258. Recenzja „Mroczne szaleństwo” - Karen Marie Moning

lipca 28, 2016
„Filmy mówią Wam, co macie myśleć. Dobra książka pozwala samodzielnie przemyśleć kilka rzeczy.”
Autor: Karen Marie Moning

Tytuł: Mroczne szaleństwo

Seria: Kroniki Mac O’Connor #1

Wydawnictwo: MAG

Narracja: pierwszoosobowa – Mac

Główny bohater: MacKayla Lane/O’Connor – 22 lata

Ogumienie: Wiem, że pięć lat wstecz pojawiały się całkiem inne okładki, ale nie ma żadnego usprawiedliwienia na taką szkaradę. Ona ani trochę nie oddaje lekko mrocznego klimatu opowieści ani nie pokazuje jak twarda jest główna bohaterka. Wszystko jest przerysowane i całkowicie inne niż w rzeczywistości. Zdecydowanie nie jestem fanką tej okładki.

Najlepsze zastosowanie: MacKayla, nazywana przez wszystkich Mac, prowadzi zwyczajne życie. W jej świecie nie ma miejsca na nieprawdopodobne wydarzenia ani wielkie tragedie. Pewnego dnia jednak cały jej świat wywraca się do góry nogami. Jej starsza siostra i jednocześnie najlepsza przyjaciółka, Alina, zostaje zamordowana. Alina wyjechała do Dublina na studia. Nikt nie przypuszczał, że już stamtąd nie wróci. Mac pragnie poznać mordercę, chce wymierzyć mu sprawiedliwość, gdyż irlandzka policja zamiotła całą sprawę pod dywan. Mimo protestów ze strony pogrążonych w rozpaczy rodziców dziewczyna wyjeżdża do Dublina, aby poznać prawdę. Chce również dowiedzieć się o kim mówiła jej siostra w ostatniej wiadomości, jaką zostawiła Mac. Dziewczyna nie podejrzewała, że odnajdzie tam więcej odpowiedzi niż przypuszczała. Znajdzie się w samym środku niebezpiecznych rozgrywek między elfami i ludźmi. Świat nie jest taki jakim się wydaje. Nie wszyscy jednak są w stanie zobaczyć go w całej okazałości. A ci, którzy są w stanie ujrzeć go w pełnej krasie, muszą się zjednoczyć inaczej wszystko, co do tej pory znali może ulec zniszczeniu.

Tykać to kijem?: Książkę kupiłam w zeszłym roku, gdyż znalazłam ją za naprawdę śmieszną cenę. Po opisie wydawała się być czymś interesującym i stwierdziłam, że skoro kosztuje niewiele to się w nią zaopatrzę.

Bohaterowie: Mac jest zdeterminowana, stanowcza i porywcza. Nie boi się zbytnio, jest dość pewna siebie i nie lubi, kiedy uprawia się z nią jakieś gierki. Właśnie dlatego bardzo ją polubiłam. Nie lubi się cackać i zawsze mówi to, co ma na myśli i nie owija w bawełnę. Dobrze, że jest taką twardą bohaterką, gdyż właśnie takie najbardziej lubię. Zdecydowane i pewne swego. Które mimo że nie zawsze wiedzą w co się pakują to i tak pchają się tam jak najmocniej. Nie wiem czy nawiązałabym z Mac nić porozumienia, ale ja z całą pewnością ją polubiłam i chciałabym jej więcej. Nie jest irytującą bohaterką, która cały czas płacze czy użala się nad sobą. Co prawda miewała słabsze momenty, ale wiele spraw się skumulowało i nawet najtwardsi ludzie mieliby problem z ogarnięciem tego rozumem bez choćby niewielkiego załamania nerwowego.

Jericho Barrons to druga z ważnych postaci w całej historii. On również potrafi widzieć elfy, jednak ma bardzo dużo tajemnic, o których nie chce nikomu mówić. Mac łączy z nim siły, gdyż wie, że sama nie da rady poznać prawdy o śmierci swojej siostry. Barrons nie jest łatwą postacią. Ma bardzo dużo masek, które zakłada w zależności od potrzeby. Potrafi niezwykle ciekawie lawirować i podpuszczać innych ludzi. Nie da się go rozgryźć i nie ma z nim łatwo. Mac i Barrons dość często się kłócą i nie mogą dojść do porozumienia. Sprzeczają się, jednak jest to coś naturalnego. Wydaje się, że bez tych przepychanek słownych nie daliby rady być sobą. Dlatego lubię ich i to jak się porozumiewają. Mówią prawdę i nie owijają w bawełnę, chyba że mocno ingeruje to w ich strefę komfortu. Wtedy milczą jak zaklęci.

Pióro: Autorka pisze dość przyjemnie, dlatego nie ma kłopotów w zaangażowanie się w całą akcję, tym bardziej, że dzieje się tam dość dużo i nie ma zbyt wiele czasu na nudę.

Całokształt: Mówiąc szczerze to nie spodziewałam się takiej historii. Myślałam, że autorka wykreowała całkiem inny świat, gdzie elfy żyją razem z ludźmi, choć nie są dość mile widziani. Okazało się jednak, że jest to opowieść, która dzieje się na Ziemi tu i teraz. A właściwie z dziesięć lat wstecz, bo wtedy została wydana ta pozycja za granicą. A z elfami ludzie żyją, choć nie mają pojęcia o ich istnieniu. Powiedziałabym, że jest to nieco młodzieżówkowa książka, na które był szał jeszcze kilka lat wstecz. Kiedy powielał się schemat: dziewczyna ma moce, o których nie ma pojęcia i musi walczyć ze złem. Tutaj jest to coś podobnego, ale główna bohaterka ma ponad dwadzieścia lat i jest mniejszym mazgajem niż większość głównych postaci z tych młodzieżówek.

Ogólnie rzecz ujmując cała opowieść nie jest zła, ale nie zrobiła na mnie też piorunującego wrażenia. Jeśli nadarzy się okazja to pewnie zabiorę się za kolejne tomy, jednak jestem ogromnie zawiedziona, gdyż w Polsce przestała ona być wydawana po tomie trzecim, a za granicą z tego co się orientuję w przyszłym roku ma mieć premierę dziewiąty tom. Szkoda, że u nas jej nie ma, bo historia wydaje się być pasjonująca i wiele ciekawych rzeczy może mieć miejsce.

Kasia radzi: Nie jest to typowa młodzieżówka, ani Urban fantasy, ale nazwałabym to czymś pomiędzy tymi dwiema kategoriami. Przede wszystkim, dlatego że główna bohaterka jest dość buntownicza, twarda i zdeterminowana, co popularne jest w Urban fantasy. Jednocześnie jednak nie miała pojęcia o swoich mocach, co nasuwa podobieństwo do młodzieżówki.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.