290. Recenzja „Jak gdybyś tańczyła” - Diane Chamberlain
„Szkoda, że wspomnień nie można pozbyć się tak łatwo.”
Autor: Diane
Chamberlain
Tytuł: Jak
gdybyś tańczyła
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka
Narracja: pierwszoosobowa
– Molly
Główny bohater: Molly Jones
Romans: Molly + Aiden
Ogumienie: Okładki
do książek Diane Chamberlain są utrzymane w tej samej oprawie graficznej, co mi
się podoba, bo wszystkie razem na półce wyglądają obłędnie. Jednak nie zawsze
podobają mi się zdjęcia wykorzystywane przez grafików. Tutaj również nie jestem
zachwycona, gdyż nie do końca odnosi się to do treści lektury. Małe powiązanie
można znaleźć, ale ja zawsze szukam czegoś więcej.
Najlepsze
zastosowanie: Molly i Aiden są bardzo szczęśliwym małżeństwem. Mówią sobie
wszystko i żyją wspierając siebie. Są wypełnieni miłością do siebie, jednak do
pełni szczęścia brakuje im dziecka. Molly była już w ciąży, jednak nie
skończyło się to dobrze, teraz małżonkowie zdecydowali się na otwartą adopcję.
Kiedy formalności idą w ruch i wszystko zaczyna się robić coraz bardziej realne,
Molly zaczynają ogarniać wątpliwości. Zaczyna zastanawiać się czy będzie
kochała to dziecko tak samo jak własne, czy będzie w stanie dzielić się nim z
biologiczną matką. Poza tym zaczyna zastanawiać się nad swoją przeszłością,
która może wyjść na jaw. Okłamała swojego męża, mówiąc że jej matka nie żyje.
Bo właściwie obie jej matki żyją – ta biologiczna, a także ta adopcyjna.
Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy Molly i Aiden znajdują się już blisko
zostania rodzicami. Wiele spraw zaczyna się piętrzyć, a niewypowiedziane słowa
zaczynają mocno przeszkadzać Molly. Mimo że obiecała sobie, że nigdy nikomu nie
wyzna prawdy na temat swojej rodziny, która niewątpliwie rzuca się cieniem na
jej przeszłości, chyba będzie musiała zaryzykować i nareszcie odkryć wszystkie
karty przed Aidenem. Ale czy się odważy? Czy zaryzykuje swoją przyszłość i
szansę na zostanie rodzicem?
Tykać
to kijem?: Jak zwykle – Diane Chamberlain to autorka obok której nie mogę
przejść obojętnie. Kiedy spostrzegłam w zapowiedziach jej książkę, wiedziałam,
że jak najszybciej muszę się za nią zabrać. Było to silniejsze ode mnie.
Bohaterowie: Większa
część akcji rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych, kiedy główna bohaterka
ma 14 lat i kiedy miało miejsce zdarzenie, które zaważyło o jej przeprowadzce i
zerwaniu kontaktów z rodziną. Z tego powodu dużo lepiej poznajemy młodszą
Molly, niż tą już dorosłą. Widać, że jest to dziewczyna nieco zagubiona,
szukająca i powoli zmieniająca się z małej dziewczynki w dorosłą kobietę,
przynajmniej ona uważa, że taką się staje. Dąży do tego, aby traktowano ją
poważniej, a wszystko spowodowane jest jej chęcią głębszego poznania trzy lata
starszego chłopaka, który zdaje się być zauroczony jej osobą. Jaka dziewczyna,
która przez lata myślała tylko o tym, aby za mąż wyjść za Johny’ego Deppa nie
będzie zachwycona odrobiną uwagi, którą zaszczyci ją przystojny chłopak? Która
nie uwierzy w każde jego słowo i nie będzie starała się z nim spotykać, mimo
wyraźnego zakazu rodziców? Raczej każda próbowałaby doprowadzić do spotkania,
szukałaby każdej okazji, aby się z nim zobaczyć. Właśnie dlatego nie mam do
niej większych zastrzeżeń. Wydaje się być naprawdę rzeczywistą postacią, choć
czasami wobec chorego ojca zachowuje się nieco egoistycznie. Co prawda nie jest
to nagminne i bardzo często stara się mu pomóc i zrobić wszystko, aby był
szczęśliwy, ale zdarzały jej się gorsze momenty. Mimo wszystko rozumiem ją i
nie dziwię się większości jej decyzji. Przynajmniej jeśli chodzi o te względem
przystojnego chłopaka.
Dorosła Molly wcale nie zachowuje się
aż tak dorośle, jak można by przypuszczać. Z opowieści wydaje się być naprawdę
dojrzałą osobą i jej decyzje są mocno przemyślane. Wydaje się być świetną
osobą, która myśli również o innych, a nie tylko o swoich potrzebach. Kiedy
„wejdziemy” do jej głowy wszystko zaczyna się zmieniać. Molly zdaje się być nie
do końca pewna siebie, a myślenie o przeszłości sprawia, że traci grunt pod
nogami. Zdecydowanie bardziej wolę jej młodszą wersję, choć tak naprawdę ciężko
jest mi wskazać złe strony dorosłej Molly.
Pióro: Jak
zwykle nie mam żadnych zastrzeżeń do stylu pisania Diane Chamberlain. Tworzy
historie w bardzo ciekawy sposób, co nie pozwala nam się oderwać od lektury.
Całokształt: Jak
wspominałam wcześniej duża część akcji skupiona jest na przeszłych wydarzeniach,
które są solą w oku głównej bohaterki. Uważam, że było to dobre zagranie ze
strony autorki, aby przedstawić nam równocześnie wydarzenia z przeszłości z
tym, co dzieje się obecnie w życiu Molly. W ten sposób retrospekcja nie zabiera
drugiej połowy książki, a jest przeplatana z teraźniejszością i rosnącymi
obawami Molly odnośnie słuszności kłamstw wobec męża. Mimo wszystko cała sprawa
idealnie się komponuje i przedstawione fakty są sensowne.
Nie jestem jednak do końca przekonana
do tej książki. Nie mam do niej technicznych zarzutów, po prostu miały miejsce
tam rzeczy, które nie do końca przypadły mi do gustu. Przede wszystkim nie
wszystkie decyzje dorosłej Molly są moim zdaniem sensowne. Zdarzało mi się
zastanawiać czy obie Molly nam przedstawione to ta sama osoba, ale kiedy
dostrzegłam identyczne podejście do wydarzeń z przeszłości dorosłej i
czternastoletniej Molly to wiedziałam, że to jedna postać. Zaskoczona byłam, że
jej opinia nie zmieniła się przez ponad dwadzieścia lat i że nie otworzyła
nieco bardziej umysłu ani nie próbowała szukać odpowiedzi na nurtujące ją
pytania. Zakończenie było dla mnie mało satysfakcjonujące. Spodziewałam się
czegoś zupełnie innego i nie wiedziałam jak mam podejść do tego, co zostało mi
zaserwowane.
Kasia
radzi: Myślę, że fani Diane Chamberlain sięgną po książkę, nie zważając
na to, co powiem. Jednak jeśli nie czytałaś/eś jej powieści to raczej nie
polecałabym zaczynać od tej. Autorka ma więcej lepszych historii, ta
zdecydowanie należy do tych nieco gorszych.
Mój
osąd: Niechlujny wampir – 6/10
Brak komentarzy: