186. Recenzja „Misja Ivy” - Amy Engel
„Nie próbował mnie ocalić. Pozostawił mi wolność, żebym mogła ocalić samą siebie, a to najlepszy rodzaj ratunku.”
Autor: Amy Engel
Tytuł: Misja Ivy
Seria: Misja Ivy
#1
Wydawnictwo: Akapit
Press
Narracja:
pierwszoosobowa – Ivy
Główny
bohater: Ivy Westfall – 16 lat
Romans: Ivy +
Bishop
Ogumienie: Okładka
jest dość prosta, ale i wymowna. Nóż schowany za plecami dziewczyny symbolizuje
zdradę. W końcu, jak można przeczytać w opisie, Ivy musi zabić własnego męża.
Co sprawia, że zarówno okładka, fabuła i tytuł idealnie się uzupełniają.
Najlepsze
zastosowanie: Świat nawiedziła wojna nuklearna i niewielu ludzi przetrwało. W
mieście o nazwie Westfall żelazną ręką rządzi prezydent Lattimer. Pięćdziesiąt
lat wstecz jego ród i ród założycieli toczyli wojnę o władzę w mieście. W końcu
sprzymierzeńcy Wesfallów musieli się poddać. Od tamtej pory nic nie jest takie
samo. Dwa razy do roku urządzane są śluby, gdy nastolatkowie wychodzą za
siebie. Raz jest to chłopak z rodu wygranych łączony w parę z dziewczyną z rodu
przegranych, natomiast kilka miesięcy później role się odwracają. Jednak te
pierwsze są ważniejsze i bardziej uroczyste. W tym roku Ivy Westfall zostanie
żoną Bishopa Lattimera. Dziewczyna, dość niepokorna i spontaniczna niczego nie
pragnie mocniej niż ucieczki sprzed ołtarza, jednak obiecała coś swojemu ojcu,
swojemu rodowi. Ma zabić Bishopa i sprawić, aby Westfallowie rządzili w
mieście. Nic jednak nie jest takie proste jakim się wydaje, a wydarzenia z
przeszłości i kreująca się przed dziewczyną przyszłość sprawiają, że zaczyna
się wahać. A to może ją kosztować życie.
Tykać to
kijem?: Gdy po raz pierwszy przeczytałam opis tej książki pomyślałam, że
będzie dobra na odprężenie, zwłaszcza że zapowiadała się jako dość
przewidywalna lektura. Właśnie z tego powodu poszukiwałam jej na targach w
Warszawie. Kupiłam, przeczytałam, a teraz oceniam.
Bohaterowie: Ivy jest
wyrazistą osobą, wyróżniającą się z tłumu papierowych postaci pokazanych w tej
książce. Nie mówię tutaj, że autorka słabo ich przedstawiła. Po prostu
wyglądają one jakby zostały hurtem wycięte z papieru, aby wykonywać polecenia
prezydenta, nie posiadając własnego rozumu i woli. Ivy często mówi, co myśli i
nie szczędzi słów, nawet, jeśli zwraca się do samego prezydenta. Wszystko, co
jej leży na wątrobie wyrzuca z siebie z prędkością karabinu i naprawdę mi się
to podoba. Jasno i wyraźnie mówi, co jej w duszy gra i nie owija w bawełnę.
Przez to staje się prawdziwą i interesującą postacią, która potrafi się
postawić, a przede wszystkim ma własny rozum i wolę.
Pióro: Cała
powieść napisana jest lekko i naprawdę przyjemnym językiem. Sprawia to, że
książkę się po prostu łyka. Przede wszystkim jednak wartka akcja i ciekawe
wydarzenia i niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że pozycja nabiera kolorów
i człowiek ma ochotę się w nią zagłębić.
Całokształt: Przyznać
muszę, że mam w stosunku niej dość mieszane odczucia. Jak się spodziewałam
książka była dość przewidywalna i kilka sytuacji można było się domyślić już po
samym opisie. Ivy jednak potrafi zaskoczyć i ostatnie wydarzenia sprawiają, że
ze zdziwieniem śledzimy jej losy. Co sprawia, że po przeczytaniu ostatnich słów
jedyne, na co mamy ochotę to posiadania następnej części w swoich rękach, żeby
móc sprawdzić, co się wydarzy. Jak dalej potoczą się losy Ivy i co zrobi w tej
sytuacji, w której się znalazła.
Właśnie to podoba mi się najbardziej. Czytelnik wie tak naprawdę,
czego się spodziewać. Ale tak naprawdę na samym końcu i tak zostanie
zaskoczony. Może i powieść nie zapowiada się niesamowicie, ale myślę, że jak na
młodzieżówkę spisuje się naprawdę dobrze.
Kasia radzi: Sądzę, że nie każdemu się ona spodoba, przede wszystkim, dlatego
że jak wspominałam zawiera kilka łatwych do przewidzenia wątków. Mimo wszystko
powiedziałabym, że jeśli ktoś szuka lekkiej, niezobowiązującej i przyjemniej
lektury to Misja Ivy idealnie się do
tego nadaje. Można się przy niej zrelaksować i poznać interesujące postaci.
Mój osąd: Rozkładający
się zombie – 7/10
Brak komentarzy: