282. Recenzja „Pierwszy dzień wiosny” - Oksana Pankiejewa
Tytuł: Pierwszy
dzień wiosny
Seria: Kroniki
Dziwnego Królestwa #2
Wydawnictwo: Papierowy
Księżyc
Narracja:
trzecioosobowa
Główny
bohater: ciężko powiedzieć
Ogumienie: Okładki
do tej serii zostały zaprojektowane w taki sposób, aby w jakimś stopniu
ukazywać to, co znajdziemy na kartach powieści. Za to zdecydowany plus.
Uwielbiam, gdy takie zabiegi mają miejsce, gdyż żyję w przekonaniu, że zarówno
okładka jak i treść powinny być z sobą kompatybilne. Wracając jednak tutaj. Nie
jest to może najpiękniejsza grafika, ale widać ogólny zamysł. Zdecydowanie
chodzi tutaj o walkę ze smokiem, a dziewczyna to Olga, która próbuje z nim
wygrać.
UWAGA!
RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ CZĘŚCI [PRZEKRACZAJĄC GRANICE]!
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Najlepsze
zastosowanie: Życie Olgi nie jest łatwe. Szczególnie teraz. Myślała, że będąc
studentką kierunku bez większej przyszłości i przeżywającą wieczne zawody
miłosne osiągnęła wyżyny trudności życia. W Ortanie sprawy jednak jeszcze
bardziej się pokomplikowały. Zazdrosne damy, będące kochankami króla widziały w
dziewczynie zagrożenie. Pomyślały, że jest to kandydatka na żonę dla Szellara.
Aby nie przeszkadzała im więcej w próbach uwodzenia króla, chciały się jej
pozbyć. Czarodziej, a może bardziej szarlatan, rzucił na nią zaklęcie, które
teraz odstrasza od niej potencjalnych kochanków. Olga musi, przynajmniej według
tych, którzy wierzą, że to zaklęcie jest groźne, odnaleźć mężczyznę, który
został jej przyrzeczony. Ale jak odnaleźć faceta, który zniknął przed kilkoma
laty i wszelki ślad po nim zaginął? A do tego trzeba przyzwyczaić się do myśli,
że prawdopodobnie zostanie się rzuconym smokowi na pożarcie, gdyż jakaś zapłata
mu się należy, a Olgowa klątwa sprawia, że znajduje się pierwsza w kolejce do
smoka. Jednak dziewczyna nie ma zamiaru poddać się tak łatwo. Razem z kilkoma
innymi ofiarami postanawia stawić czoło okropnej bestii. Nie będzie jej głupia
poczwara przeszkadzała w życiu. Zwłaszcza teraz, kiedy znalazła sobie
przystojnego i wreszcie nią zainteresowanego kochanka. Trzeba zaopatrzyć się w
najlepszą broń i sprawić, że smok zniknie z powierzchni ziemi. A jeśli nie to
przynajmniej zginą próbując go pokonać.
Tykać
to kijem?: Oksana Pankiejewa zaintrygowała mnie swoją opowieścią w części
pierwszej. Jak zaznaczałam w recenzji było to wprowadzenie do większej historii.
Działo się dość sporo, ale potrzeba było nieco czasu, aby się w to wszystko
zagłębić. Chciałam sprawdzić czy tutaj dostaniemy już niesamowitą akcję i czy
będzie równie dobra co część pierwsza.
Bohaterowie: W całej
opowieści mamy do czynienia z dużą liczbą bohaterów. Ciężko jest wyłonić jednego,
na którym skupiałaby się większość akcji, gdyż tak naprawdę każdy z nich ma
swoje pięć minut. Tutaj więcej razy widzimy poczynania Olgi, Cantora oraz
Szellara. Ta trójka zostaje wysunięta na pierwszy plan. Cała reszta zostaje
gdzieś z boku, choć nadal jest widoczna i ich obecność jest znacząca dla
przebiegu całej akcji. Przejdźmy jednak do szczegółów. Olga na początku książki
ma depresję. Mówiąc szczerze rozumiem jej stan ducha, gdyż sama byłabym
wkurzona, gdyby kazali mi chodzić cały czas w spódnicy i jakimś beznadziejnym
czepku. Do tego miałabym jeszcze pracować w jakimś miejscu, gdzie wcale mi się
nie podoba. Może nie jest to dziewczyna, którą polubiłabym jako osobę w
prawdziwym życiu, ale jako postać sprawuje się bardzo dobrze i jej charakter
idealnie wpasowuje się w klimat opowieści. Nie chodzi mi o to, że dziewczyna
zostaje wpasowana w te średniowieczne standardy, ale właśnie mam na myśli to,
że ucieka od tego i buntuje się przeciw tym niekiedy głupim i bezsensownym
zasadom. Podoba mi się jej sposób bycia, dzięki któremu jest bardzo wyrazistą
postacią.
Przejdźmy teraz do Cantora. Niezwykle
tajemniczy jegomość. Mam co do niego parę podejrzeń, jednak nie chcę się nimi z
Wami dzielić, gdyż to nic potwierdzonego, a jeśli są prawdziwe to byłby to
spoiler niesłychany dla osób, które jeszcze tego nie czytały. Jego postać
również mnie intryguje i sprawia, że mamy wiele pomysłów na to jak mogła
wyglądać jego przeszłość. Liczę na to, że w kolejnej części potwierdzą się moje
przypuszczenia, gdyż byłoby to świetne rozwiązanie moim zdaniem.
Nie wiem czy pisać coś o Szellarze.
Jego osobowość jest bardzo skomplikowana i wielowarstwowa. Niekiedy również
bywa sprzeczna, dlatego nie jest łatwo go odkryć, choć początkowo wydaje się
być dość prostym człowiekiem. Nie wiem co z niego będzie, ale liczę na ciekawe
i zaskakujące rozwiązanie sprawy jego ożenku, do którego z całą pewnością
dojdzie niebawem.
Pióro: Autorka
nie ma ciężkiego stylu pisania. Całą opowieść czyta się dość szybko i bardzo
dużych kłopotów z zagłębieniem się w akcję wcale nie ma.
Całokształt: Jakiś
ktoś powiedział, że w tej części niewiele się dzieje. Z jednej strony się zgodzę,
ale z drugiej zdecydowanie nie. Prawdą jest, że mocnej, wyrazistej, szybkiej
akcji tutaj nie doświadczymy. Nie ma raczej walk czy zamachów. Wiele spraw po
prostu zostaje wyjaśnionych. Pojawia się, może nie uczucie, ale coś zbliżonego
do niego. Pod takim względem dzieje się wiele. Zmienia się nieco w życiu Olgi,
u Szellara również wiele się dzieje, ale zdecydowanie nie są to jakieś
nieprawdopodobne zdarzenia pełne skrajnych uczuć. Każdy odbierze tę książkę inaczej.
Niektórzy się przy niej wynudzą, gdyż nie widać w niej zbyt wielu emocjonalnych
aspektów, które mogłyby przyprawić o palpitacje serca. Natomiast inni będą
zadowoleni z takiego obrotu spraw, bo mimo że akcja nieco zaczęła zwalniać to
nadal mamy intrygę, coś dzieje się na naszych oczach, choć czasami nie tak
szybko jak byśmy tego chcieli. Ja raczej należę do tej drugiej grupy. Cieszę
się, że autorka raczej idzie w tym kierunku. Nie ma tutaj jakichś wojen,
zamachów czy innych krwawych wyrównań rachunków. Wszystko jest stonowane, ale
kiedy trzeba robi się niebezpiecznie i niezbyt cukierkowo.
Kasia
radzi: Nie będę Was przekonywać, że powinniście zabierać się za tę
serię, gdyż to Wasza indywidualna sprawa. Nie sądzę, aby każdy z Was był
zadowolony z tego, co tutaj można dostać, dlatego nie chcę mówić zbyt wiele.
Mimo wszystko jeśli czujecie się zaintrygowani to myślę, że warto spróbować.
Możliwe, że będzie to dla Was niezapomniana przygoda.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: