214. Recenzja „Pochłaniacz” - Katarzyna Bonda

grudnia 31, 2015
„Życie jest jak oddech. Mamy ograniczoną pulę uderzeń serca. Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie, strach czy złość. Zawsze będą tacy, którzy chcą nas ciągnąć, kusić, przekonywać, że wiedzą, co dla nas lepsze. A trzeba po prostu iść naprzód, znaleźć dla siebie powietrze. Takie, którym chcemy oddychać.”
Autor: Katarzyna Bonda

Tytuł: Pochłaniacz

Seria: Cztery żywioły Saszy Załuskiej #1

Wydawnictwo: Muza

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Sasza Załuska – 36 lat

Ogumienie: Szczerze mówiąc ciężko jest mi coś powiedzieć na temat tej okładki. Jeśli chodzi o grafikę to może nie wpada mocno w klimat powieści, ale z całą pewnością się z nią nie gryzie, więc nie jest źle. Jedyne do czego chciałabym się przyczepić to polecajka w prawym dolnym rogu. Ja nie jestem fanką umieszczania tego typu tekstów na okładce, dlatego bardzo chętnie bym to wyrzuciła stamtąd. Tym bardziej, że ta czcionka jest tak duża.

Najlepsze zastosowanie: Sasza Załuska mieszka w Anglii razem ze swoją siedmioletnią córką Karoliną. Dokładnie siedem lat wstecz wyjechała ze swojej ojczyzny, aby w Wielkiej Brytanii zacząć studia i rozpocząć całkiem nowe życie. Teraz jednak postanawia wrócić do Polski. Mimo że przeraża ją powrót do rodziny, która nie jest do niej optymistycznie nastawiona odkąd obwieściła światu, że jest alkoholiczką, ale czuje, że powrót do kraju dobrze jej zrobi. Niedługo po przyjeździe otrzymuje łatwą pracę i postanawia się za nią zabrać. Ledwo udaje jej się porozmawiać z osobą, która może mieć coś wspólnego ze śledztwem, które zgodziła się poprowadzić, a kilka dni później leży on martwy, a jego menadżerka ledwo trzyma się życia. Mimo zapewnień, że nie wróci do policji postanawia dowiedzieć się, kim jest morderca i dlaczego zostawił kobietę przy życiu. Sasza zaczyna węszyć. Trop prowadzi do lat dziewięćdziesiątych, kiedy w Trójmieście działała mafia Słonia. Co wspólnego może mieć dawny mafiozo? Czy morderstwo sprzed dwudziestu lat może być kluczowe do odnalezienia sprawcy obecnego bałaganu?

Tykać to kijem?: Odkąd na warszawskich targach książki widziałam Katarzynę Bondę zaczęłam się zastanawiać, czy książki przez nią pisane mogłyby mi się spodobać. Już od dość dawna chciałam się z nimi zapoznać, jednak zawsze odganiały mnie jakieś inne lektury. W końcu przeczytałam Pochłaniacza i zaczęłam się zastanawiać czemu nie zrobiłam tego wcześniej.

Bohaterowie: Cała powieść przesycona jest bohaterami. Jednymi ważniejszymi, innymi trochę mniej. Przyznać, jednak trzeba, że autorka mocno się napracowała, aby każda z postaci była odpowiednio przedstawiona. Przede wszystkim, aby nie wydawała się być papierowa. Chciała stworzyć pełnowymiarowe osoby, całkowicie realistyczne i nie przerysowane.

Najważniejszą postacią oczywiście jest Sasza, która jest interesującą osobą. Nie jest to typ bohaterki, która ma piękne poukładane i zwyczajne życie. Kobieta już nie raz dostawała w kość. Przede wszystkim wpadła w alkoholizm, a kiedy się do tego przyznała jej rodzina, zamiast jej pomóc zaczęła ją obwiniać i przestali się z nią liczyć. Można by nawet rzec, że wyrzucili ją ze swojej nieskazitelnej rodzinki. Poza uzależnieniem Sasza musi samotnie wychowywać siedmioletnią córkę. Jej ojciec zmarł jeszcze przed jej narodzeniem nad czym strasznie kobieta ubolewa, choć wie, że ciężko byłoby im być razem. Te wszystkie cechy, plus jej upór i determinacja w dążeniu do celu, sprawiają, że Sasza coraz bardziej intryguje. Czytelnik pragnie poznać jej tajemnice i dowiedzieć się jak wyglądało, wygląda i wyglądać będzie jej życie. Bardzo wyrazista i zapadająca w pamięć postać.

W całej książce przewija się ogrom bohaterów. Między innymi policjant Duchnowski, laborant z kryminalistyki Jekyll (Jacek Buchwic), ksiądz Marcin Staroń, Łucja Lange... Pojawia się ich bardzo dużo, jednak te kilka ma znaczący wpływ na tempo akcji i to, co się tam dzieje. Z ich perspektywy możemy podziwiać świat ukazany w pozycji i dowiadywać się jak to wygląda z ich perspektywy. Jest to fajne, ponieważ mamy pełny obraz sytuacji i dość szerokie pole widzenia, dzięki czemu możemy sami próbować odgadnąć kto za tym wszystkim stoi.

Pióro: Katarzyna Bonda wcale nie pisze tak prosto i łatwo do zrozumienia. Często niepotrzebnie koloryzuje niektóre sytuacje ozdabiając dużą ilością słów to, co można powiedzieć w kilku. Niestety to sprawia, że czytelnik musi dłużej siedzieć nad jednym fragmentem, zastanawiając się o co dokładnie w nim chodzi. Z tego powodu książka lekko się dłuży, a czytelnik coraz bardziej się niecierpliwi.

Całokształt: Autorka dość mocno rozbudowała całą intrygę, przez co czytelnik sam raczej nie dojdzie do prawdy, choć można lekko coś podejrzewać. Z jednej strony tak mocno rozbudowana akcja jest dobra, ponieważ czytelnik będzie żył w niewiedzy do samego końca. Z drugiej jednak to sprawia, że książka jest dość długa i podczas zagłębiania się w nią można się lekko pogubić. Dlatego nie wiem czy zaliczać to do plusów czy minusów.

Powieść stworzona została bardzo szczegółowo i wyczerpująco. Widać, że autorka włożyła dużo pracy, aby każdy detal był dopracowany. To jednak sprawiło, że lekko się uciekało w całości od właściwego tematu. Dodatkowo lekko mnie denerwowały urywane akcje. Niekiedy rozdział kończył się w całkowicie nieoczekiwanym momencie i autorka później w ogóle nie wracała do urwanego wątku. Było to irytujące i sprawiało, że nie do końca byliśmy pewni tego, co się w książce dzieje.

Kasia radzi: Wcześniej nie czytałam czystych kryminałów, więc nie jestem pewna dla jakich czytelników skierowana jest to książka. Z całą pewnością jednak autorka podczas pisania lekko przesadziła i sprawiła, że maleńkie detale były ważniejsze od głównego problemu, co niesamowicie czytelnika rozprasza. Mimo kilku wad pragnę zapoznać się z kolejnymi częściami, bo widać, że w kolejnej może wydarzyć się coś niesamowitego, na co po cichu liczę.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.