281. Recenzja „Sztylet rodowy” - Aleksandra Ruda
„Jeśli chcesz, by nic ci się nigdy nie przytrafiło, zamknij się w czterech ścianach i nie wysuwaj nosa na zewnątrz. A wtedy na głowę spadnie ci dach.”
Autor:
Aleksandra Ruda
Tytuł: Sztylet
rodowy
Seria: Sztylet
rodowy #1
Wydawnictwo: Papierowy
Księżyc
Narracja:
pierwszoosobowa – Mila
Główny
bohater: Mila Kotowienko
Ogumienie: Niesamowicie
podoba mi się okładka tej książki. Jeszcze zanim zajrzałam do środka byłam
pewna, że jest mocno powiązana z historią ukazaną na jej kartach. I się nie
przeliczyłam. Jestem prawie pewna, że ta dziewczyna, którą możemy podziwiać to
nasza główna bohaterka. Może sama nieco inaczej ją sobie wyobrażałam, ale i tak
uważam, że została oddana w odpowiedni sposób.
Najlepsze
zastosowanie: Marzeniem Mili było pojechać na wojnę. Ale nie żeby się wsławić i
zostać wspaniałym wojownikiem. Raczej, dlatego że tam dobrze płacą. Z tego
powodu poszła na skrócone kursy magii, zamiast na studia. Jednak zanim
dziewczyna zdążyła skończyć naukę wojna się skończyła. Mila zmuszona przez
pusty portfel postanawia zostać królewskim posłańcem, który ma sprawdzać czy
wszyscy płacą podatki w odpowiedni sposób i ciągnąć do odpowiedzialności tych,
którzy przed nimi uciekają. Praca ta trwać ma pół roku, a towarzysze podróży
wcale tego nie umilają. Dziewczynie trafił się troll, który uważa, że po
zakończeniu tej pracy Mila zostanie jego żoną. Dodatkowo krasnolud, okropny
maminsynek, który boi się dosłownie wszystkiego, a najbardziej wysiłku
fizycznego. Na dokładkę mamy elfa całkiem innego od innych swoich pobratymców,
gdyż smutnego, depresyjnego i ogólnie mało zakochanego w pięknie. Jeśli tego
byłoby mało kapitan to straszny gbur, a wojowniczka, która z nimi jedzie
zakochana jest w nim od lat szczenięcych i robi wszystko, aby zwrócić jego
uwagę na siebie. Trzeba jednak zacisnąć zęby i jakoś przeżyć. Mila wie, że
potrzebna jej ta praca, dlatego stara się nie narzekać. Zaciska zęby i jakoś
żyje dalej. Co prawda sprawy zaczynają się nieco komplikować, ale nie ma takiej
siły, która rozbiłaby tę ferajnę. Razem mogą stawić czoło każdemu.
Tykać
to kijem?: Aleksandrę Rudą znam z książki Odnaleźć swą drogę (drugiego tomu
niestety do tej pory nie przeczytałam), dlatego pozycją obowiązkową na mojej
liście miała być ta książka. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie, ale ciekawa
byłam co z tego wyniknie.
Bohaterowie: Mila nie
jest wojowniczką. Ta rzecz nie rzuca się mocno w oczy, gdyż zazwyczaj mówi o
tym, że chciałaby jechać na wojnę. Jej wychowanie, jednak nie przewidziało, że
na wojnie nie będzie mogła chodzić w spódnicach. Kiedy kapitan każe jej pozbyć
się spódnicy, gdyż niełatwo biega się w takiej długiej i grubej, dziewczyna
martwi się o swoją godność i dobre wychowanie. Nie potrafi przyzwyczaić się do
obcowania z mężczyznami. W furgonie zakłada dywaniki, ma zamiar kupić kwiatki,
aby było przytulniej. Na szczęście ta wrażliwa i dziewczęca Mila nie jest
okropnie mocno eksponowana. Plus dziewczyna posiada mocny charakter i nie daje
sobie w kaszę dmuchać, co można zapisać tylko i wyłącznie jako coś pozytywnego.
Osobiście nie przepadam za dziewczynkami, które boją się, że podczas
wielomiesięcznej podróży będę musieli jeść nie zawsze ciepły i smaczny obiad
oraz że nie każdego dnia będzie istniała możliwość wykąpania się. Dlatego
cieszę się, że mimo powierzchownie delikatnej dziewczynki mamy do czynienia
jednak z twardą babką, z której ciężko jest na razie wyplenić jej wychowanie,
ale kto wie jak to będzie na końcu podróży.
Jeśli chodzi o jej towarzyszy podróży
to nie mam zbyt wiele do zarzucenia. Jedynie nieco denerwującą postacią jest
Percival, czyli krasnolud, który cały czas chce do mamusi i nie może się
przyzwyczaić do jedzenia małych porcji. Ciężko się przestawić z tłustego
jedzenia serwowanego przez mamę, dlatego nie mam mu tego aż tak bardzo za złe.
I cieszę się, że nie wszyscy bohaterowie są tak bardzo skorzy do walki. Nie to
co Dranisz, troll zainteresowany Milą. On najchętniej tylko by się bił. Ale
ogólnie to fajny facet jest. Choć zdecydowanie do dziewczyny nie pasuje. Na
uwagę zasługuje również Daezael, czyli nieco depresyjny elf. Ale za to szczery,
co mu się ceni! Chyba najbardziej przykuł moją uwagę. Spodobał mi się ze swoim
sposobem bycia i filozofiami życiowymi. Ciekawi mnie czy znajdzie sobie jakąś
miłą drugą połówkę.
Pióro: Uwielbiam
tę lekkość i swobodę jaką przesiąknięty jest styl Aleksandry Rudej. Nie ma
tutaj długich opisów, które spowalniałyby akcję. Wszystko jest płynne i
niesamowicie wciągające aż ciężko jest się oderwać od lektury.
Całokształt: Długo się
zastanawiałam jak zacząć i tak naprawdę nadal nie wiem jak to zrobić. Nie wiem
o czym opowiedzieć najpierw, co pominąć, a co zostawić na koniec. Może dam
tylko ogólny obraz, a wszystkie szczegóły przemilczę? Chyba tak będzie
najrozsądniej. W takim razie mam nie tak wiele do opowiedzenia, gdyż większość
zawarłam już powyżej. Najważniejszymi aspektami tej powieści są historie
towarzyszy podróży Mili. To oni tworzą całą otoczkę i na nich skupia się cała
akcja. Co prawda bycie w gwardii królewskiej również ma tam jakiś udział, gdyż
zaczyna coś tam nie grać i każdy z tej raz wesołej, a raz nie koniecznie
wesołej ferajny widzi, że coś podejrzanego ma miejsce i jak najszybciej trzeba
to odkryć. Podobało mi się to, że nie mieliśmy jednego przewodniego wątku, a
kilka mniejszych. Nie jest to książka tak bardzo wielowątkowa, że nie da się w
niej połapać. Aż tak źle nie jest. Wszystko jest dobrze wykreowane i łatwo jest
się wciągnąć. Nie ma kłopotów ze zrozumieniem wszystkiego, co tam się dzieje,
gdyż zawsze znajdzie się ktoś kto pięknie to wyjaśni. Przyznać jednak trzeba od
razu, że nie jest to literatura wysokich lotów. Jest to historia zdecydowanie
lekka, w którą czytelnik się zagłębia, aby odpocząć od trudów dnia codziennego.
Pośmiać się z niekiedy ciapowatych bohaterów i nieco poirytować się na
gburowatego kapitana, który uważa, że wszystko wie najlepiej. Nikt nie ma prawa
mu doradzać.
Kasia
radzi: Aleksandra Ruda zdecydowanie powinna być czytana przez miłośników
Olgi Gromyko. Jestem przekonana, że większość z tych osób polubi jej sposób
pisania i zostanie na dłużej wciągnięta w świat przez nią wykreowany.
Zdecydowanie życzę tego z całego serca.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: