207. Recenzja „Rycerz sowy” - Mercedes Lackey, Larry Dixon

października 16, 2015
„Ubieraj się najlepiej, jak możesz. Bohaterowie na portretach zawsze wyglądają niesamowicie, a nigdy nie wiesz, kiedy nadejdzie twoja kolej, żeby stać się żywą legendą”
Autor: Mercedes Lackey, Larry Dixon

Tytuł: Rycerz Sowy

Seria: Sowi Mag #3

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Darian Firkin – 22 lata

Romans: Darian + Keisha

Ogumienie: Z tego miejsca chciałabym ogromnie pogratulować grafikowi za stworzenie tak świetnych okładek do tej serii. Może i nie każda skradła moje serce (moim skromnym zdaniem najlepszą okładkę ma część druga) to i tak uważam, że stworzył on coś niebywałego, w prosty i łatwy sposób oddającego treść lektury. Brawo.

UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ I DRUGIEJ CZĘŚCI [LOT SOWY ORAZ OCZY SOWY]! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Najlepsze zastosowanie: Życie w Dolinie przebiega spokojnie i Darian bez zbędnego zamartwiania się może zajmować się osiągnięciem pod okiem Śnieżnego Ognia tytułu mistrzowskiego. Niespodziewanie jednak dochodzą do Zagajnika Errolda wieści, że został im przydzielony herold. Będzie on ważną osobistością i jak na Sokolich Braci przystało należy mu wyprawić ucztę z okazji jego przybycia. Dodatkowo jednak lord Breon pragnie mianować Dariana tytułem rycerskim. Chłopak nie do końca rozumie jego postępowanie, ale mocno onieśmielony się zgadza. Do tego szaman z plemienia Kota-Ducha pragnie przyjąć maga w swoje szeregi. Jeśli jednak byłoby mało to Śnieżny Ogień robi Darianowi egzamin, który potwierdzi jego mistrzowski status. Z nadmiaru wydarzeń chłopak zostaje całkowicie przez nie pochłonięty, że nie zważa na dziwne sny, które ostatnimi czasy go nawiedzają. Kiedy wreszcie ma okazję chwilę się nad nimi zastanowić, bo zapowiadany herold razem ze swoim asystentem, którym okazała się być siostra Keishy Shandi wreszcie przybył i Darian dokonał wszystkich od niego wymaganych przyrzeczeń, dowiaduje się dość niesamowitych rzeczy. Po dziesięciu latach wreszcie ma czas zająć się własnymi, prywatnymi sprawami i postanawia zrobić to, co powinno być zrobione już dawno – chcę się dowiedzieć czy jego rodzice żyją, a jeśli tak to znaleźć ich i spotkać się z nimi. To jedyne marzenie Dariana, ale czy się uda?

Tykać to kijem?: Valdemar to miejsce, do którego zawsze chcę wracać. Nie ma znaczenia, że przeczytałam dopiero dwie trylogie, dziejące się w tym miejscu. Pragnę ponownie go odwiedzić, choć wiem, że to będzie trudne ze względu na brak książek w księgarniach.

Bohaterowie: Darian już w poprzedniej części wyrastał na mężczyznę. W tym tomie jest ukazane wiele przykładów męstwa, sprawiedliwości i skromności z jego strony. Przez trzy części, które rozgrywały się na przestrzeni około dziewięciu lat poznajemy go dokładnie i wiemy jak postępuje w danej sytuacji. Chłopak wyrastał na naszych oczach na wspaniałego mężczyznę gotowego oddać wszystko za swój lud i ludzi, których kocha. Był zdolny do odważnych czynów, będąc jednocześnie skromnym i niekiedy nie udawał, że się nie boi. Bo przecież odwaga to nie to samo co brak strachu. Darian jest przykładem interesującego i pełnego cech przywódczych bohatera, który mimo wielu obowiązków i obietnic nadal pozostaje takim samym człowiekiem, który wcale nie pyszni się swoim statusem, używając go tylko w koniecznych sytuacjach. Stał się też człowiekiem, który potrafi przekładać problemy innych ponad swoje. Jednak kiedy chodzi o jego rodzinę to potrafi być zaciekły i nigdy się nie poddaje, dopóki wszyscy nie będą bezpieczni. Te wszystkie zalety sprawiają, że naprawdę go polubiłam i ciężko jest mi się z nim żegnać. Uważam go za naprawdę godną naśladowania postać i mimo wszystko mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

