211. Recenzja „W sieci umysłów” - James Dashner
„– Wszystko jest względne. – Mężczyźnie nie drgnął ani jeden mięsień. – Nóż to dar niebios dla człowieka w pętach, ale śmierć dla człowieka w łańcuchach.”
Autor: James
Dashner
Tytuł: W sieci
umysłów
Seria: Doktryna
Śmiertelności #1
Wydawnictwo: Albatros
Narracja:
trzecioosobowa
Główny
bohater: Michael – ok. 18 lat
Ogumienie: Gdy po
raz pierwszy zobaczyłam okładkę tej książki byłam pod ogromnym wrażeniem. Może
nie do końca wprowadza ona nas w klimat wirtualnej rzeczywistości, ale szczerze
mówiąc, jeśli się mocniej przyjrzymy możemy dostrzec kilka elementów, które nas
na nią naprowadzą.
Najlepsze
zastosowanie: Wirtualna rzeczywistość VirNetu wydaje się być bardziej
popularnym miejscem od prawdziwego świata. Tam przesiadują prawie wszyscy
ludzie, starając się żyć takim życiem, jakie czekałoby ich, gdyby świat nadal
był piękny, zdrowy i niezanieczyszczony. Ludzie uwielbiają wirtualną
rzeczywistość, gdyż mogą robić rzeczy, których normalnie by nie zrobili w
obawie przed niechybną śmiercią. Jednym z graczy jest Michael, który razem z
przyjaciółmi poznanymi właśnie w grze – Sarą i Brysonem stara się dotrzeć do
jak najwyższego poziomu na wszelkie
sposoby. Także hakując. Pewnego dnia do ich uszu dochodzą plotki o tajemniczym
Kainie, który bardzo mocno hakuje system narażając ludzi na śmierć. Nie tylko
tą wirtualną. Michael razem z przyjaciółmi dostaje misję odnalezienia go i
sprawienia, aby zaprzestał swych działań. Bez większego przygotowania i
poważniejszych wytycznych wyruszają w drogę, starając się podczas jej trwania
nie zginąć. Bo mógłby to być ich niechybny koniec…
Tykać
to kijem?: Autor znany jest przede wszystkim z serii Więzień labiryntu, której nie udało mi się do tej pory przeczytać,
głównie ze względu na dość sprzeczne opinie na jej temat. Z tego powodu
postanowiłam najpierw spróbować z inną książką jego autorstwa, a jak mi się
spodoba zacząć Więźnia.
Bohaterowie: Z wielkim
smutkiem muszę przyznać, że postacie są bardzo słabo skonstruowane. Michael,
który jest głównym bohaterem i to jego powinniśmy poznawać najmocniej, jest
niezwykle papierowy i sztuczny. Brakuje mu jakiejś emocji, jakiegoś ludzkiego
pierwiastka. Czegoś co sprawi, że będzie wyglądał jak pełnowymiarowy człowiek.
Mimo że cała historia opowiedziana jest blisko niego, właściwie nie dowiadujemy
się niczego konkretnego o nim samym. Przez całą książkę pozostaje dla nas
całkowitą zagadką, którą nie do końca ma się ochotę rozwiązać.
Reszta bohaterów została jeszcze
gorzej potraktowana. Nie da się na ich temat powiedzieć niczego konkretnego.
Jako przykład niech posłużą na Sara i Bryson. Najlepsi przyjaciele naszego
głównego bohatera. Nieźli hakerzy, którzy lubią razem z Michaelem przeżywać
przygody, choć nie do końca podoba im się ta misja, która została im narzucona.
Poza tymi kilkoma całkowicie zwykłymi i logicznymi w tym świecie informacjami
nie dostajemy nic więcej. Również pozostają oni zagadkami, tak samo papierowymi
i sztucznymi jak Michael.
Pióro: Mówiąc
szczerze autor nie ma jakiegoś bardzo lekkiego pisma, ale też nie jest ono zbyt
poważne. Mi książkę czytało się momentami z oporem, ale myślę, że nie była to
wina stylu pisania, a historii zawartej na kartach powieści.
Całokształt: Pomysł na
książkę wydawał mi się naprawdę interesujący. Zwłaszcza, że już raz miałam
styczność z wirtualną rzeczywistością w książce, choć wyglądała ona całkowicie
inaczej niż ta przedstawiona w pozycji Dashnera, ale moim skromnym zdaniem była
od niej lepsza. Mam na myśli powieść Małgorzaty Wardy 5 sekund do Io. W sumie oczekiwałam czegoś podobnego od W sieci umysłów, ale jak widać lekko się
przeliczyłam.
Główny zarzut to brak jakiejś
konkretnej akcji. Przez całą książkę niezbyt wiele się dzieje i nie
doświadczamy zbyt wielu niespodziewanych i nieprawdopodobnych zwrotów akcji.
Nie znaczy to jednak, że książka jest przewidywalna – bywały momenty, kiedy
lekko się dziwiłam poczynaniom autora, jednak nie było ich znowu aż tak wiele,
aby mnie do siebie przekonać. Sam zamysł był bardzo intrygujący i zapowiadał
bardzo dobrą książkę, ale do tego potrzeba dobrego autora, który poniesie całą
akcję, sprawi, że historia będzie porywała, nawet wtedy kiedy zupełnie nic się
nie będzie w niej działo.
Na tę chwilę nie chcę przekreślać
Dashnera, ale z całą pewnością będę podchodzić do jego książek z większą dozą
dystansu i nie będę od nich wymagała zbyt wiele. Dlatego myślę, że mimo
wszystko rozpocznę swoją przygodę z Więźniem
labiryntu i postaram się nie oczekiwać nie wiadomo czego. Jeśli po tej
książce nadal będę miała takie same odczucia chyba pożegnam się z twórczością
tego pana.
Kasia
radzi: Nie chcę Wam odradzać tej książki, ale nie chcę też jej polecać.
Niezwykle podobała mi się koncepcja i podejście do tematu wirtualnej
rzeczywistości, jednak całkowicie zawiodłam się na poprowadzeniu akcji i
bohaterach, którym brakowało iskry życia. Właśnie z tego powodu decyzję o
zapoznaniu się z tą pozycją pozostawię Wam. Bo może nie dostrzeżecie w niej
tych wad co ja.
Mój
osąd: Niechlujny wampir – 6/10
Brak komentarzy: