299. Recenzja „Świt, który nie nadejdzie” - Remigiusz Mróz
„Ulice sprawiały melancholijne, nieco posępne wrażenie. Z jakiegoś powodu Warszawa kojarzyła się Wilmańskiemu z rajem utraconym. Być może wynikało to z tych wszystkich nadziei, które rozbudzono kilka lat temu.”
Autor: Remigiusz
Mróz
Tytuł: Świt,
który nie nadejdzie
Wydawnictwo: Czwarta
Strona
Narracja: trzecioosobowa
Główny
bohater: Ernest Wilmański
Ogumienie: Może i
okładka jasno nam nie przedstawia tematyki powieści, ale mimo wszystko idealnie
wkomponowuje się w przedstawiony nam świat. Bardzo podoba mi się przedstawienie
tego kontrastu — niebieskie tło i żółte napisy — zdecydowanie interesująco to
wygląda i potrafi przyciągnąć wzrok. Myślę, że dzięki temu więcej osób zwróci
uwagę na książkę.
Najlepsze
zastosowanie: Ernest Wilmański jedyne czego pragnie to zapomnienie o
przeszłości i zaczęcie spokojnego życia w Warszawie. Jednak nie jest to takie
proste do zrobienia. Pierwszego dnia pobytu w stolicy kraju znajduje się w złym
miejscu o złym czasie. Pomógł dziewczynie, która kradła węgiel. Jeden z
członków Banników próbował ją ukarać za przestępstwo, jednak Wilmański mocno go
poturbował. Zanim jednak zdążył opaść kurz i Bannicy zaczęli wpisywać jego
nazwisko, jako kolejnego do zabicia Wilmański sam przybył do ich siedziby.
Wkroczył do ich świata i zaoferował swoją wiedzę i doświadczenie, którego
zdecydowanie potrzebowali, aby móc być najlepszymi w całej Warszawie. Mimo
początkowych podejrzliwości ze strony wielu z nich, Ernest coraz mocniej
wsiąknął w ich świat i zaczynał się wpinać po gangsterskiej drabinie. Nie jest
to najszlachetniejsza praca i zdecydowanie nie jest to coś, o czym marzył,
kiedy zdecydował się przyjechać do Warszawy, jednak to jedyne rozwiązanie
jakiemu mógł sprostać w tamtej chwili. Teraz musi stawić czoła konsekwencjom
swoich decyzji. I dowiedzieć się czy jest w stanie poświęcić życie Bannikom.
Tykać
to kijem?: Jak wiecie (a może i nie wiecie) moim celem jest przeczytanie
wszystkich książek Mroza. Dzięki temu, że niedawno ogłosił, że napisał trylogię
pod pseudonimem moja lista nieco się wydłużyła, z czego mówiąc szczerze jestem
zadowolona. Im więcej, tym lepiej dla mnie.
Bohaterowie: Głównym
bohaterem całej historii jest Ernest Wilmański. Cóż można na jego temat
powiedzieć. Jak każda postać stworzona przez Mroza jest kompletny i
pełnowymiarowy. Nie brak mu zdecydowania i chłodnej głowy, dzięki czemu
wszystko doskonale kalkuluje i stara się jak najlepiej wykonywać swoją pracę.
Mimo że nie udało mu się znaleźć spokojnej posady, dzięki której mógłby dożyć
emerytury, stara się jak może, aby Bannicy nie widzieli w nim wroga. Oddaje się
całkowicie sprawie i pozostaje zdeterminowany. Chce pomagać jak najlepiej,
jednak nadal nie wszyscy widzą w nim swojego. Jednak jego to nie zraża. Robi
swoje i robi to nawet lepiej niż Ci, którzy od lat służą Bannikom. Za tę
lojalność, którą tak naprawdę musiał w sobie mocno wypracować, ma ode mnie
ogromnego plusa.
Drugą osobą, którą poznajemy dość
znacznie na kartach powieści jest Eliza Zarzeczna. Jedna z policjantek. Wówczas
był to twór świeżo utworzony, przede wszystkim przez naciski z różnych stron.
Państwo w końcu się ugięło i powstała jednostka całkowicie stworzona z kobiet.
Oczywiście na początku nie były zbyt cenione i dostawały niezbyt ważne sprawy,
ale Eliza nie jest osobą, która mogłaby w ten sposób działać. Kiedy zaczęła
krążyć wokół Banników, szukając na nich haka, zwróciła na siebie dużą uwagę.
Jednak nawet groźba śmierci czy zemsty gangu nie przeszkadzała jej w
prowadzeniu własnego śledztwa. Szukała odpowiedzi i była gotowa zrobić
wszystko, aby je znaleźć. Ciężko jest mi powiedzieć, jaki mam do niej stosunek.
Z całą pewnością nie można odmówić jej determinacji i chęci. Czasami nawet
nieco przesadzała i zamiast odpuścić dalej drążyła. Chociaż nie podobały jej się
to, w jaki sposób zdobywa informacje, nadal to robiła, gdyż szukała poklasku.
Chciała uwolnić się od domu rodziców, gdzie nadal mieszkała. Chciała nareszcie
być samodzielna, a żeby mieć pieniądze trzeba pracować i zdobywać informacje w
każdy sposób. Zdecydowanie rozumiem upór z jej strony i nie chcę jej oceniać
przez pryzmat tego, co robiła, bo po prostu działała tak jak jej rozkazano. Nie
jest łatwą osobowością do rozgryzienia.
Pióro: Remigiusz
Mróz bez względu na to czy pisze o zdarzeniach rozgrywających się tu i teraz,
czy tych sprzed kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset lat, nadal ma coś
niesamowitego i lekkiego w sposobie pisania, przez co zdecydowanie nie jest
łatwo oderwać się od lektury.
Całokształt: Nie
miałam zielonego pojęcia, czego spodziewać się po tej książce. Po opisie tak
naprawdę nie można było zbyt wiele powiedzieć. Poza tym ja jestem osobą, która
przeczyta opis, a za kilka chwil go zapomni. Ale spoilery pamiętam do końca
życia, więc proszę mnie nimi nie karmić. Mogę przeczytać opis, a później,
podczas czytania książki zupełnie nie pamiętam, co było tam zawarte. Dlatego
nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Byłam pewna tylko czasu, w jakim
rozgrywa się akcja. Wszystko inne pozostawało dla mnie zagadką. I myślę, że
wyszło to na dobre, gdyż nie wiedziałam, kim są Bannicy i w jaki sposób wpłyną
oni na całą akcję. Jak widać wpłynęli znacząco, gdyż sam główny bohater
wkroczył w ich szeregi.
Spodobał mi się sposób poprowadzenia
akcji przez Mroza oraz większość decyzji, które podejmował Wilmański, aby móc
przetrwać w tym świecie. Wszystko to składało się na bardzo dobrze sprecyzowany
i realistyczny obraz. Dodatkowo tło historyczne idealnie wkomponowywało się w
to wszystko, dzięki czemu mieliśmy przed sobą doprawdy interesującą lekturę z
naprawdę intrygującymi wątkami. Jednak jest coś, co mi się nie spodobało, a
coś, w czym lubuje się Mróz. Otwarte zakończenie. Nie wiem czy ja jestem
dziwna, czy coś jest ze mną nie tak, ale nie lubię otwartych zakończeń. Książka
jest to twór skończony. Kiedy przeczytamy ostatnią stronę to bohaterowie
przestają istnieć, więc nie mogą się zakochać, nie może nic się z nimi stać.
Dlatego wolę, kiedy wiemy, co się stało z bohaterem. Czy jest szczęśliwy, czy
znalazł miłość, czy wrócił do osoby, z którą czytelnik chciałby żeby był, czy
żyje. Wiem, że jest bardzo dużo osób, które uwielbiają same sobie dopowiadać
historię. Ale ja nie lubię pozostawać ze zbyt wieloma pytaniami w głowie. To
tak samo jak w Kordianie, gdzie nie
wiemy czy go zastrzelili, czy jednak udało się go uratować. Zostawianie tak
ważnych spraw czytelnikowi jest dla mnie irytujące. Poza tym wydaje mi się, że
to zagranie stosowane jest, gdyż sam autor nie jest do końca pewien, co się
powinno dalej wydarzyć. Tutaj ostatnie zdanie wyraźnie sugeruje, co się
wydarzyło z bohaterem, ale ja lubię jak to wybrzmiewa konkretnie, a nie tylko w
sferze domysłów.
Kasia
radzi: To nie jest do końca kryminał. Nie mamy tutaj detektywa czy nawet
pseudo-detektywa, który szukałby mordercy, złodzieja etc. Ten świat jest dużo
bardziej złożony, ale jeśli tylko macie ochotę zanurzyć się w ówczesny
warszawski półświatek serdecznie zachęcam Was do lektury.
Mój
osąd: Rozkładający się zombie – 7/10
Brak komentarzy: