299. Recenzja „Świt, który nie nadejdzie” - Remigiusz Mróz

marca 17, 2017
„Ulice sprawiały melancholijne, nieco posępne wrażenie. Z jakiegoś powodu Warszawa kojarzyła się Wilmańskiemu z rajem utraconym. Być może wynikało to z tych wszystkich nadziei, które rozbudzono kilka lat temu.”
Autor: Remigiusz Mróz

Tytuł: Świt, który nie nadejdzie

Wydawnictwo: Czwarta Strona

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Ernest Wilmański

Ogumienie: Może i okładka jasno nam nie przedstawia tematyki powieści, ale mimo wszystko idealnie wkomponowuje się w przedstawiony nam świat. Bardzo podoba mi się przedstawienie tego kontrastu — niebieskie tło i żółte napisy — zdecydowanie interesująco to wygląda i potrafi przyciągnąć wzrok. Myślę, że dzięki temu więcej osób zwróci uwagę na książkę.

Najlepsze zastosowanie: Ernest Wilmański jedyne czego pragnie to zapomnienie o przeszłości i zaczęcie spokojnego życia w Warszawie. Jednak nie jest to takie proste do zrobienia. Pierwszego dnia pobytu w stolicy kraju znajduje się w złym miejscu o złym czasie. Pomógł dziewczynie, która kradła węgiel. Jeden z członków Banników próbował ją ukarać za przestępstwo, jednak Wilmański mocno go poturbował. Zanim jednak zdążył opaść kurz i Bannicy zaczęli wpisywać jego nazwisko, jako kolejnego do zabicia Wilmański sam przybył do ich siedziby. Wkroczył do ich świata i zaoferował swoją wiedzę i doświadczenie, którego zdecydowanie potrzebowali, aby móc być najlepszymi w całej Warszawie. Mimo początkowych podejrzliwości ze strony wielu z nich, Ernest coraz mocniej wsiąknął w ich świat i zaczynał się wpinać po gangsterskiej drabinie. Nie jest to najszlachetniejsza praca i zdecydowanie nie jest to coś, o czym marzył, kiedy zdecydował się przyjechać do Warszawy, jednak to jedyne rozwiązanie jakiemu mógł sprostać w tamtej chwili. Teraz musi stawić czoła konsekwencjom swoich decyzji. I dowiedzieć się czy jest w stanie poświęcić życie Bannikom.

Tykać to kijem?: Jak wiecie (a może i nie wiecie) moim celem jest przeczytanie wszystkich książek Mroza. Dzięki temu, że niedawno ogłosił, że napisał trylogię pod pseudonimem moja lista nieco się wydłużyła, z czego mówiąc szczerze jestem zadowolona. Im więcej, tym lepiej dla mnie.

Bohaterowie: Głównym bohaterem całej historii jest Ernest Wilmański. Cóż można na jego temat powiedzieć. Jak każda postać stworzona przez Mroza jest kompletny i pełnowymiarowy. Nie brak mu zdecydowania i chłodnej głowy, dzięki czemu wszystko doskonale kalkuluje i stara się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Mimo że nie udało mu się znaleźć spokojnej posady, dzięki której mógłby dożyć emerytury, stara się jak może, aby Bannicy nie widzieli w nim wroga. Oddaje się całkowicie sprawie i pozostaje zdeterminowany. Chce pomagać jak najlepiej, jednak nadal nie wszyscy widzą w nim swojego. Jednak jego to nie zraża. Robi swoje i robi to nawet lepiej niż Ci, którzy od lat służą Bannikom. Za tę lojalność, którą tak naprawdę musiał w sobie mocno wypracować, ma ode mnie ogromnego plusa.

Drugą osobą, którą poznajemy dość znacznie na kartach powieści jest Eliza Zarzeczna. Jedna z policjantek. Wówczas był to twór świeżo utworzony, przede wszystkim przez naciski z różnych stron. Państwo w końcu się ugięło i powstała jednostka całkowicie stworzona z kobiet. Oczywiście na początku nie były zbyt cenione i dostawały niezbyt ważne sprawy, ale Eliza nie jest osobą, która mogłaby w ten sposób działać. Kiedy zaczęła krążyć wokół Banników, szukając na nich haka, zwróciła na siebie dużą uwagę. Jednak nawet groźba śmierci czy zemsty gangu nie przeszkadzała jej w prowadzeniu własnego śledztwa. Szukała odpowiedzi i była gotowa zrobić wszystko, aby je znaleźć. Ciężko jest mi powiedzieć, jaki mam do niej stosunek. Z całą pewnością nie można odmówić jej determinacji i chęci. Czasami nawet nieco przesadzała i zamiast odpuścić dalej drążyła. Chociaż nie podobały jej się to, w jaki sposób zdobywa informacje, nadal to robiła, gdyż szukała poklasku. Chciała uwolnić się od domu rodziców, gdzie nadal mieszkała. Chciała nareszcie być samodzielna, a żeby mieć pieniądze trzeba pracować i zdobywać informacje w każdy sposób. Zdecydowanie rozumiem upór z jej strony i nie chcę jej oceniać przez pryzmat tego, co robiła, bo po prostu działała tak jak jej rozkazano. Nie jest łatwą osobowością do rozgryzienia.

Pióro: Remigiusz Mróz bez względu na to czy pisze o zdarzeniach rozgrywających się tu i teraz, czy tych sprzed kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset lat, nadal ma coś niesamowitego i lekkiego w sposobie pisania, przez co zdecydowanie nie jest łatwo oderwać się od lektury.

Całokształt: Nie miałam zielonego pojęcia, czego spodziewać się po tej książce. Po opisie tak naprawdę nie można było zbyt wiele powiedzieć. Poza tym ja jestem osobą, która przeczyta opis, a za kilka chwil go zapomni. Ale spoilery pamiętam do końca życia, więc proszę mnie nimi nie karmić. Mogę przeczytać opis, a później, podczas czytania książki zupełnie nie pamiętam, co było tam zawarte. Dlatego nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Byłam pewna tylko czasu, w jakim rozgrywa się akcja. Wszystko inne pozostawało dla mnie zagadką. I myślę, że wyszło to na dobre, gdyż nie wiedziałam, kim są Bannicy i w jaki sposób wpłyną oni na całą akcję. Jak widać wpłynęli znacząco, gdyż sam główny bohater wkroczył w ich szeregi.

Spodobał mi się sposób poprowadzenia akcji przez Mroza oraz większość decyzji, które podejmował Wilmański, aby móc przetrwać w tym świecie. Wszystko to składało się na bardzo dobrze sprecyzowany i realistyczny obraz. Dodatkowo tło historyczne idealnie wkomponowywało się w to wszystko, dzięki czemu mieliśmy przed sobą doprawdy interesującą lekturę z naprawdę intrygującymi wątkami. Jednak jest coś, co mi się nie spodobało, a coś, w czym lubuje się Mróz. Otwarte zakończenie. Nie wiem czy ja jestem dziwna, czy coś jest ze mną nie tak, ale nie lubię otwartych zakończeń. Książka jest to twór skończony. Kiedy przeczytamy ostatnią stronę to bohaterowie przestają istnieć, więc nie mogą się zakochać, nie może nic się z nimi stać. Dlatego wolę, kiedy wiemy, co się stało z bohaterem. Czy jest szczęśliwy, czy znalazł miłość, czy wrócił do osoby, z którą czytelnik chciałby żeby był, czy żyje. Wiem, że jest bardzo dużo osób, które uwielbiają same sobie dopowiadać historię. Ale ja nie lubię pozostawać ze zbyt wieloma pytaniami w głowie. To tak samo jak w Kordianie, gdzie nie wiemy czy go zastrzelili, czy jednak udało się go uratować. Zostawianie tak ważnych spraw czytelnikowi jest dla mnie irytujące. Poza tym wydaje mi się, że to zagranie stosowane jest, gdyż sam autor nie jest do końca pewien, co się powinno dalej wydarzyć. Tutaj ostatnie zdanie wyraźnie sugeruje, co się wydarzyło z bohaterem, ale ja lubię jak to wybrzmiewa konkretnie, a nie tylko w sferze domysłów.

Kasia radzi: To nie jest do końca kryminał. Nie mamy tutaj detektywa czy nawet pseudo-detektywa, który szukałby mordercy, złodzieja etc. Ten świat jest dużo bardziej złożony, ale jeśli tylko macie ochotę zanurzyć się w ówczesny warszawski półświatek serdecznie zachęcam Was do lektury.

Mój osąd: Rozkładający się zombie – 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.