215. Recenzja „Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz” - Michelle Falkoff
„Wiedziałam, że już nigdy nie będę tą samą osobą co wcześniej, i było dla mnie ważne, aby wszyscy to zrozumieli.”
Autor: Michelle Falkoff
Tytuł: Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz
Wydawnictwo: Feeria
Narracja: pierwszoosobowa – Sam
Główny bohater: Sam Goldsmith – 16 lat
Romans: Sam + Astrid
Ogumienie: Kiedy zobaczyłam tę okładkę pomyślałam, że wreszcie tytuł książki został jakoś inteligentnie przedstawiony. Ta pomysłowa i intrygująca okładka to jedyna dobra rzecz w tej pozycji. Co prawda jest coś, co mi się nie podoba. Mianowicie pozostawienie tytułu angielskiego. Nie mam pojęcia z jakiego powodu wydawnictwa zaczytają podejmować decyzje o wydawaniu książki w języku polskim z angielskim tytułem. Przecież to takie nieciekawe.
Najlepsze zastosowanie: Sam jest miłośnikiem gry Mage Warfare, w którą zawsze grał ze swoim przyjacielem Haydenem. Oboje uwielbiają również czytać komiksy. Te dwie rzeczy oraz bycie ofiarą losu, którą prześladują mięśniaki ze szkoły sprawiły, że byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Pewnego dnia poszli na imprezę, która zapoczątkowała straszne wydarzenia. Dzień po niej Sam poszedł do Haydena, aby z nim porozmawiać o tym, co zaszło. Znalazł go leżącego w łóżku z pustym pudełkiem po tabletkach i pustą butelkę po wódce. Obok znajdowała się playlista z dołączoną kartką „Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz”. Sam stracił najlepszego i jedynego przyjaciela. Nie miał z kim grać w Mage Warfare, ani czytać komiksów. Został sam z listą piosenek, która powinna mu pomóc zrozumieć z jakiego powodu jego najlepszy przyjaciel popełnił samobójstwo. Mimo że chłopak nadal nie może dojść do ładu z tym, co sie wydarzyło postanawia dowiedzieć się co było katalizatorem tego wydarzenia. Pewny jest jednego – że w pewnym sensie to on odpowiada za śmierć Haydena. Ta myśl sprawia, że chłopak nie wie jak normalnie funkcjonować. Nie wie, czy potrafi...
Tykać to kijem?: Odkąd książka pojawiła się w polskich księgarniach słyszałam o niej wiele dobrego. Sporo osób uważało, że jest to interesująca i pouczająca lektura. Postanowiłam to sprawdzić. Tym bardziej, że ostatnimi czasy pojawia się coraz więcej pozycji, w których ukazywany jest temat samobójstwa. Byłam ciekawa z jakiego powodu.
Bohaterowie: Najważniejszą postacią w całej książce jest Sam, który mocno przeżywa śmierć swojego przyjaciela. Chłopak jest papierową postacią w całej tej papierowej historii z papierową akcją. Liczyłam, że będzie to dość inteligentna i ogarnięta postać, która łatwo wprowadzi nas w ten czarno-biały świat, przepełniony żałobą. Myślałam, że ciekawie poprowadzi całą akcję. Niestety się zawiodłam. Sam jest niezdecydowany, nudny, do bólu przewidywalny. Nie ma w nim nic ciekawego. Został stworzony mocno papierowy, jak każda inna postać z tej książki. Mówiąc szczerze to on jest najlepiej skonstruowanym bohaterem w całej powieści. Postaci drugoplanowe zostały potraktowane jeszcze bardziej pobieżnie, przez co są nierealne i ciężko jest poczuć, co chcą nam przekazać. Zdecydowanie przedstawienie bohaterów nie jest najlepszą stroną autorki.
Pióro: Na całe szczęście książka napisana jest łatwym i przyjemnym językiem, więc nie trzeba się męczyć podczas czytania.
Całokształt: Wiecie co jest najgorsze w tej powieści? Playlista. Tytuł książki to Playlist for the dead. Główny bohater, aby zrozumieć dlaczego jego przyjaciel popełnił samobójstwo dostał od niego playlistę. Byłam przekonana, że odgrywa ona ogromną rolę w całej tej historii, a tak naprawdę w ogóle nie jest potrzebna. Co prawda fajnie, że autorka na pocztku każdego rozdziału umieściła jedną piosenkę, jednak do niczego to nie było potrzebne. Sam wcale nie potrzebował tej listy, aby dowiedzieć się dlaczego Hayden zdecydował się na taki, a nie inny krok. Cała playlista w ogóle nie była mu pomocna. Dlaczego więc się pytam taki tytuł ma ta książka? Co podkusiło autorkę, aby nadać tej playliście tak duży wymiar, a później nieoczekiwanie go aż tak umniejszyć? Jaki w tym sens?
Drugą złą rzeczą w tej książce jest wątek miłosny. Jest on niewyobrażalnie mocno naciągany. Ponadto przez całą opowieść wydawało mi się, że Sam wcale nie ma szesnastu lat i nie jest na tyle dorosły, aby móc się całować z dziewczynami. Jest to spowodowane dość dziecinną i nie do końca przemyślaną narracją. Właśnie dlatego wydawało mi się, że ta już osiemnastoletnia (albo siedemnastoletnia – zupełnie wyleciało mi z głowy) dziewczyna jest dużo za stara i niepotrzebnie się trudzi, aby z tym małym dzieciakiem być.
Kasia radzi: Może nie jest to najgorsza książka jaką udało mi się przeczytać w 2015 roku, jednak z całą pewnością nie jest też dobra. Plasuje się gdzieś po środku całej stawki, dlatego decyzję o tym, czy się za nią zabierać pozostawiam Wam. Ja nie mam ochoty już więcej o niej gadać.
Mój osąd: Zapchlony wilkołak – 5/10
Brak komentarzy: