283. Recenzja „Przeznaczenie Violet i Luke'a” - Jessica Sorensen

listopada 27, 2016
„Muszę wyrzucić wzbierającą się we mnie wściekłość, zanim obejmie nade mną władzę. Jest na to tylko jeden sposób, który wymaga sporej dawki fizycznego bólu i alkoholu. Ale tego chcę. Bardziej niż czegokolwiek innego.”
Autor: Jessica Sorensen

Tytuł: Przeznaczenie Violet i Luke’a

Seria: Przypadki #3

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Narracja: pierwszoosobowa – Violet, Luke

Główny bohater: Violet Hayes – 19 lat; Luke Price – 20 lat

Romans: Violet + Luke

Ogumienie: Okładki do części opowiadających o Callie i Kaydenie bardziej mi się podobały, jednak nie znaczy to, że ta grafika nie przypadła mi do gustu. Po prostu kolorystyka tamtych jakoś bardziej mi odpowiadała. Poza tym postacie nie pasują mi do osoby Violet i Luke’a. Ale nie mam jakichś większych zastrzeżeń.

Najlepsze zastosowanie: Świat Luke’a nigdy nie był piękny. Zawsze pojawiały się przeciwności losu, smutek, zwątpienie, wściekłość. Szczęście to pojęcie dość abstrakcyjne. Nieosiągalne. Nie do końca zrozumiałe. Chłopak szuka zrozumienia i spokoju w seksie, alkoholu i sporej ilości bólu. Dla niego to ucieczka przed przeszłością, która zawsze wraca. Której echo nadal daje o sobie znać. Wtedy poznaje Violet. Dziewczyna również swoje przeszła w życiu. Kiedy miała sześć lat jej rodzice zostali zamordowani. Od tamtej pory zaczęła tułać się po kolejnych domach zastępczych. Nikt nie chciał jej przyjąć na dłużej. Była trudnym dzieckiem. Problematycznym i pełnym prześladujących ją demonów przeszłości. Kiedy była nastolatką wreszcie ktoś dał jej w miarę normalny dom, choć miał swoje wady. Violet pozostaje pełną nienawiści i dystansu do świata osobą, która nie wierzy w miłość. Nawet pojęcie szczęścia jest dla niej trudne. I nagle spotyka Luke’a. Można powiedzieć, że spada mu pod nogi. Ich słowne przepychanki zdają się nie mieć końca, ale mimo wszystko czują do siebie jakieś trudne do wyjaśnienia przyciąganie. Starają się siebie unikać, ale zdaje się, że los ma inne plany. Zaczynają powoli się do siebie zbliżać. Kiedy wydaje się, że już jest dobrze i nic złego nie może się wydarzyć, wraca najgorsza część ich życia. Przeszłość.

Tykać to kijem?: Kolejna książka w świecie Callie i Kaydena. Z racji tego, że dwa pierwsze tomy mnie porwały, nie mogłam przejść obojętnie obok tej części, mimo że opowiada już o całkiem innych bohaterach.

Bohaterowie: W poprzednich książkach pojawia się postać Luke’a oraz Violet, jednak nie wiemy o nich zbyt wiele. Chłopak jest przyjacielem Kaydena i nie przepada za powrotami do matki. Natomiast dziewczyna jest współlokatorką Callie. Tylko tyle jest nam wiadome zanim zagłębimy się w historię tych dwojga. Wiele zostaje jednak wyjaśnione już na samym początku książki. Mamy może nie bardzo szeroki pogląd na sytuację, ale z całą pewnością wiemy więcej. Poznajemy nieco ich przeszłości, dzięki czemu możemy zrozumieć ich spojrzenie na świat i to jaki mają charakter.

Zarówno Violet, jak i Luke swoje przeżyli w życiu. To ukształtowało ich charakter i sprawiło, że nie są łatwi do życia. Mają mechanizmy broniące ich przed złem. U Violet jest to adrenalina, u Luke’a seks i alkohol, a czasami także ból. Z tego powodu nie jest łatwo się do nich przekonać. Ich sposób bycia zdaje się być niekiedy irytujący i mało przekonujący. Przede wszystkim zdecydowanie Violet, że coś takiego jak miłość nie istnieje. Podkreśla to dobitnie i wiele razy, dlatego w końcu zaczyna to nieco zawadzać czytelnikowi. Luke też ma swoje dziwactwa. O ile jestem w stanie to wszystko zrozumieć, gdyż ich przeżycia pozostawiły w nich ogromne piętno, o tyle nie było mi łatwo ich polubić. Nie do końca przypadli mi do gustu swoją osobowością, ale jak wspominałam wyżej jest to usprawiedliwione. Ale wątpię, aby czytelnik był w stanie się z nimi zaprzyjaźnić.

Pióro: Na swoje szczęście autorka pisze w sposób pełen polotu, dzięki czemu całą historię czyta się w zastraszającym tempie. Tę również udało mi się przeczytać w ciągu jednego dnia.

Całokształt: Jest to moja czwarta książka tej autorki. Zdążyłam już zauważyć, że u niej każdy z głównych bohaterów i ci, którzy znajdują się w ich pobliżu muszą mieć jakieś traumatyczne przeżycia z przeszłości. W jej powieściach świat jest brudny, pełen zła i okrucieństwa. Młodzi dorośli muszą borykać się ze swoimi wspomnieniami, z którymi ciężko jest im dojść do ładu. O ile na początku nie przeszkadzało mi to zbytnio, o tyle teraz zaczyna mnie to lekko irytować. Zaczynam się zastanawiać czy aż tyle zła może spotkać ledwie kilka osób. Zdaję sobie sprawę z tego, że świat nie jest idealny. Ma swoje wady i z wieloma ciężko jest walczyć. Jednak w tych powieściach jest to w pewnym sensie coś powszechnego. Może nie normalnego, ale z całą pewnością mało zaskakującego. Dlatego zastanawia mnie z jakiego powodu autorka w tak szarych barwach maluje świat.

Co do samej historii – chyba powoli wyrastam z takich książek. Widzę, że ta opowieść jest ciężka, raczej dobrze napisana, a zakończenie wprawia czytelnika w osłupienie. Jednak niełatwo jest mi powiedzieć, że jestem zachwycona nią, choć ciężko byłoby znaleźć jej wady. Z całą pewnością jest inna niż historia Callie i Kaydena. Mimo że ocenę stawiam niższą niż u tamtej dwójki to nie powiedziałabym, że opowieść Violet i Luke’a  była gorsza. Po prostu czytałam ją już nieco później. Myślę, że gdybym dobrała się do niej niedługo po premierze jedynki byłabym ogromnie zachwycona, a tak jestem raczej zadowolona, zaskoczona zakończeniem, ale brak we mnie większego entuzjazmu.

Kasia radzi: Fani Jessiki Sorensen powinni być zadowoleni. Natomiast osoby, które nie zaczęły jeszcze przygody z książkami tej pani z całą pewnością mogą ją rozpocząć od historii Violet i Luke’a. Można ją czytać jako odrębną serię, gdyż brak w niej nawiązań do poprzednich tomów.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.