258. Recenzja „Mroczne szaleństwo” - Karen Marie Moning
„Filmy mówią Wam, co macie myśleć. Dobra książka pozwala samodzielnie przemyśleć kilka rzeczy.”
Autor: Karen
Marie Moning
Tytuł: Mroczne
szaleństwo
Seria: Kroniki
Mac O’Connor #1
Wydawnictwo: MAG
Narracja:
pierwszoosobowa – Mac
Główny
bohater: MacKayla Lane/O’Connor – 22 lata
Ogumienie: Wiem, że
pięć lat wstecz pojawiały się całkiem inne okładki, ale nie ma żadnego
usprawiedliwienia na taką szkaradę. Ona ani trochę nie oddaje lekko mrocznego
klimatu opowieści ani nie pokazuje jak twarda jest główna bohaterka. Wszystko
jest przerysowane i całkowicie inne niż w rzeczywistości. Zdecydowanie nie
jestem fanką tej okładki.
Najlepsze
zastosowanie: MacKayla, nazywana przez wszystkich Mac, prowadzi zwyczajne
życie. W jej świecie nie ma miejsca na nieprawdopodobne wydarzenia ani wielkie
tragedie. Pewnego dnia jednak cały jej świat wywraca się do góry nogami. Jej
starsza siostra i jednocześnie najlepsza przyjaciółka, Alina, zostaje
zamordowana. Alina wyjechała do Dublina na studia. Nikt nie przypuszczał, że już
stamtąd nie wróci. Mac pragnie poznać mordercę, chce wymierzyć mu
sprawiedliwość, gdyż irlandzka policja zamiotła całą sprawę pod dywan. Mimo
protestów ze strony pogrążonych w rozpaczy rodziców dziewczyna wyjeżdża do
Dublina, aby poznać prawdę. Chce również dowiedzieć się o kim mówiła jej
siostra w ostatniej wiadomości, jaką zostawiła Mac. Dziewczyna nie
podejrzewała, że odnajdzie tam więcej odpowiedzi niż przypuszczała. Znajdzie
się w samym środku niebezpiecznych rozgrywek między elfami i ludźmi. Świat nie
jest taki jakim się wydaje. Nie wszyscy jednak są w stanie zobaczyć go w całej
okazałości. A ci, którzy są w stanie ujrzeć go w pełnej krasie, muszą się
zjednoczyć inaczej wszystko, co do tej pory znali może ulec zniszczeniu.
Tykać
to kijem?: Książkę kupiłam w zeszłym roku, gdyż znalazłam ją za naprawdę
śmieszną cenę. Po opisie wydawała się być czymś interesującym i stwierdziłam,
że skoro kosztuje niewiele to się w nią zaopatrzę.
Bohaterowie: Mac jest
zdeterminowana, stanowcza i porywcza. Nie boi się zbytnio, jest dość pewna
siebie i nie lubi, kiedy uprawia się z nią jakieś gierki. Właśnie dlatego
bardzo ją polubiłam. Nie lubi się cackać i zawsze mówi to, co ma na myśli i nie
owija w bawełnę. Dobrze, że jest taką twardą bohaterką, gdyż właśnie takie
najbardziej lubię. Zdecydowane i pewne swego. Które mimo że nie zawsze wiedzą w
co się pakują to i tak pchają się tam jak najmocniej. Nie wiem czy nawiązałabym
z Mac nić porozumienia, ale ja z całą pewnością ją polubiłam i chciałabym jej
więcej. Nie jest irytującą bohaterką, która cały czas płacze czy użala się nad
sobą. Co prawda miewała słabsze momenty, ale wiele spraw się skumulowało i
nawet najtwardsi ludzie mieliby problem z ogarnięciem tego rozumem bez choćby
niewielkiego załamania nerwowego.
Jericho Barrons to druga z ważnych
postaci w całej historii. On również potrafi widzieć elfy, jednak ma bardzo
dużo tajemnic, o których nie chce nikomu mówić. Mac łączy z nim siły, gdyż wie,
że sama nie da rady poznać prawdy o śmierci swojej siostry. Barrons nie jest
łatwą postacią. Ma bardzo dużo masek, które zakłada w zależności od potrzeby.
Potrafi niezwykle ciekawie lawirować i podpuszczać innych ludzi. Nie da się go
rozgryźć i nie ma z nim łatwo. Mac i Barrons dość często się kłócą i nie mogą
dojść do porozumienia. Sprzeczają się, jednak jest to coś naturalnego. Wydaje
się, że bez tych przepychanek słownych nie daliby rady być sobą. Dlatego lubię
ich i to jak się porozumiewają. Mówią prawdę i nie owijają w bawełnę, chyba że
mocno ingeruje to w ich strefę komfortu. Wtedy milczą jak zaklęci.
Pióro: Autorka
pisze dość przyjemnie, dlatego nie ma kłopotów w zaangażowanie się w całą
akcję, tym bardziej, że dzieje się tam dość dużo i nie ma zbyt wiele czasu na
nudę.
Całokształt: Mówiąc
szczerze to nie spodziewałam się takiej historii. Myślałam, że autorka
wykreowała całkiem inny świat, gdzie elfy żyją razem z ludźmi, choć nie są dość
mile widziani. Okazało się jednak, że jest to opowieść, która dzieje się na
Ziemi tu i teraz. A właściwie z dziesięć lat wstecz, bo wtedy została wydana ta
pozycja za granicą. A z elfami ludzie żyją, choć nie mają pojęcia o ich
istnieniu. Powiedziałabym, że jest to nieco młodzieżówkowa książka, na które
był szał jeszcze kilka lat wstecz. Kiedy powielał się schemat: dziewczyna ma moce,
o których nie ma pojęcia i musi walczyć ze złem. Tutaj jest to coś podobnego,
ale główna bohaterka ma ponad dwadzieścia lat i jest mniejszym mazgajem niż
większość głównych postaci z tych młodzieżówek.
Ogólnie rzecz ujmując cała opowieść
nie jest zła, ale nie zrobiła na mnie też piorunującego wrażenia. Jeśli nadarzy
się okazja to pewnie zabiorę się za kolejne tomy, jednak jestem ogromnie
zawiedziona, gdyż w Polsce przestała ona być wydawana po tomie trzecim, a za
granicą z tego co się orientuję w przyszłym roku ma mieć premierę dziewiąty
tom. Szkoda, że u nas jej nie ma, bo historia wydaje się być pasjonująca i
wiele ciekawych rzeczy może mieć miejsce.
Kasia
radzi: Nie jest to typowa młodzieżówka, ani Urban fantasy, ale
nazwałabym to czymś pomiędzy tymi dwiema kategoriami. Przede wszystkim, dlatego
że główna bohaterka jest dość buntownicza, twarda i zdeterminowana, co
popularne jest w Urban fantasy. Jednocześnie jednak nie miała pojęcia o swoich
mocach, co nasuwa podobieństwo do młodzieżówki.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: