283. Recenzja „Przeznaczenie Violet i Luke'a” - Jessica Sorensen
„Muszę wyrzucić wzbierającą się we mnie wściekłość, zanim obejmie nade mną władzę. Jest na to tylko jeden sposób, który wymaga sporej dawki fizycznego bólu i alkoholu. Ale tego chcę. Bardziej niż czegokolwiek innego.”
Autor: Jessica
Sorensen
Tytuł:
Przeznaczenie Violet i Luke’a
Seria: Przypadki
#3
Wydawnictwo: Zysk i
S-ka
Narracja:
pierwszoosobowa – Violet, Luke
Główny
bohater: Violet Hayes – 19 lat; Luke Price – 20 lat
Romans: Violet +
Luke
Ogumienie: Okładki
do części opowiadających o Callie i Kaydenie bardziej mi się podobały, jednak
nie znaczy to, że ta grafika nie przypadła mi do gustu. Po prostu kolorystyka
tamtych jakoś bardziej mi odpowiadała. Poza tym postacie nie pasują mi do osoby
Violet i Luke’a. Ale nie mam jakichś większych zastrzeżeń.
Najlepsze
zastosowanie: Świat Luke’a nigdy nie był piękny. Zawsze pojawiały się
przeciwności losu, smutek, zwątpienie, wściekłość. Szczęście to pojęcie dość
abstrakcyjne. Nieosiągalne. Nie do końca zrozumiałe. Chłopak szuka zrozumienia
i spokoju w seksie, alkoholu i sporej ilości bólu. Dla niego to ucieczka przed
przeszłością, która zawsze wraca. Której echo nadal daje o sobie znać. Wtedy
poznaje Violet. Dziewczyna również swoje przeszła w życiu. Kiedy miała sześć
lat jej rodzice zostali zamordowani. Od tamtej pory zaczęła tułać się po
kolejnych domach zastępczych. Nikt nie chciał jej przyjąć na dłużej. Była
trudnym dzieckiem. Problematycznym i pełnym prześladujących ją demonów
przeszłości. Kiedy była nastolatką wreszcie ktoś dał jej w miarę normalny dom, choć
miał swoje wady. Violet pozostaje pełną nienawiści i dystansu do świata osobą,
która nie wierzy w miłość. Nawet pojęcie szczęścia jest dla niej trudne. I
nagle spotyka Luke’a. Można powiedzieć, że spada mu pod nogi. Ich słowne
przepychanki zdają się nie mieć końca, ale mimo wszystko czują do siebie jakieś
trudne do wyjaśnienia przyciąganie. Starają się siebie unikać, ale zdaje się,
że los ma inne plany. Zaczynają powoli się do siebie zbliżać. Kiedy wydaje się,
że już jest dobrze i nic złego nie może się wydarzyć, wraca najgorsza część ich
życia. Przeszłość.
Tykać
to kijem?: Kolejna książka w świecie Callie i Kaydena. Z racji tego, że dwa
pierwsze tomy mnie porwały, nie mogłam przejść obojętnie obok tej części, mimo
że opowiada już o całkiem innych bohaterach.
Bohaterowie: W
poprzednich książkach pojawia się postać Luke’a oraz Violet, jednak nie wiemy o
nich zbyt wiele. Chłopak jest przyjacielem Kaydena i nie przepada za powrotami
do matki. Natomiast dziewczyna jest współlokatorką Callie. Tylko tyle jest nam
wiadome zanim zagłębimy się w historię tych dwojga. Wiele zostaje jednak
wyjaśnione już na samym początku książki. Mamy może nie bardzo szeroki pogląd
na sytuację, ale z całą pewnością wiemy więcej. Poznajemy nieco ich przeszłości,
dzięki czemu możemy zrozumieć ich spojrzenie na świat i to jaki mają charakter.
Zarówno Violet, jak i Luke swoje
przeżyli w życiu. To ukształtowało ich charakter i sprawiło, że nie są łatwi do
życia. Mają mechanizmy broniące ich przed złem. U Violet jest to adrenalina, u
Luke’a seks i alkohol, a czasami także ból. Z tego powodu nie jest łatwo się do
nich przekonać. Ich sposób bycia zdaje się być niekiedy irytujący i mało
przekonujący. Przede wszystkim zdecydowanie Violet, że coś takiego jak miłość
nie istnieje. Podkreśla to dobitnie i wiele razy, dlatego w końcu zaczyna to
nieco zawadzać czytelnikowi. Luke też ma swoje dziwactwa. O ile jestem w stanie
to wszystko zrozumieć, gdyż ich przeżycia pozostawiły w nich ogromne piętno, o
tyle nie było mi łatwo ich polubić. Nie do końca przypadli mi do gustu swoją
osobowością, ale jak wspominałam wyżej jest to usprawiedliwione. Ale wątpię,
aby czytelnik był w stanie się z nimi zaprzyjaźnić.
Pióro: Na swoje
szczęście autorka pisze w sposób pełen polotu, dzięki czemu całą historię czyta
się w zastraszającym tempie. Tę również udało mi się przeczytać w ciągu jednego
dnia.
Całokształt: Jest to
moja czwarta książka tej autorki. Zdążyłam już zauważyć, że u niej każdy z
głównych bohaterów i ci, którzy znajdują się w ich pobliżu muszą mieć jakieś
traumatyczne przeżycia z przeszłości. W jej powieściach świat jest brudny,
pełen zła i okrucieństwa. Młodzi dorośli muszą borykać się ze swoimi
wspomnieniami, z którymi ciężko jest im dojść do ładu. O ile na początku nie
przeszkadzało mi to zbytnio, o tyle teraz zaczyna mnie to lekko irytować.
Zaczynam się zastanawiać czy aż tyle zła może spotkać ledwie kilka osób. Zdaję
sobie sprawę z tego, że świat nie jest idealny. Ma swoje wady i z wieloma
ciężko jest walczyć. Jednak w tych powieściach jest to w pewnym sensie coś
powszechnego. Może nie normalnego, ale z całą pewnością mało zaskakującego.
Dlatego zastanawia mnie z jakiego powodu autorka w tak szarych barwach maluje
świat.
Co do samej historii – chyba powoli
wyrastam z takich książek. Widzę, że ta opowieść jest ciężka, raczej dobrze
napisana, a zakończenie wprawia czytelnika w osłupienie. Jednak niełatwo jest
mi powiedzieć, że jestem zachwycona nią, choć ciężko byłoby znaleźć jej wady. Z
całą pewnością jest inna niż historia Callie i Kaydena. Mimo że ocenę stawiam
niższą niż u tamtej dwójki to nie powiedziałabym, że opowieść Violet i
Luke’a była gorsza. Po prostu czytałam
ją już nieco później. Myślę, że gdybym dobrała się do niej niedługo po
premierze jedynki byłabym ogromnie zachwycona, a tak jestem raczej zadowolona,
zaskoczona zakończeniem, ale brak we mnie większego entuzjazmu.
Kasia
radzi: Fani Jessiki Sorensen powinni być zadowoleni. Natomiast osoby,
które nie zaczęły jeszcze przygody z książkami tej pani z całą pewnością mogą
ją rozpocząć od historii Violet i Luke’a. Można ją czytać jako odrębną serię,
gdyż brak w niej nawiązań do poprzednich tomów.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: