267. Recenzja „Układanka z uczuć” - Małgorzata Garkowska
„Układanka znowu się przekręciła i pokazuje zupełnie inny obrazek.”
Autor:
Małgorzata Garkowska
Tytuł: Układanka
z uczuć
Wydawnictwo: Zysk i
S-ka
Narracja:
trzecioosobowa
Główny
bohater: Agnieszka Rajewska
Romans: Agnieszka
+ Paweł
Ogumienie: Ta
okładka nie jest nadzwyczajna. Wydaje się być czymś całkowicie normalnym i nie
zaskakuje nas niczym, choć naprowadza nas na klimat opowieści. Pełen
melancholii i zastanowienia. Jedynym jej mankamentem są włosy modelki, które
wydają się być zrobione komputerowo, co wygląda dość nierealistycznie.
Najlepsze
zastosowanie: Życie Agnieszki zawsze było proste i spokojne. Mieszkała z
rodzicami na wsi, gdzie pomagała zajmować się gospodarstwem i nawet jeśli nie
mieli dużo pieniędzy to i tak dziewczyna była szczęśliwa. Poza momentami, kiedy
rodzice zabraniali jej pójść na studia. To było jej jedyne marzenie, którego
nie chcieli spełnić. Ale wszystko zmieniło się po tym, jak jeden ze studentów
namalował jej portret. Bogaty przedsiębiorca zainteresował się dziewczyną z
obrazu i postanowił ją odnaleźć i się z nią ożenić. Przybył do wsi Agnieszki,
aby ją poznać i dowiedzieć się na jej temat więcej. Sprawy między nimi
nabierały rozpędu i oboje czuli, że ślub to tylko kwestia czasu. Byli
szczęśliwi, zakochani, jednak wszystko zmieniło się po ślubie. Rodzina
Agnieszki się od niej odwróciła. Dziewczyna została całkiem sama w nieznanym
świecie, w mieście, gdzie nikogo nie zna. Dodatkowo Paweł zaczął zachowywać się
bardziej agresywnie i stanowczo. Zmienił się całkowicie, co dla Agnieszki było
potężnym ciosem. Pewnego dnia, podczas spotkania z dawnym przyjacielem Paweł,
nieco już wcięty opowiada historię, która sprawia, że życie Agnieszki zaczyna
się walić. A ich małżeństwo wydaje się być nietrwałe i niepewne. Czy uda im się
ocalić swoją przyszłość i naprawić przeszłość?
Tykać
to kijem?: Ostatnimi czasy coraz częściej sięgam po obyczajówki, choć do
polskich autorek nadal podchodzę z dystansem. Jednak kiedy przeczytałam opis
tej powieści pomyślałam, że może to być coś intrygującego. Do tego
zaproponowano mi patronat tej książki! Tego przepuścić już nie mogłam.
Bohaterowie: Najważniejsi
w całej opowieści są Paweł i Agnieszka. Para pozornie do siebie niepasująca. On
– pochodzący z wyższych sfer. Syn znanego adwokata, uważający, że wszystko da
się załatwić pieniędzmi. Ona – skromna dziewczyna ze wsi, chcąca prowadzić
gospodarstwo, które ojciec jej zostawił. Różnią się od siebie bardzo, dlatego
ciężko zrozumieć jakim cudem zostali parą. Razem wyglądają na szczęśliwych i
radosnych, jednak po ślubie wszystko zaczyna się zmieniać i w domu zaczynają
się zgrzyty. Paweł zaczyna być stanowczy i apodyktyczny. Posługuje się
półsłówkami, nie chce rozmawiać z żoną, a jedynie podaje jej krótkie komunikaty
i polecenia, do których ona musi się dostosowywać. Agnieszka jest raczej
stateczna, więc przystaje na wszystko, co on jej karze. Boi się go zdenerwować,
więc stara się nie kłócić i zachowuje się tak, jak jej mąż pragnie.
Mówiąc szczerze nie polubiłam ani
Pawła, ani Agnieszki. On przez swoją stanowczość i brak chęci do rozmowy mnie
irytował. Nie potrafił zamienić ze swoją żoną kilku słów, aby wyjaśnić
wszystkie niejasne dla niej sytuacje. Wolał, aby ona snuła domysły i zaczęła
się od niego odsuwać. Ona z kolei przez pół książki prawie cały czas płakała
nad swym losem. Nie potrafiła zrobić niczego stanowczego i wciąż była bierna.
Mimo że bohaterowie nie skradli mojego serca to jestem zadowolona z tego, w
jaki sposób zostali wykreowani. Bo w tej powieści właśnie o to chodziło. On
musiał być taki stanowczy i pewny swego, a ona uległa i pełna pokory. Gdyby
było inaczej cała historia nie miałaby sensu. Ponadto postacie są dobrze
dopracowane i pełne emocji, przynajmniej w większości, bo niekiedy bohaterowie
drugoplanowi bywali sztuczni, ale nie na tyle, aby przeszkadzało to w lekturze.
Pióro: Autorka
nie pisze skomplikowanym językiem, więc czytanie powieści nie sprawia większego
problemu. Jedynym mankamentem jest plątanie czasów. Nieco się gubiłam, kiedy co
działo się w teraźniejszości, a co w przeszłości.
Całokształt: Opis
książki zapowiadał wspaniałą historię, pełną niesamowitych i zaskakujących
wydarzeń. Pomysł autorka miała świetny, jednak nie wszystko wyszło dobrze.
Przede wszystkim cała historia, moim zdaniem zaczyna się w złym momencie.
Agnieszka i Paweł są już po ślubie, jej matka się od niej odwróciła i tak
naprawdę już wszystko zaczyna pędzić ku zagładzie. Moim skromnym zdaniem
lepszym rozwiązaniem byłoby rozpoczęcie tej opowieści od ich pierwszego
spotkania. Abyśmy zobaczyli jacy byli, zanim wzięli ślub, który wiele zmienił.
Wystarczyłoby zamieścić początek ich znajomości, później tylko kilka
najważniejszych faktów pomiędzy pierwszym spotkaniem, a ślubem. Sam ślub, a
później mogłaby iść cała ta opowieść. Dzięki temu mielibyśmy szerszy obraz.
Wiedzielibyśmy czy Paweł faktycznie był taki wspaniały i niesamowity przed
ślubem. A także jak dokładnie wyglądała sytuacja ze ślubem, na który nie
przybyła rodzina Agnieszki.
Jednak pomimo kilku powyższych błędów
historia jest naprawdę interesująca. To, jak bohaterowie gubią się w gąszczu
własnych uczuć, nie mogąc się odnaleźć. Jak kłamią, oszukują i uciekają od
siebie coraz dalej. Jak ta piękna bajka, w której początkowo uczestniczyli
zaczyna zamieniać się w koszmar zwany prawdziwym życiem. Właśnie to jest
ukazane w tej opowieści – prawdziwość życia. To jakie ono potrafi być piękne i
okropne. Jak potrafi człowieka sponiewierać, zaskoczyć i uszczęśliwić. Cała ta
historia jest pełna uczuć i emocji, które ciężko okiełznać, a co dopiero ułożyć
w sensowną całość.
Kasia
radzi: Może i nie do końca jestem zadowolona z tego, co dostałam, ale
zapisuję tę książkę na plus. Uważam, że mimo wszystko jest warta uwagi i można
poświęcić jej chwilę swojej uwagi, aby sprawdzić, co interesującego
przedstawiła nam autorka.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: