214. Recenzja „Pochłaniacz” - Katarzyna Bonda
„Życie jest jak oddech. Mamy ograniczoną pulę uderzeń serca. Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie, strach czy złość. Zawsze będą tacy, którzy chcą nas ciągnąć, kusić, przekonywać, że wiedzą, co dla nas lepsze. A trzeba po prostu iść naprzód, znaleźć dla siebie powietrze. Takie, którym chcemy oddychać.”
Autor: Katarzyna Bonda
Tytuł: Pochłaniacz
Seria: Cztery żywioły Saszy Załuskiej #1
Wydawnictwo: Muza
Narracja: trzecioosobowa
Główny bohater: Sasza Załuska – 36 lat
Ogumienie: Szczerze mówiąc ciężko jest mi coś powiedzieć na temat
tej okładki. Jeśli chodzi o grafikę to może nie wpada mocno w klimat powieści,
ale z całą pewnością się z nią nie gryzie, więc nie jest źle. Jedyne do czego
chciałabym się przyczepić to polecajka w prawym dolnym rogu. Ja nie jestem
fanką umieszczania tego typu tekstów na okładce, dlatego bardzo chętnie bym to
wyrzuciła stamtąd. Tym bardziej, że ta czcionka jest tak duża.
Najlepsze zastosowanie: Sasza Załuska mieszka w Anglii razem ze
swoją siedmioletnią córką Karoliną. Dokładnie siedem lat wstecz wyjechała ze
swojej ojczyzny, aby w Wielkiej Brytanii zacząć studia i rozpocząć całkiem nowe
życie. Teraz jednak postanawia wrócić do Polski. Mimo że przeraża ją powrót do
rodziny, która nie jest do niej optymistycznie nastawiona odkąd obwieściła
światu, że jest alkoholiczką, ale czuje, że powrót do kraju dobrze jej zrobi.
Niedługo po przyjeździe otrzymuje łatwą pracę i postanawia się za nią zabrać.
Ledwo udaje jej się porozmawiać z osobą, która może mieć coś wspólnego ze
śledztwem, które zgodziła się poprowadzić, a kilka dni później leży on martwy,
a jego menadżerka ledwo trzyma się życia. Mimo zapewnień, że nie wróci do
policji postanawia dowiedzieć się, kim jest morderca i dlaczego zostawił
kobietę przy życiu. Sasza zaczyna węszyć. Trop prowadzi do lat
dziewięćdziesiątych, kiedy w Trójmieście działała mafia Słonia. Co wspólnego
może mieć dawny mafiozo? Czy morderstwo sprzed dwudziestu lat może być kluczowe
do odnalezienia sprawcy obecnego bałaganu?
Tykać to kijem?: Odkąd na warszawskich targach książki widziałam
Katarzynę Bondę zaczęłam się zastanawiać, czy książki przez nią pisane mogłyby
mi się spodobać. Już od dość dawna chciałam się z nimi zapoznać, jednak zawsze
odganiały mnie jakieś inne lektury. W końcu przeczytałam Pochłaniacza i zaczęłam
się zastanawiać czemu nie zrobiłam tego wcześniej.
Bohaterowie: Cała powieść przesycona jest bohaterami. Jednymi
ważniejszymi, innymi trochę mniej. Przyznać, jednak trzeba, że autorka mocno
się napracowała, aby każda z postaci była odpowiednio przedstawiona. Przede
wszystkim, aby nie wydawała się być papierowa. Chciała stworzyć pełnowymiarowe
osoby, całkowicie realistyczne i nie przerysowane.
Najważniejszą postacią oczywiście
jest Sasza, która jest interesującą osobą. Nie jest to typ bohaterki, która ma
piękne poukładane i zwyczajne życie. Kobieta już nie raz dostawała w kość.
Przede wszystkim wpadła w alkoholizm, a kiedy się do tego przyznała jej
rodzina, zamiast jej pomóc zaczęła ją obwiniać i przestali się z nią liczyć.
Można by nawet rzec, że wyrzucili ją ze swojej nieskazitelnej rodzinki. Poza
uzależnieniem Sasza musi samotnie wychowywać siedmioletnią córkę. Jej ojciec
zmarł jeszcze przed jej narodzeniem nad czym strasznie kobieta ubolewa, choć
wie, że ciężko byłoby im być razem. Te wszystkie cechy, plus jej upór i
determinacja w dążeniu do celu, sprawiają, że Sasza coraz bardziej intryguje.
Czytelnik pragnie poznać jej tajemnice i dowiedzieć się jak wyglądało, wygląda
i wyglądać będzie jej życie. Bardzo wyrazista i zapadająca w pamięć postać.
W całej książce przewija się
ogrom bohaterów. Między innymi policjant Duchnowski, laborant z kryminalistyki
Jekyll (Jacek Buchwic), ksiądz Marcin Staroń, Łucja Lange... Pojawia się ich
bardzo dużo, jednak te kilka ma znaczący wpływ na tempo akcji i to, co się tam
dzieje. Z ich perspektywy możemy podziwiać świat ukazany w pozycji i dowiadywać
się jak to wygląda z ich perspektywy. Jest to fajne, ponieważ mamy pełny obraz
sytuacji i dość szerokie pole widzenia, dzięki czemu możemy sami próbować
odgadnąć kto za tym wszystkim stoi.
Pióro: Katarzyna Bonda wcale nie pisze tak prosto i łatwo do
zrozumienia. Często niepotrzebnie koloryzuje niektóre sytuacje ozdabiając dużą
ilością słów to, co można powiedzieć w kilku. Niestety to sprawia, że czytelnik
musi dłużej siedzieć nad jednym fragmentem, zastanawiając się o co dokładnie w
nim chodzi. Z tego powodu książka lekko się dłuży, a czytelnik coraz bardziej
się niecierpliwi.
Całokształt: Autorka dość mocno rozbudowała całą intrygę, przez co
czytelnik sam raczej nie dojdzie do prawdy, choć można lekko coś podejrzewać. Z
jednej strony tak mocno rozbudowana akcja jest dobra, ponieważ czytelnik będzie
żył w niewiedzy do samego końca. Z drugiej jednak to sprawia, że książka jest
dość długa i podczas zagłębiania się w nią można się lekko pogubić. Dlatego nie
wiem czy zaliczać to do plusów czy minusów.
Powieść stworzona została bardzo
szczegółowo i wyczerpująco. Widać, że autorka włożyła dużo pracy, aby każdy
detal był dopracowany. To jednak sprawiło, że lekko się uciekało w całości od
właściwego tematu. Dodatkowo lekko mnie denerwowały urywane akcje. Niekiedy
rozdział kończył się w całkowicie nieoczekiwanym momencie i autorka później w
ogóle nie wracała do urwanego wątku. Było to irytujące i sprawiało, że nie do
końca byliśmy pewni tego, co się w książce dzieje.
Kasia radzi: Wcześniej nie czytałam czystych kryminałów, więc nie
jestem pewna dla jakich czytelników skierowana jest to książka. Z całą
pewnością jednak autorka podczas pisania lekko przesadziła i sprawiła, że
maleńkie detale były ważniejsze od głównego problemu, co niesamowicie
czytelnika rozprasza. Mimo kilku wad pragnę zapoznać się z kolejnymi częściami,
bo widać, że w kolejnej może wydarzyć się coś niesamowitego, na co po cichu
liczę.
Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: