211. Recenzja „W sieci umysłów” - James Dashner

listopada 10, 2015
„– Wszystko jest względne. – Mężczyźnie nie drgnął ani jeden mięsień. – Nóż to dar niebios dla człowieka w pętach, ale śmierć dla człowieka w łańcuchach.”
Autor: James Dashner

Tytuł: W sieci umysłów

Seria: Doktryna Śmiertelności #1

Wydawnictwo: Albatros

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Michael – ok. 18 lat

Ogumienie: Gdy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę tej książki byłam pod ogromnym wrażeniem. Może nie do końca wprowadza ona nas w klimat wirtualnej rzeczywistości, ale szczerze mówiąc, jeśli się mocniej przyjrzymy możemy dostrzec kilka elementów, które nas na nią naprowadzą.

Najlepsze zastosowanie: Wirtualna rzeczywistość VirNetu wydaje się być bardziej popularnym miejscem od prawdziwego świata. Tam przesiadują prawie wszyscy ludzie, starając się żyć takim życiem, jakie czekałoby ich, gdyby świat nadal był piękny, zdrowy i niezanieczyszczony. Ludzie uwielbiają wirtualną rzeczywistość, gdyż mogą robić rzeczy, których normalnie by nie zrobili w obawie przed niechybną śmiercią. Jednym z graczy jest Michael, który razem z przyjaciółmi poznanymi właśnie w grze – Sarą i Brysonem stara się dotrzeć do jak najwyższego poziomu na  wszelkie sposoby. Także hakując. Pewnego dnia do ich uszu dochodzą plotki o tajemniczym Kainie, który bardzo mocno hakuje system narażając ludzi na śmierć. Nie tylko tą wirtualną. Michael razem z przyjaciółmi dostaje misję odnalezienia go i sprawienia, aby zaprzestał swych działań. Bez większego przygotowania i poważniejszych wytycznych wyruszają w drogę, starając się podczas jej trwania nie zginąć. Bo mógłby to być ich niechybny koniec…

Tykać to kijem?: Autor znany jest przede wszystkim z serii Więzień labiryntu, której nie udało mi się do tej pory przeczytać, głównie ze względu na dość sprzeczne opinie na jej temat. Z tego powodu postanowiłam najpierw spróbować z inną książką jego autorstwa, a jak mi się spodoba zacząć Więźnia.

Bohaterowie: Z wielkim smutkiem muszę przyznać, że postacie są bardzo słabo skonstruowane. Michael, który jest głównym bohaterem i to jego powinniśmy poznawać najmocniej, jest niezwykle papierowy i sztuczny. Brakuje mu jakiejś emocji, jakiegoś ludzkiego pierwiastka. Czegoś co sprawi, że będzie wyglądał jak pełnowymiarowy człowiek. Mimo że cała historia opowiedziana jest blisko niego, właściwie nie dowiadujemy się niczego konkretnego o nim samym. Przez całą książkę pozostaje dla nas całkowitą zagadką, którą nie do końca ma się ochotę rozwiązać.

Reszta bohaterów została jeszcze gorzej potraktowana. Nie da się na ich temat powiedzieć niczego konkretnego. Jako przykład niech posłużą na Sara i Bryson. Najlepsi przyjaciele naszego głównego bohatera. Nieźli hakerzy, którzy lubią razem z Michaelem przeżywać przygody, choć nie do końca podoba im się ta misja, która została im narzucona. Poza tymi kilkoma całkowicie zwykłymi i logicznymi w tym świecie informacjami nie dostajemy nic więcej. Również pozostają oni zagadkami, tak samo papierowymi i sztucznymi jak Michael.

Pióro: Mówiąc szczerze autor nie ma jakiegoś bardzo lekkiego pisma, ale też nie jest ono zbyt poważne. Mi książkę czytało się momentami z oporem, ale myślę, że nie była to wina stylu pisania, a historii zawartej na kartach powieści.

Całokształt: Pomysł na książkę wydawał mi się naprawdę interesujący. Zwłaszcza, że już raz miałam styczność z wirtualną rzeczywistością w książce, choć wyglądała ona całkowicie inaczej niż ta przedstawiona w pozycji Dashnera, ale moim skromnym zdaniem była od niej lepsza. Mam na myśli powieść Małgorzaty Wardy 5 sekund do Io. W sumie oczekiwałam czegoś podobnego od W sieci umysłów, ale jak widać lekko się przeliczyłam.

Główny zarzut to brak jakiejś konkretnej akcji. Przez całą książkę niezbyt wiele się dzieje i nie doświadczamy zbyt wielu niespodziewanych i nieprawdopodobnych zwrotów akcji. Nie znaczy to jednak, że książka jest przewidywalna – bywały momenty, kiedy lekko się dziwiłam poczynaniom autora, jednak nie było ich znowu aż tak wiele, aby mnie do siebie przekonać. Sam zamysł był bardzo intrygujący i zapowiadał bardzo dobrą książkę, ale do tego potrzeba dobrego autora, który poniesie całą akcję, sprawi, że historia będzie porywała, nawet wtedy kiedy zupełnie nic się nie będzie w niej działo.

Na tę chwilę nie chcę przekreślać Dashnera, ale z całą pewnością będę podchodzić do jego książek z większą dozą dystansu i nie będę od nich wymagała zbyt wiele. Dlatego myślę, że mimo wszystko rozpocznę swoją przygodę z Więźniem labiryntu i postaram się nie oczekiwać nie wiadomo czego. Jeśli po tej książce nadal będę miała takie same odczucia chyba pożegnam się z twórczością tego pana.

Kasia radzi: Nie chcę Wam odradzać tej książki, ale nie chcę też jej polecać. Niezwykle podobała mi się koncepcja i podejście do tematu wirtualnej rzeczywistości, jednak całkowicie zawiodłam się na poprowadzeniu akcji i bohaterach, którym brakowało iskry życia. Właśnie z tego powodu decyzję o zapoznaniu się z tą pozycją pozostawię Wam. Bo może nie dostrzeżecie w niej tych wad co ja.

Mój osąd: Niechlujny wampir – 6/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.