301. Recenzja „Siła niższa” - Marta Kisiel

marca 21, 2017
„Bo w bamboszkach nie sposób być niemiłym. A kiedy ty jesteś miły dla innych, to inni są mili dla ciebie. Tak działa ten świat. Alleluja.”
Autor: Marta Kisiel

Tytuł: Siła niższa

Seria: Dożywocie #2

Wydawnictwo: Uroboros [Grupa wydawnicza Foksal]

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Konrad Romańczuk – ok. 33 lata

Ogumienie: Ta okładka! Och, jaka śliczna! I jeszcze przedstawia jedną ze scen, która faktycznie pojawia się w książce. Na początku byłam zaskoczona przebranym facetem za Roszpunkę, ale później doszłam do wniosku, że to w sumie nie jest takie dziwaczne w książce Marty Kisiel. I przyjęłam to z całym dobrodziejstwem. Ale może trochę mniejszy dekolt by się przydał? Nie będą się ludzie zbytnio gapić?


UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ CZĘŚCI [DOŻYWOCIE]! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Najlepsze zastosowanie: Lichotka na nieszczęście poszła z dymem. Jedynym plusem tego stanu jest to, że Szczęsny nie kręci się po domu smęcąc i uprawiając swoją niedocenianą poezję czy inną literaturę. Jednak nowe miejsce zamieszkania wcale nie jest takie piękne. Niby mieści się tam i zakatarzony anioł, zbyt dużo różowych królików, Zmora, specyficzny dość wiking, utopiec siedzący wiecznie w łazience, bo żadnego stawiku ani nawet oczka nie ma w pobliżu, no i sam Konrad, a także pewne coś w piwnicy, jednak bardzo mocno ukrywane. Dodatkowo okazuje się, że na strychu mieszkają sobie trzej żołnierze Wehrmachtu. I bądź tu człowieku mądry i pisz książki. Najbardziej domownikom brakuje Krakersa, który potrafił gotować tak cudownie, że każdy zastanawiał się jakim cudem on tymi mackami takie smakołyki tworzy. Teraz rola kucharza spadła na Konrada, który wcale taki dobry w tym nie jest. Potrafi serwować rosół przed dwa tygodnie, a przez kolejne dwa pomidorową z tegoż rosołu. Jednak był jedynym kandydatem na to stanowisko. Tworzy najbardziej jadalne rzeczy. Aby nie zwariować w tym domu pełnym dożywotników, Konrad za świętość uważa zakupy w Tesco, gdzie spokojnie może zastanawiać się nad tym, która musztarda jest idealna i nikt mu tych kontemplacji nie zabierze. Wszystko było pięknie dopóki nie usłyszał charakterystycznego Alleluja między alejkami. Gdyby to zignorował wszystko byłoby po staremu. Jednak musiał zareagować. I zaczęło się dziać. Tsadkiel już o to zadbał.

Tykać to kijem?: Któż by pozwolił, aby ta premiera przeszła obok niego. Przecież to drugi tom Dożywocia, na którego trzeba było czekać dość długo. Oczywiście, jeśli mówimy o tym pierwszym wydaniu z 2011 roku. Nareszcie Marta Kisiel zaserwowała nam kolejną część przygód Konrada i jego dożywotników. Równie udaną co pierwszy tom?

Bohaterowie: Ileż my tu mamy bohaterów. Niby w tym wszystkim najważniejszy jest Konrad, bo to on ma dożywotników, ale zastanawiam się czy to czasami nie jest tak, że to ci dożywotnicy mają jego. Mimo wszystko facet ma nieco z nimi roboty. Wydawać by się mogło, że Turu mu nieco pomoże, bo przecież to potężny chłop, więc chyba nieco ogarnia życie i wie co i jak, ale w mniemaniu Konrada nie bardzo jest on pomocny. Prawda jest jednak taka, że chłop widzi więcej niż Konrad, który tak się uczepił tego swojego cierpienia i faktu, że, ojejajeja, musi gotować, zajmować się domem i może jeszcze musiałby zwrócić uwagę na Licho? A gdzieżby! Za każdym razem jak mały anioł pojawiał się w zasięgu słuchu i próbował coś powiedzieć do zarobionego Konrada on wypowiadał nieśmiertelną formułkę: Nie teraz, Licho. Palców nie starczy, aby zliczyć te wszystkie razy, kiedy padała ta cudowna fraza. Oj, jak bardzo miałam ochotę podejść do tego Romańczuka i mu przez łeb nieźle zdzielić. Mimo tego że zajmował się domem, gotował i takie tam, to tak naprawdę niewiele wiedział o tym, co się dzieje i w sumie zachowywał się dość egoistycznie w stosunku do dożywotników. Dopiero jak pojawił się Tsadkiel oraz niespodziewany gość, którego imienia nie chcę zdradzać, bo nie będziecie mieli niespodzianki, to zaczyna nieco ogarniać się. Wszystko zaczyna iść w bardzo fajnym kierunku i w sumie Konrad mądrzeje nieco. No może nie jakoś ogromnie, ale wystarczająco, aby zacząć kontaktować, że Licho to w sumie taki trochę dzieciak i nieco trzeba się nim zająć.

Mimo swojej nietypowej osobowości i wyglądowi zupełnie niepasującemu do rzeczy, które robi — jak śpiewanie piosenek z Zaplątanych i przebieranie się za Roszpunkę — niezwykle mnie urzekła postać Turu. Swój chłop, który mimo że ma podejście rzyciowe (tak, rzyciowe. To od rzyci) do świata to i tak jest niezwykle empatyczny. Oczywiście jak komuś przywalić trzeba to zrobi to bez zastanowienia, ale to przecież normalne, nieprawdaż?

Pióro: Marta Kisiel ma swój własny i niepowtarzalny styl, który ludzie uwielbiają albo nienawidzą. Nie ma nic pomiędzy. Ja na szczęście go uwielbiam i każdą jej książkę czytam z przyjemnością, podśmiechując się co chwila i podziwiając to, w jaki sposób jest każda jej powieść napisana.

Całokształt: Ta część nieco bardziej mnie do siebie przekonała przede wszystkim z powodu braku formuły opowiadań. W Dożywociu mieliśmy książkę podzieloną na kilka mniejszych opowieści, a z racji tego, że ja nie jestem fanką krótkich historii to miałam z tego powodu małe ‘ale’. Jednak tutaj, mimo że również tak jakby pojawiają się mniejsze wątki, bo tak naprawdę nie ma tutaj żadnego wątku głównego, to wszystko jakoś bardziej do mnie przemówiło. Nie miałam przerywników w postaci tytułów opowiadań ani nic w tym stylu. Przez książkę pięknie płynęłam, śmiejąc się do rozpuku, grożąc Romańczukowi, kiedy nie zwracał uwagi na biedne Licho i zastanawiając się nad tym wszystkim, co wydarzyło się w tej części. W sumie wielokrotnie zostałam zaskoczona i naprawdę nie mam pojęcia skąd ałtorka (tak, to jest celowy zabieg. Marta Kisiel to ałtorka) miała te wszystkie pomysły, ale doceniam każdy i jestem ogromnie wdzięczna, bo ubawiłam się jak nigdy i z niecierpliwością czekam na więcej jej książek. Nieważne czy będą to kolejne tomy Dożywocia czy całkowicie coś nowego. Biorę wszystko. Wszystko.

Kasia radzi: Fani Marty Kisiel powinni być zachwyceni. Dostajemy niesamowitą historię z ponadprzeciętnymi bohaterami, irytującego, ale i mimo wszystko fajnego Tsadkiela i wiele innych rzeczy. Ale mówiąc szczerze miałam nadzieję, że nasza kochana Rudolf Valentino zacznie gadać. Chociaż… Może jednak byłaby to przesada?

Mój osąd: Potężny heros – 8/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.