W całej książce pojawia się wiele postaci i wiele z nich jest interesujących. Między innymi Kel, czyli gryf, który nie zna słowa skromność i zawsze chwali się swoją potęgą. Mamy też tutaj Keishę, czyli partnerkę Dariana. Jest ona uzdrowicielką i naprawdę inteligentną osobą. Uważam ją za jedną z najlepszych postaci z tej trylogii, oczywiście nie licząc samego Dariana. Podobał mi się jej tok rozumowania i rozwiązania na pozór proste, ale wymagające uwagi.

W całej serii pojawia się jeszcze wiele postaci, jednak ciężko byłoby je wszystkie wymienić. Ale mogę powiedzieć jedno – każda z nich została odpowiednio doszlifowana i nikt nie mógłby zarzucić autorom, że ich bohaterowie są sztuczni czy papierowi. Tutaj wszystko jest dopracowane z największą precyzją i nie ma nic w tej kwestii nic do gadania.

Pióro: Strasznie podoba mi się to, że autorzy w sposób wyborny posługują się narracją. Nie wiem czy pamiętacie, ale kilkukrotnie zarzucałam niektórym twórcom, że ich powieści przez narrację trzecioosobową sprawiają, że bohaterowie są strasznie papierowi i ciężko się z nimi utożsamić. Otóż tutaj nie ma takiego problemu. Każda z postaci czy wydarzeń jest idealnie dopracowana i nic nie wydaje się sztuczne czy papierowe. Za to i za płynność akcji trzeba w szczególności pogratulować autorom.

Całokształt: Pierwsza część była wstępem, pozostawiającym niedosyt i proste pytanie ‘co się stanie dalej?’. Natomiast drugi tom pełen był akcji i wydarzeń, które niekiedy potrafiły wprowadzić człowieka w osłupienie. Było to swego rodzaju rozwinięcie tematu ukazanego w Locie sowy. Jeśli jednak chodzi o Rycerza sowy to liczyłam, że będzie to puenta, która pięknie nam wszystko zakończy. I będąc całkowicie szczerą właśnie tak postrzegam tę książkę. Może i nie ma w niej zbyt wiele pędzącej akcji, bo to było w dwójce. Ale wreszcie rozwiązują się wszystkie dotąd nierozwiązane sprawy. Zostaje zamknięty każdy wątek, który został otwarty wcześniej na łamach tej serii.

Seria napisana jest w barwny i plastyczny sposób, jednak jest jedna mała rzecz, która lekko kuleje. Mam na myśli wątki miłosne. Nie są one zbyt mocno rozwinięte i brak im jakiejś szczypty magii, ale i bez tego seria jest niezwykła i sprawia, że człowiek bez pamięci się w nią zagłębia.

Kasia radzi: Są książki zwykłe, przeciętne i są takie, które zaskakują swoją plastycznością i bogactwem kolorów. Które sprawiają, że człowiek z zaskoczenia potrafi oniemieć. Ta seria znajduje się w większym stopniu w tej drugiej kategorii. Może i nie zawsze zaskakuje i lekko czuć przeciętnością, ale styl sprawia, że czuć te wszystkie kolory, które są w niej ukazane. Odczuwamy wszystkie emocje na równym poziomie co bohaterowie. Ta seria można by powiedzieć, że pokazuje ile piękna znajduje się w nieprzeciętnej przeciętności.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.