281. Recenzja „Sztylet rodowy” - Aleksandra Ruda

listopada 11, 2016
„Jeśli chcesz, by nic ci się nigdy nie przytrafiło, zamknij się w czterech ścianach i nie wysuwaj nosa na zewnątrz. A wtedy na głowę spadnie ci dach.”
Autor: Aleksandra Ruda

Tytuł: Sztylet rodowy

Seria: Sztylet rodowy #1

Wydawnictwo: Papierowy Księżyc

Narracja: pierwszoosobowa – Mila

Główny bohater: Mila Kotowienko

Ogumienie: Niesamowicie podoba mi się okładka tej książki. Jeszcze zanim zajrzałam do środka byłam pewna, że jest mocno powiązana z historią ukazaną na jej kartach. I się nie przeliczyłam. Jestem prawie pewna, że ta dziewczyna, którą możemy podziwiać to nasza główna bohaterka. Może sama nieco inaczej ją sobie wyobrażałam, ale i tak uważam, że została oddana w odpowiedni sposób.

Najlepsze zastosowanie: Marzeniem Mili było pojechać na wojnę. Ale nie żeby się wsławić i zostać wspaniałym wojownikiem. Raczej, dlatego że tam dobrze płacą. Z tego powodu poszła na skrócone kursy magii, zamiast na studia. Jednak zanim dziewczyna zdążyła skończyć naukę wojna się skończyła. Mila zmuszona przez pusty portfel postanawia zostać królewskim posłańcem, który ma sprawdzać czy wszyscy płacą podatki w odpowiedni sposób i ciągnąć do odpowiedzialności tych, którzy przed nimi uciekają. Praca ta trwać ma pół roku, a towarzysze podróży wcale tego nie umilają. Dziewczynie trafił się troll, który uważa, że po zakończeniu tej pracy Mila zostanie jego żoną. Dodatkowo krasnolud, okropny maminsynek, który boi się dosłownie wszystkiego, a najbardziej wysiłku fizycznego. Na dokładkę mamy elfa całkiem innego od innych swoich pobratymców, gdyż smutnego, depresyjnego i ogólnie mało zakochanego w pięknie. Jeśli tego byłoby mało kapitan to straszny gbur, a wojowniczka, która z nimi jedzie zakochana jest w nim od lat szczenięcych i robi wszystko, aby zwrócić jego uwagę na siebie. Trzeba jednak zacisnąć zęby i jakoś przeżyć. Mila wie, że potrzebna jej ta praca, dlatego stara się nie narzekać. Zaciska zęby i jakoś żyje dalej. Co prawda sprawy zaczynają się nieco komplikować, ale nie ma takiej siły, która rozbiłaby tę ferajnę. Razem mogą stawić czoło każdemu.

Tykać to kijem?: Aleksandrę Rudą znam z książki Odnaleźć swą drogę (drugiego tomu niestety do tej pory nie przeczytałam), dlatego pozycją obowiązkową na mojej liście miała być ta książka. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie, ale ciekawa byłam co z tego wyniknie.

Bohaterowie: Mila nie jest wojowniczką. Ta rzecz nie rzuca się mocno w oczy, gdyż zazwyczaj mówi o tym, że chciałaby jechać na wojnę. Jej wychowanie, jednak nie przewidziało, że na wojnie nie będzie mogła chodzić w spódnicach. Kiedy kapitan każe jej pozbyć się spódnicy, gdyż niełatwo biega się w takiej długiej i grubej, dziewczyna martwi się o swoją godność i dobre wychowanie. Nie potrafi przyzwyczaić się do obcowania z mężczyznami. W furgonie zakłada dywaniki, ma zamiar kupić kwiatki, aby było przytulniej. Na szczęście ta wrażliwa i dziewczęca Mila nie jest okropnie mocno eksponowana. Plus dziewczyna posiada mocny charakter i nie daje sobie w kaszę dmuchać, co można zapisać tylko i wyłącznie jako coś pozytywnego. Osobiście nie przepadam za dziewczynkami, które boją się, że podczas wielomiesięcznej podróży będę musieli jeść nie zawsze ciepły i smaczny obiad oraz że nie każdego dnia będzie istniała możliwość wykąpania się. Dlatego cieszę się, że mimo powierzchownie delikatnej dziewczynki mamy do czynienia jednak z twardą babką, z której ciężko jest na razie wyplenić jej wychowanie, ale kto wie jak to będzie na końcu podróży.

Jeśli chodzi o jej towarzyszy podróży to nie mam zbyt wiele do zarzucenia. Jedynie nieco denerwującą postacią jest Percival, czyli krasnolud, który cały czas chce do mamusi i nie może się przyzwyczaić do jedzenia małych porcji. Ciężko się przestawić z tłustego jedzenia serwowanego przez mamę, dlatego nie mam mu tego aż tak bardzo za złe. I cieszę się, że nie wszyscy bohaterowie są tak bardzo skorzy do walki. Nie to co Dranisz, troll zainteresowany Milą. On najchętniej tylko by się bił. Ale ogólnie to fajny facet jest. Choć zdecydowanie do dziewczyny nie pasuje. Na uwagę zasługuje również Daezael, czyli nieco depresyjny elf. Ale za to szczery, co mu się ceni! Chyba najbardziej przykuł moją uwagę. Spodobał mi się ze swoim sposobem bycia i filozofiami życiowymi. Ciekawi mnie czy znajdzie sobie jakąś miłą drugą połówkę.

Pióro: Uwielbiam tę lekkość i swobodę jaką przesiąknięty jest styl Aleksandry Rudej. Nie ma tutaj długich opisów, które spowalniałyby akcję. Wszystko jest płynne i niesamowicie wciągające aż ciężko jest się oderwać od lektury.

Całokształt: Długo się zastanawiałam jak zacząć i tak naprawdę nadal nie wiem jak to zrobić. Nie wiem o czym opowiedzieć najpierw, co pominąć, a co zostawić na koniec. Może dam tylko ogólny obraz, a wszystkie szczegóły przemilczę? Chyba tak będzie najrozsądniej. W takim razie mam nie tak wiele do opowiedzenia, gdyż większość zawarłam już powyżej. Najważniejszymi aspektami tej powieści są historie towarzyszy podróży Mili. To oni tworzą całą otoczkę i na nich skupia się cała akcja. Co prawda bycie w gwardii królewskiej również ma tam jakiś udział, gdyż zaczyna coś tam nie grać i każdy z tej raz wesołej, a raz nie koniecznie wesołej ferajny widzi, że coś podejrzanego ma miejsce i jak najszybciej trzeba to odkryć. Podobało mi się to, że nie mieliśmy jednego przewodniego wątku, a kilka mniejszych. Nie jest to książka tak bardzo wielowątkowa, że nie da się w niej połapać. Aż tak źle nie jest. Wszystko jest dobrze wykreowane i łatwo jest się wciągnąć. Nie ma kłopotów ze zrozumieniem wszystkiego, co tam się dzieje, gdyż zawsze znajdzie się ktoś kto pięknie to wyjaśni. Przyznać jednak trzeba od razu, że nie jest to literatura wysokich lotów. Jest to historia zdecydowanie lekka, w którą czytelnik się zagłębia, aby odpocząć od trudów dnia codziennego. Pośmiać się z niekiedy ciapowatych bohaterów i nieco poirytować się na gburowatego kapitana, który uważa, że wszystko wie najlepiej. Nikt nie ma prawa mu doradzać.

Kasia radzi: Aleksandra Ruda zdecydowanie powinna być czytana przez miłośników Olgi Gromyko. Jestem przekonana, że większość z tych osób polubi jej sposób pisania i zostanie na dłużej wciągnięta w świat przez nią wykreowany. Zdecydowanie życzę tego z całego serca.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.