301. Recenzja „Siła niższa” - Marta Kisiel
„Bo w bamboszkach nie sposób być niemiłym. A kiedy ty jesteś miły dla innych, to inni są mili dla ciebie. Tak działa ten świat. Alleluja.”
Autor: Marta
Kisiel
Tytuł: Siła
niższa
Seria: Dożywocie
#2
Wydawnictwo: Uroboros
[Grupa wydawnicza Foksal]
Narracja: trzecioosobowa
Główny
bohater: Konrad Romańczuk – ok. 33 lata
Ogumienie: Ta
okładka! Och, jaka śliczna! I jeszcze przedstawia jedną ze scen, która
faktycznie pojawia się w książce. Na początku byłam zaskoczona przebranym
facetem za Roszpunkę, ale później doszłam do wniosku, że to w sumie nie jest
takie dziwaczne w książce Marty Kisiel. I przyjęłam to z całym dobrodziejstwem. Ale może trochę mniejszy dekolt by się przydał? Nie będą się ludzie zbytnio gapić?
UWAGA!
RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z PIERWSZEJ CZĘŚCI [DOŻYWOCIE]! CZYTASZ NA
WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Najlepsze
zastosowanie: Lichotka na nieszczęście poszła z dymem. Jedynym plusem tego
stanu jest to, że Szczęsny nie kręci się po domu smęcąc i uprawiając swoją
niedocenianą poezję czy inną literaturę. Jednak nowe miejsce zamieszkania wcale
nie jest takie piękne. Niby mieści się tam i zakatarzony anioł, zbyt dużo
różowych królików, Zmora, specyficzny dość wiking, utopiec siedzący wiecznie w
łazience, bo żadnego stawiku ani nawet oczka nie ma w pobliżu, no i sam Konrad,
a także pewne coś w piwnicy, jednak bardzo mocno ukrywane. Dodatkowo okazuje
się, że na strychu mieszkają sobie trzej żołnierze Wehrmachtu. I bądź tu
człowieku mądry i pisz książki. Najbardziej domownikom brakuje Krakersa, który
potrafił gotować tak cudownie, że każdy zastanawiał się jakim cudem on tymi
mackami takie smakołyki tworzy. Teraz rola kucharza spadła na Konrada, który
wcale taki dobry w tym nie jest. Potrafi serwować rosół przed dwa tygodnie, a
przez kolejne dwa pomidorową z tegoż rosołu. Jednak był jedynym kandydatem na
to stanowisko. Tworzy najbardziej jadalne rzeczy. Aby nie zwariować w tym domu
pełnym dożywotników, Konrad za świętość uważa zakupy w Tesco, gdzie spokojnie
może zastanawiać się nad tym, która musztarda jest idealna i nikt mu tych
kontemplacji nie zabierze. Wszystko było pięknie dopóki nie usłyszał
charakterystycznego Alleluja między alejkami. Gdyby to zignorował wszystko
byłoby po staremu. Jednak musiał zareagować. I zaczęło się dziać. Tsadkiel już
o to zadbał.
Tykać
to kijem?: Któż by pozwolił, aby ta premiera przeszła obok niego. Przecież
to drugi tom Dożywocia, na którego
trzeba było czekać dość długo. Oczywiście, jeśli mówimy o tym pierwszym wydaniu
z 2011 roku. Nareszcie Marta Kisiel zaserwowała nam kolejną część przygód
Konrada i jego dożywotników. Równie udaną co pierwszy tom?
Bohaterowie: Ileż my
tu mamy bohaterów. Niby w tym wszystkim najważniejszy jest Konrad, bo to on ma
dożywotników, ale zastanawiam się czy to czasami nie jest tak, że to ci
dożywotnicy mają jego. Mimo wszystko facet ma nieco z nimi roboty. Wydawać by
się mogło, że Turu mu nieco pomoże, bo przecież to potężny chłop, więc chyba
nieco ogarnia życie i wie co i jak, ale w mniemaniu Konrada nie bardzo jest on
pomocny. Prawda jest jednak taka, że chłop widzi więcej niż Konrad, który tak
się uczepił tego swojego cierpienia i faktu, że, ojejajeja, musi gotować,
zajmować się domem i może jeszcze musiałby zwrócić uwagę na Licho? A gdzieżby!
Za każdym razem jak mały anioł pojawiał się w zasięgu słuchu i próbował coś
powiedzieć do zarobionego Konrada on wypowiadał nieśmiertelną formułkę: Nie teraz, Licho. Palców nie starczy,
aby zliczyć te wszystkie razy, kiedy padała ta cudowna fraza. Oj, jak bardzo miałam
ochotę podejść do tego Romańczuka i mu przez łeb nieźle zdzielić. Mimo tego że
zajmował się domem, gotował i takie tam, to tak naprawdę niewiele wiedział o
tym, co się dzieje i w sumie zachowywał się dość egoistycznie w stosunku do
dożywotników. Dopiero jak pojawił się Tsadkiel oraz niespodziewany gość,
którego imienia nie chcę zdradzać, bo nie będziecie mieli niespodzianki, to
zaczyna nieco ogarniać się. Wszystko zaczyna iść w bardzo fajnym kierunku i w
sumie Konrad mądrzeje nieco. No może nie jakoś ogromnie, ale wystarczająco, aby
zacząć kontaktować, że Licho to w sumie taki trochę dzieciak i nieco trzeba się
nim zająć.
Mimo swojej nietypowej osobowości i
wyglądowi zupełnie niepasującemu do rzeczy, które robi — jak śpiewanie piosenek
z Zaplątanych i przebieranie się za Roszpunkę — niezwykle mnie urzekła postać
Turu. Swój chłop, który mimo że ma podejście rzyciowe (tak, rzyciowe. To od
rzyci) do świata to i tak jest niezwykle empatyczny. Oczywiście jak komuś
przywalić trzeba to zrobi to bez zastanowienia, ale to przecież normalne,
nieprawdaż?
Pióro: Marta
Kisiel ma swój własny i niepowtarzalny styl, który ludzie uwielbiają albo
nienawidzą. Nie ma nic pomiędzy. Ja na szczęście go uwielbiam i każdą jej
książkę czytam z przyjemnością, podśmiechując się co chwila i podziwiając to, w
jaki sposób jest każda jej powieść napisana.
Całokształt: Ta część
nieco bardziej mnie do siebie przekonała przede wszystkim z powodu braku
formuły opowiadań. W Dożywociu
mieliśmy książkę podzieloną na kilka mniejszych opowieści, a z racji tego, że
ja nie jestem fanką krótkich historii to miałam z tego powodu małe ‘ale’.
Jednak tutaj, mimo że również tak jakby pojawiają się mniejsze wątki, bo tak
naprawdę nie ma tutaj żadnego wątku głównego, to wszystko jakoś bardziej do
mnie przemówiło. Nie miałam przerywników w postaci tytułów opowiadań ani nic w
tym stylu. Przez książkę pięknie płynęłam, śmiejąc się do rozpuku, grożąc
Romańczukowi, kiedy nie zwracał uwagi na biedne Licho i zastanawiając się nad
tym wszystkim, co wydarzyło się w tej części. W sumie wielokrotnie zostałam
zaskoczona i naprawdę nie mam pojęcia skąd ałtorka (tak, to jest celowy zabieg.
Marta Kisiel to ałtorka) miała te wszystkie pomysły, ale doceniam każdy i
jestem ogromnie wdzięczna, bo ubawiłam się jak nigdy i z niecierpliwością
czekam na więcej jej książek. Nieważne czy będą to kolejne tomy Dożywocia czy całkowicie coś nowego.
Biorę wszystko. Wszystko.
Kasia
radzi: Fani Marty Kisiel powinni być zachwyceni. Dostajemy niesamowitą
historię z ponadprzeciętnymi bohaterami, irytującego, ale i mimo wszystko
fajnego Tsadkiela i wiele innych rzeczy. Ale mówiąc szczerze miałam nadzieję,
że nasza kochana Rudolf Valentino zacznie gadać. Chociaż… Może jednak byłaby to
przesada?
Mój
osąd: Potężny heros – 8/10
Brak komentarzy: