288. Recenzja „Przebudzenie króla” - Maggie Stiefvater
„Nie wiedział, czy to było rzeczywiste. »Rzeczywistość« z każdą chwilą stawała się zresztą coraz mniej użytecznym określeniem.”
Autor: Maggie
Stiefvater
Tytuł:
Przebudzenie króla
Seria: Król
kruków #4
Wydawnictwo: Uroboros
[Grupa Wydawnicza Foksal]
Narracja:
trzecioosobowa
Główny
bohater: Gansey, Ronan, Blue, Adam
Romans: Lepiej
nie mówić nic, niż powiedzieć zbyt wiele
Ogumienie: Okładki
do tej serii są prześliczne, dlatego nie ma co się dziwić, że ta również mi się
podoba. Co prawda nie do końca rozumiem z jakiego powodu przedstawiony został
właśnie jeleń. Nie przypominam sobie, aby w tej części się on pojawił. Chyba,
że mi coś umknęło.
UWAGA!
RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ, DRUGIEJ I TRZECIEJ CZĘŚCI [KRÓL KRUKÓW, ZŁODZIEJE SNÓW ORAZ WIEDŹMA Z LUSTRA]! CZYTASZ NA WŁASNĄ
ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Najlepsze
zastosowanie: Czwórka przyjaciół zaczyna ostateczne poszukiwania Glendowera.
Gansey – chłopak, który dzięki magii przed dziesięcioma laty nie umarł, zdaje
sobie sprawę z tego, że jego czas się kończy. Świadomy jest tego, że Blue
widziała jego duszę w dzień św. Marka. Pewny jest, że to jej pocałunek zakończy
jego życie, jednak nie sprawia to, że łatwiej jest się z tym pogodzić. Ronan –
śniący, który nieco pogubił się w swoim życiu. W swoich snach dostrzega
ciemność, która zdaje się ją niszczyć. Adam – czarodziej, który nareszcie zdaje
się odkrywać swoją osobowość. Oddał on swoje ręce i swoje oczy zaklętemu
lasowi, który obecnie wydaje się być zatruwany, przez co on staje się zagrożony
ciemnością. Blue – dziewczyna, która nareszcie poznała swojego ojca i nie do
końca jest pewna, co jej matka w nim widziała. Zwłaszcza, że nie chce pomóc im
odnaleźć Glendowera, mimo że grupa przyjaciół sądzi, że on doskonale wie, gdzie
się znajduje. Wszystko jest jednak bardziej skomplikowane niż się wydaje. W ich
wędrówce bierze udział także Noah, który zdaje się znikać. Zdaje sobie sprawę z
tego, że jego czas dobiega końca, jednak nie jest w stanie się do tego
przyznać. Do tego pojawia się ciemność, która atakuje las. Teraz muszą stawić
jej czoła, aby poszukiwania Glendowera nareszcie dobiegły końca. Jednak czy im
się uda?
Tykać
to kijem?: Seria Król kruków to
jedna z ulubionych moich serii. Nie mogłam więc przegapić premiery tego
cudeńka. Długo zastanawiałam się w jaki sposób autorka zakończy losy naszych
bohaterów i czy spodoba mi się to zakończenie.
Bohaterowie: Ta
książka skupia się na całej czwórce głównych bohaterów, plus mamy jeszcze kilka
dodatkowych postaci, które nadają niespodziewanego kolorytu całej opowieści. Od
początku tej historii postacią, która najbardziej przypadła mi do gustu jest
Blue. Jest ona dość specyficzna i nieprzewidywalna, ale to sprawia, że jeszcze
bardziej mi się podoba. Prawdą jest, że niektóre jej decyzje nie do końca mi
się podobały i czasami zastanawiałam się czy są one słuszne, ale najważniejsze,
że były jej. Że nie były podyktowane przez kogoś innego. Nie zmienia to jednak
faktu, że w niektórych sytuacjach mogła się inaczej zachować. Zwłaszcza w
stosunku do Ganseya.
Bohaterem, który najmocniej wydaje się
być oderwany od tej całej opowieści zdaje się być Adam. Słyszałam wielokrotnie,
że on zupełnie nie pasuje do tej historii i książka bez jego udziału również
mogłaby się udać, a może nawet byłaby lepsza. Ja uważam, że chłopak jest mimo
wszystko potrzebny, choć jego charakter i sposób bycia nie do końca pasuje do
tej opowieści i to do tego bym się przyczepiła. Gdyby miał ciekawszy charakter,
po prostu gdyby był bardziej wyrazisty, wszystko wyglądałoby inaczej i
zdecydowanie bardziej pasowałby do roli jaką wymyśliła mu autorka.
\
Ronan i Gansey również mają swój
udział w całej opowieści. Jednak do nich nie mam żadnych zastrzeżeń. Co prawda
ten pierwszy nie do końca mnie do siebie przekonuje, ale mimo wszystko
polubiłam go w jakimś stopniu, mimo że nie jest łatwy w obyciu. A Gansey to
Gansey. Nie da się go nie lubić. Jednak poza powyższą czwórką pojawia się nowa
postać, która zdecydowanie wcześniej powinna zaznaczyć swoją obecność. Myślę,
że wprowadzenie Henry’ego w drugiej albo trzeciej części byłoby bardziej
interesujące.
Pióro: Przy
recenzowaniu każdego z tomów wspominałam o magii jaką posługuje się autorka.
Nadal jest ona wyczuwalna, jednak już nie aż w tak dużym stopniu jak to było
przy poprzednich częściach. A może to ja po prostu się przyzwyczaiłam?
Całokształt: Częstym
zarzutem wobec tej części jest wprowadzony w niej chaos. Powiem szczerze, że ja
również go wyczułam. W sumie to ciężko byłoby go nie zauważyć. Autorka lawiruje
między bohaterami i szybko przerzuca się z jednej sytuacji na następną. Dzieje
się bardzo dużo, dlatego momentami czytelnik zaczyna zastanawiać się gdzie jest
i co się właśnie wydarzyło. Wprowadzonych jest wiele przeróżnych wątków, które
zdają się nie pasować do całości. W ogóle to większość wydarzeń zdaje się być
wprowadzonych całkowicie niepotrzebnie i jakby nie wiadomo w jakim celu. Jednak
mimo wszystko później okazuje się, że to wszystko ma jakieś powiązanie. Trzeba
się tylko czasami zastanowić jakie.
Z racji tego, że jest to ostatni tom,
miałam nadzieję, że będę się nim zachwycać i rozpaczać, że to już koniec.
Powiem Wam jednak szczerze, że nie do końca jestem pewna uczuć względem tego
tomu. Mam bardzo mieszane uczucia, przede wszystkim przez zakończenie wątku z
Glendowerem i nie do końca satysfakcjonujący epilog. Poza tym w książce
pojawiają się nieścisłości (albo mi się zdaje, że one są nieścisłościami). Z
tego powodu nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić czy jestem zadowolona
z zakończenia jakie nam zafundowała Maggie Stiefvater.
Kasia
radzi: Mimo wszystko uważam, że ta seria jest warta polecenia. Ma w
sobie jakąś niepowtarzalną magię i coś, co czytelnika do niej przyciąga. Mimo
że zakończenie nie każdemu może się spodobać to i tak lepiej je poznać i
docenić trud autorki. Choć przyznać muszę, że ta część jest najsłabsza z całej
czwórki.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: