288. Recenzja „Przebudzenie króla” - Maggie Stiefvater

stycznia 07, 2017
„Nie wiedział, czy to było rzeczywiste. »Rzeczywistość« z każdą chwilą stawała się zresztą coraz mniej użytecznym określeniem.”
Autor: Maggie Stiefvater

Tytuł: Przebudzenie króla

Seria: Król kruków #4

Wydawnictwo: Uroboros [Grupa Wydawnicza Foksal]

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Gansey, Ronan, Blue, Adam

Romans: Lepiej nie mówić nic, niż powiedzieć zbyt wiele

Ogumienie: Okładki do tej serii są prześliczne, dlatego nie ma co się dziwić, że ta również mi się podoba. Co prawda nie do końca rozumiem z jakiego powodu przedstawiony został właśnie jeleń. Nie przypominam sobie, aby w tej części się on pojawił. Chyba, że mi coś umknęło.

UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ, DRUGIEJ I TRZECIEJ CZĘŚCI [KRÓL KRUKÓW, ZŁODZIEJE SNÓW ORAZ WIEDŹMA Z LUSTRA]! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Najlepsze zastosowanie: Czwórka przyjaciół zaczyna ostateczne poszukiwania Glendowera. Gansey – chłopak, który dzięki magii przed dziesięcioma laty nie umarł, zdaje sobie sprawę z tego, że jego czas się kończy. Świadomy jest tego, że Blue widziała jego duszę w dzień św. Marka. Pewny jest, że to jej pocałunek zakończy jego życie, jednak nie sprawia to, że łatwiej jest się z tym pogodzić. Ronan – śniący, który nieco pogubił się w swoim życiu. W swoich snach dostrzega ciemność, która zdaje się ją niszczyć. Adam – czarodziej, który nareszcie zdaje się odkrywać swoją osobowość. Oddał on swoje ręce i swoje oczy zaklętemu lasowi, który obecnie wydaje się być zatruwany, przez co on staje się zagrożony ciemnością. Blue – dziewczyna, która nareszcie poznała swojego ojca i nie do końca jest pewna, co jej matka w nim widziała. Zwłaszcza, że nie chce pomóc im odnaleźć Glendowera, mimo że grupa przyjaciół sądzi, że on doskonale wie, gdzie się znajduje. Wszystko jest jednak bardziej skomplikowane niż się wydaje. W ich wędrówce bierze udział także Noah, który zdaje się znikać. Zdaje sobie sprawę z tego, że jego czas dobiega końca, jednak nie jest w stanie się do tego przyznać. Do tego pojawia się ciemność, która atakuje las. Teraz muszą stawić jej czoła, aby poszukiwania Glendowera nareszcie dobiegły końca. Jednak czy im się uda?

Tykać to kijem?: Seria Król kruków to jedna z ulubionych moich serii. Nie mogłam więc przegapić premiery tego cudeńka. Długo zastanawiałam się w jaki sposób autorka zakończy losy naszych bohaterów i czy spodoba mi się to zakończenie.

Bohaterowie: Ta książka skupia się na całej czwórce głównych bohaterów, plus mamy jeszcze kilka dodatkowych postaci, które nadają niespodziewanego kolorytu całej opowieści. Od początku tej historii postacią, która najbardziej przypadła mi do gustu jest Blue. Jest ona dość specyficzna i nieprzewidywalna, ale to sprawia, że jeszcze bardziej mi się podoba. Prawdą jest, że niektóre jej decyzje nie do końca mi się podobały i czasami zastanawiałam się czy są one słuszne, ale najważniejsze, że były jej. Że nie były podyktowane przez kogoś innego. Nie zmienia to jednak faktu, że w niektórych sytuacjach mogła się inaczej zachować. Zwłaszcza w stosunku do Ganseya.

Bohaterem, który najmocniej wydaje się być oderwany od tej całej opowieści zdaje się być Adam. Słyszałam wielokrotnie, że on zupełnie nie pasuje do tej historii i książka bez jego udziału również mogłaby się udać, a może nawet byłaby lepsza. Ja uważam, że chłopak jest mimo wszystko potrzebny, choć jego charakter i sposób bycia nie do końca pasuje do tej opowieści i to do tego bym się przyczepiła. Gdyby miał ciekawszy charakter, po prostu gdyby był bardziej wyrazisty, wszystko wyglądałoby inaczej i zdecydowanie bardziej pasowałby do roli jaką wymyśliła mu autorka.
\
Ronan i Gansey również mają swój udział w całej opowieści. Jednak do nich nie mam żadnych zastrzeżeń. Co prawda ten pierwszy nie do końca mnie do siebie przekonuje, ale mimo wszystko polubiłam go w jakimś stopniu, mimo że nie jest łatwy w obyciu. A Gansey to Gansey. Nie da się go nie lubić. Jednak poza powyższą czwórką pojawia się nowa postać, która zdecydowanie wcześniej powinna zaznaczyć swoją obecność. Myślę, że wprowadzenie Henry’ego w drugiej albo trzeciej części byłoby bardziej interesujące.

Pióro: Przy recenzowaniu każdego z tomów wspominałam o magii jaką posługuje się autorka. Nadal jest ona wyczuwalna, jednak już nie aż w tak dużym stopniu jak to było przy poprzednich częściach. A może to ja po prostu się przyzwyczaiłam?

Całokształt: Częstym zarzutem wobec tej części jest wprowadzony w niej chaos. Powiem szczerze, że ja również go wyczułam. W sumie to ciężko byłoby go nie zauważyć. Autorka lawiruje między bohaterami i szybko przerzuca się z jednej sytuacji na następną. Dzieje się bardzo dużo, dlatego momentami czytelnik zaczyna zastanawiać się gdzie jest i co się właśnie wydarzyło. Wprowadzonych jest wiele przeróżnych wątków, które zdają się nie pasować do całości. W ogóle to większość wydarzeń zdaje się być wprowadzonych całkowicie niepotrzebnie i jakby nie wiadomo w jakim celu. Jednak mimo wszystko później okazuje się, że to wszystko ma jakieś powiązanie. Trzeba się tylko czasami zastanowić jakie.

Z racji tego, że jest to ostatni tom, miałam nadzieję, że będę się nim zachwycać i rozpaczać, że to już koniec. Powiem Wam jednak szczerze, że nie do końca jestem pewna uczuć względem tego tomu. Mam bardzo mieszane uczucia, przede wszystkim przez zakończenie wątku z Glendowerem i nie do końca satysfakcjonujący epilog. Poza tym w książce pojawiają się nieścisłości (albo mi się zdaje, że one są nieścisłościami). Z tego powodu nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić czy jestem zadowolona z zakończenia jakie nam zafundowała Maggie Stiefvater.

Kasia radzi: Mimo wszystko uważam, że ta seria jest warta polecenia. Ma w sobie jakąś niepowtarzalną magię i coś, co czytelnika do niej przyciąga. Mimo że zakończenie nie każdemu może się spodobać to i tak lepiej je poznać i docenić trud autorki. Choć przyznać muszę, że ta część jest najsłabsza z całej czwórki.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.