona jest z maili, rozmów na czacie, smsów, listów czy kartek urodzinowych albo zaproszeń. Mówiąc szczerze na początku trochę się obawiałam, że nie będzie to najprzyjemniejsze i sporo rzeczy nie zostanie wyjaśnionych, ale tak naprawdę wypadło to świetnie i chętnie przeczytałabym jeszcze jakąś książkę napisaną w ten sposób.

Najlepsze zastosowanie: Rosie i Alex znają się od małego i odkąd tylko się poznali wiedzieli, że będą najlepszymi przyjaciółmi. Przez lata dorastali, spędzając czas razem. Podczas 16 urodzin Rosie, Alex zabrał ją do pubu i dzięki fałszywym dowodom osobistym udało im się upić. Wszystko uszłoby im na sucho, gdyby nie to, że dziewczyna spadła ze stołka i rozcięła sobie głowę. Musieli udać się do szpitala, skąd poinformowano ich rodziców o stanie rzeczy. Dostali szlaban, ale nadal się komunikowali. Rok później okazało się, że Alex z pięknego Dublina wyjeżdża, gdyż jego ojciec dostał pracę w Bostonie. Rosie nie była zadowolona z takiego obrotu spraw i nie sądziła, że wyjazd Alexa może tak boleć. Mimo rozłąki zawsze pozostawali w kontakcie i rozmawiali na każdy temat. W końcu doszli do wniosku, że na dobre wyszedł im ten wyjazd, ponieważ zaczęli się uczyć i ich wymarzone szkoły stały dla nich otworem. Planowali wspólne studiowanie w Bostonie – Alex na medycynie, a Rosie na hotelarstwie. Najpierw jednak odbywał się bal absolwentów, na który dziewczyna miała pójść ze swoim najlepszym przyjacielem. Świat jednak obrócił się przeciwko nim. Okazało się, że wszystkie loty do Dublina są pełne i Alex nie dotrze na bal. Z tego powodu Rosie poszła z Brianem i całe jej życie wywróciło się do góry nogami...

Tykać to kijem?: W roku ubiegłym miała premierę ekranizacja książki Na końcu tęczy, zmieniono jednak tytuł na Love, Rosie i dopiero wtedy dowiedziałam się o istnieniu tej książki, a przede wszystkim, że napisała ją ta sama autorka co PS Kocham Cię [co prawda nie czytałam, ale słyszałam o filmie, którego nie oglądałam :P]. Na początku mnie do niej nie ciągnęło, ale w końcu wymieniłam się i doszłam do wniosku, że spróbuję się z nią zapoznać.

Bohaterowie: Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni prawie całego życia Rosie i Alexa. Poznajemy ich bardzo dobrze, choć przyznać trzeba, że więcej dowiadujemy się o dziewczynie, gdyż to ona częściej pisze listy i maile. Zagłębiamy się w jej życie, przeżywając z nią wzloty i upadki, szczęśliwe chwile i smutne. I wciąż nie możemy uwierzyć, w to jaki los potrafi być okrutny, a zarazem cudowny. Rosie jednak radzi sobie z każdą przeciwnością losu i nawet, jeśli czasami miała wszystkiego dość i jedyne, na co miała ochotę to było leżenie w łóżku, jakoś jednak wstawała i rzucała wyzwanie światu. Mówiąc szczerze podziwiam ją i jest ona naprawdę cudowną postacią, którą może nie we wszystkim można naśladować, ale w wielu wypadkach jak najbardziej.

Pióro: Autorka pisze naprawdę lekko i przyjemnie mi się czytało całą książkę. Mimo że początkowo miałam obawy, co do przedstawienia powieści to jednak w pewnym momencie tak się wciągnęłam, że po prostu nie mogłam się oderwać.

Całokształt: Ta opowieść jest niesamowicie czarująca i piękna. Pokazuje jakie życie potrafi być nieprzewidywalne i nawet jeśli pisalibyśmy plany na całe lata to jedna mała rzecz może sprawić, że wszystko weźmie w łeb. I to jest doprawdy cudowne i niesamowite. Co prawda można się wkurzać na to życie i wciąż nie móc zrozumieć jak to wszystko możliwe, ale i tak nic nie zmienimy, jeśli stało się coś, co wpływa tak naprawdę na wszystko, co znaliśmy i docenialiśmy.

Artemis radzi: Książkę zdecydowanie polecam wszystkim, którzy chcą poczuć odrobinę ciepła i zobaczyć jak można się mijać, szukać i próbować wreszcie znaleźć prawdziwego siebie, a także drugą połówkę.

Mój osąd: Przystojny diabeł – 9.5/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.