286. Recenzja „W cieniu prawa” - Remigiusz Mróz

grudnia 11, 2016
„Pytanie to padało już do końca dnia. Każda odpowiedź była taka sama, ale Erik nie miał pojęcia, czy to wystarczyłoby do wydania korzystnego dla nich wyroku.”
Autor: Remigiusz Mróz

Tytuł: W cieniu prawa

Wydawnictwo: Czwarta Strona

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Erik Landecki

Ogumienie: Do okładek powieści Mroza nigdy nie mam zastrzeżeń. Również tutaj obędzie się bez jakichkolwiek moich zarzutów. Mamy wprowadzenie do mrocznego klimatu opowieści. Może nie do końca widoczne jest to, że akcja będzie rozgrywała się na początku XX wieku, jednak można się domyślić, że obecne czasy raczej to nie są. Według mnie mimo wszystko ta grafika pasuje do tej nieco krwawej i pełnej intryg historii.

Najlepsze zastosowanie: Galicja, rok 1909. Erik Landecki ze swoją dość złą opinią i przeszłością nieprzemawiającą na jego korzyść zostaje zatrudniony na czyścibuta. Wydaje mu się, że będzie to łatwe i stosunkowo przyjemne zajęcie, które nie będzie wymagało od niego większego wysiłku. Okazuje się, że to wcale nie jest takie proste. Jednak zanim chłopakowi udaje się wgryźć w tajniki tego fachu, w austriackim dworku dochodzi do morderstwa. Ofiarą okazuje się być dziedzic rodu. Osobą, na którą spadają wszystkie podejrzenia jest oczywiście nowoprzybyły Polak. Ponadto pojawiają się dowody i zeznania, które zaczynają obciążać Erika. Wszystko wydaje się być rozstrzygnięte. Chłopak zostaje zamknięty i rozprawa się rozpoczyna. Teraz musi zacząć walkę o prawdę. Musi dowiedzieć się jak najszybciej co się wydarzyło i z jakiego powodu ktoś pragnie się go pozbyć. Czas na walkę nie tylko z kłamstwami i nastawionymi przeciw nimi austriackimi władzami, ale też z prawem, które zdecydowanie nie jest po jego stronie. Czy uda się ocalić Erika przed powieszeniem? Czy cała prawda wreszcie ujrzy światło dzienne, czy już na zawsze pozostanie niewyjaśniona? Jak potoczą się losy zagubionego chłopaka z Polski?

Tykać to kijem?: Po tę pozycję sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu autora. Ostatnio mam małą manię na punkcie tego Pana i czytam każdą jego książkę jaka wpadnie mi w łapki. Nie wiem czy zauważyliście, ale od lipca w każdym stosiku pojawiała się minimum jedna jego książka. To chyba o czymś świadczy?

Bohaterowie: Kreacja bohaterów zawsze u Mroza stała na wysokim poziomie. Nawet w Ekspozycji, kiedy główny bohater nie do końca mi się spodobał nie było to spowodowane jego słabym dopracowaniem, a po prostu typem osobowości, która nie do końca do mnie przemawia. Tutaj również można się o tym przekonać. Każda z przedstawionych postaci jest skonstruowana w sposób wystarczający. Nie czujemy ich nierzeczywistości, wręcz przeciwnie – wydaje nam się, że są niezwykle realni. Problem polega jednak na tym, że nie ma raczej żadnej postaci, która by się nam spodobała. Każda ma jakąś cechę, która nas od siebie odpycha. Coś, co sprawia, że nie do końca jej ufamy albo jej decyzje wydają się być nie do końca przemyślane czy też po prostu błędne.

Najbardziej przekonał mnie do siebie majordom, posiadający twardy kręgosłup moralny, przez którego przemawiały przez większość czasu lata doświadczeń. Do niego mam najmniej zastrzeżeń, jednak nie polubiłam go całkowicie. Nie jestem w stanie wskazać Wam konkretnych powodów mojego niezadowolenia, jednak wiem, że coś tam w mojej głowie jest bliżej nieokreślonego, co nie pozwala mi zachwalać go ponad miarę. Może to udział w intrydze Erika? Tym samym przejdźmy do jego osoby. Bohater, wokół którego skupia się ogromna ilość akcji. Jednak, aby wszystkiego się na jego temat dowiedzieć należy przeczytać książkę. Ja Wam nic nie będę zdradzała. Powiem jednak, że chłopak nie jest bez skazy. Jego zachowanie niekiedy mnie irytowało i przyprawiało o ból głowy. Ponadto mam do niego kilka zastrzeżeń, jeśli chodzi o podejmowane przez niego decyzje. Do tego wszystkiego dochodzi jego nadzwyczajna zdolność do uchodzenia z życiem z najgorszych sytuacji. Czy jest to jakaś reguła, że każdy bohater musi przeżyć?

Pióro: Do stylu pisania tego Pana nigdy nie miałam większych zastrzeżeń. Nad wyraz dobrze czyta mi się powieści napisane przez niego. Tak samo było i z tą, mimo że jej akcja rozgrywa się w innym wieku.

Całokształt: Z tego, co słyszałam ta książka początkowo miała być sagą rodzinną. Później przerodziła się w coś więcej z morderstwem i dużą ilością krwi w tle. Moim skromnym zdaniem na dobre jej to wyszło tylko w pewnym stopniu. Sama koncepcja była interesująca i sprawiała, że czytelnik był niezwykle zainteresowany. Wszystko wzięło w łeb, kiedy zaczęło pojawiać się coraz więcej zawiłości, które sprawiały, że od tego dobrobytu zaczęło kręcić się w głowie. Ponadto sporo spraw zostało skróconych do minimum tak, aby książka nie zabrała zbyt wiele stron. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby rozbicie jej na kilka części. To stopniowałoby napięcie i sprawiało więcej frajdy, gdyż wszystko zostałoby lepiej dopracowane, z większą ilością szczegółów. A tak niektóre rzeczy zostały potraktowane nieco po macoszemu. Dla mnie niekiedy ta historia brzmiała niezwykle nieprawdopodobnie i niektóre wydarzenia nie przekonały mnie do siebie. Miałam wrażenie, że czasami niektóre sprawy były stworzone na siłę, co nie do końca pomagało realności powieści.

Nie jestem kompetentną osobą, aby wypowiadać się na temat tła historycznego tej opowieści. Słyszałam zarzuty pod adresem autora przede wszystkim jeśli chodzi o przekleństwa, których podobno nie używało się w tamtych czasach. Poza tym przyczepiono się do słowa ‘surrealizm’, które zostało użyte przez niezbyt zamożnego człowieka. Dostrzeżono również, że ten termin powstał później niż akcja książki. Jeżeli jest to prawda to mamy nieco nieścisłości. Czy jest to ogromna zbrodnia? Z pewnością, kiedy pisze się książkę osadzoną w dawnych czasach powinno zrobić się niezwykle wyczerpujące dochodzenie, aby żaden czytelnik się nie mógł przyczepić. Co najwyżej jakiś fanatyk danego okresu może mieć zastrzeżenia, jednak przeciętna osoba nie powinna widzieć nieścisłości.

Kasia radzi: Na tę chwilę W cieniu prawa oceniam jako najsłabszą książkę autora, choć nadal przede mną kilka jego powieści (Mam nadzieję, że niebawem zacznę czytać Świt, który nie nadejdzie, który spokojnie czeka na półce na swoją kolei). Z tego powodu nie widzę potrzeby czytania jej przez kogokolwiek. Może nie jest to najgorsza książka w całym wszechświecie, ale raczej nie wniesie niczego nowego do Waszego życia.

Mój osąd: Niechlujny wampir – 6/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.