306. Recenzja „Sieć podejrzeń” - George Harrar
„Zawsze uważał, że duża część życia polega na siedzeniu i czekaniu, aż coś się wydarzy. Jeśli chodziło o jakąś konkretną dobrą rzecz, nazywało się to wyczekiwaniem. Jeśli o złą — nazywała się to obawą.”
Autor: George
Harrar
Tytuł: Sieć
podejrzeń
Wydawnictwo: Wielka
Litera
Narracja: trzecioosobowa
Główny
bohater: Evan Birch — 49 lat
Ogumienie: Ta
okładka pasuje do klimatu tajemnicy, towarzyszącemu nam przez całą powieść. Na
szczęście nie jest to jakaś wymyślna grafika, gdyż najczęściej te najprostsze,
posiadające w sobie najmniej, przekazują najwięcej. Gdybym zobaczyła tę powieść
na półce z całą pewnością po spojrzeniu na okładkę chciałabym dowiedzieć się,
jaki temat porusza książka. Dlatego uważam, że grafik się postarał.
Najlepsze
zastosowanie: Evan Birch jest uczciwym człowiekiem, cudownym ojcem i mężem oraz
dobrym profesorem filozofii. Wiedzie spokojne życie u boku żądnej poznania
świata żony i dwóch dziesięciolatków, którzy są podobni do siebie jak dwie
krople wody. Może i czasami czuje niedosyt, kiedy niewiele ponad dziesięć osób,
a czasami nawet i mniej, przychodzi na jego zajęcia, jednak nie sprawia to, że
czuje jakby jego życie było nudne. Lubi swoje życie, pracę i szczęśliwy jest,
kiedy spędza czas z rodziną. Pewnego dnia, jednak coś postanawia zakłócić jego
spokój. Podczas powrotu do domu ze sklepu Evan zostaje zatrzymany przez policję
i zabrany na komisariat. Podejrzewają go o porwanie nastolatki, gdyż jeden ze
świadków pewny jest, że widział jego auto niedaleko miejsca pracy dziewczyna.
Dla profesora wszystko wydaje się być surrealistyczne. Wie, że nie zawinił,
jednak teraz trzeba do tego przekonać nie tylko policję, ale również jego żonę.
Wszystko wydaje się być skomplikowane i niejasne. Prawda i kłamstwo zaczynają
się przenikać, aż trudno jest wyznaczyć granicę, gdzie zaczyna się jedno i
kończy drugie. Evan musi udowodnić swoją niewinność. Pokazać, że to tylko nic nieznaczące
poszlaki. Jednak czy na pewno?
Tykać
to kijem?: Zaintrygował mnie opis tej książki. Miałam nadzieję, że będzie to
interesująca lektura z naprawdę mocnym wątkiem kryminalnym, gdzie wszystko
będzie pomieszane, niełatwe w ocenie. Czekałam na coś niepowtarzalnego.
Bohaterowie: Tak
naprawdę jedynym bohaterem jakiego poznajemy na kartach tej powieści jest Evan.
Do jego głowy mamy najszerszy dostęp, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Dla
mnie profesor Birch nadal pozostaje niemałą zagadką. Niby przez ponad trzysta
stron śledziłam jego losy i poznawałam jego myśli, jednak nie sprawiło to, że
zrozumiałam choć trochę jego sposób postrzegania świata. Dla mnie Evan
pozostaje postacią pełną sprzeczności. Jeśli miałabym go określić na podstawie
tego, co otrzymujemy w tej książce powiedziałabym, że jest sarkastyczny, ale
przede wszystkim bardzo mocno czepia się słówek. Bierze większość wypowiedzi na
poważnie i nie widzi metafor. Ja wiem, że jest to forma żartu, że to nie jest
tak, że on zupełnie ich nie rozumie, jednak dla czytelnika, a także dla postaci
mających styczność z Evanem, jest to niezwykle denerwujące. Głównie z tego
powodu nie potrafiłam się polubić z nim. Do tego dochodził jeszcze nieco
dziwaczny pogląd na świat. Wszystko w jego osobie wydawało się być nie na
miejscu. Myśli nie zgadzały mi się z obrazem malowanym przez inne postaci
przedstawione w książce. Ewidentnie coś nie grało.
Pióro: Na całe
szczęście autor pisze w nienajgorszy sposób i nie miałam większych problemów z
przeczytaniem książki. Mimo że czasami pojawiały się dość ciężkie wywody, nadal
nie było większych problemów ze zrozumieniem treści i szybkim zapoznaniem się z
nią.
Całokształt: Kiedy
zaczynałam tę książkę najbardziej bałam się tych filozoficznych wynurzeń. Byłam
pewna, że kilkukrotnie, albo i więcej razy, zostaniemy uraczeni wiedzą na ten
temat, gdyż główny bohater jest profesorem w tej dziedzinie. Co prawda nie było
bardzo źle, gdyż większość rzeczy zrozumiałam, jednak nie zmienia to faktu, że
według mnie było tego za dużo. Autor nie bardzo wiedział jak prowadzić akcję,
dlatego wrzucał nam jakieś filozoficzne wypowiedzi głównego bohatera.
Mam duży żal do Pana George’a Harrera,
ponieważ takie poprowadzenie akcji to jakiś żart. To zakończenie to jakiś żart.
W książce przez ponad trzysta stron nie ma żadnych zaskakujących zwrotów akcji.
Cały czas obserwujemy zwyczajne życie Evana, który stara się żyć normalnie bez
względu na okoliczności, w jakich się znalazł. Chodzi na wykłady, wraca do
domu, nieco się pokłóci z żoną, pójdzie spać. W sumie tyle. Jakoś starałam się
to przetrwać, ponieważ byłam pewna, że zakończenie to wszystko zrekompensuje.
Wcale tego nie zrobiło. Dostajemy wielkie nic w zakończeniu. Nic nie zostaje
wyjaśnione. Wszystko zostaje zamiecione pod dywan, nie ma żadnych wytłumaczeń.
Nie wiadomo skąd takie a nie inne rzeczy miały miejsce w życiu Evana i jego
rodziny. Miałam nadzieję na jakiegoś szantażystę, na jakiegoś złego brata
bliźniaka nawet! Wszystko byłoby lepsze od żadnego wyjaśnienia. Nawet
najbardziej banalne byłoby lepsze. Naprawdę. Dlaczego, drogi autorze, nam to
zrobiłeś?
Kasia
radzi: Z przykrością muszę powiedzieć, że raczej nie poleciłabym tej
książki. Sam pomysł wydaje się być naprawdę interesujący i inteligentne
poprowadzenie akcji mogłoby sprawić, że ta historia nabrałaby charakteru i
niesamowitych kolorytów, jednak autor zaserwował nam bardzo słabe zakończenie,
przez co nic nie wiemy. Czytelnik pozostaje z milionami pytań, na które nigdy
nie uzyska odpowiedzi, co jest bardzo irytujące.
Mój
osąd: Krwiożercza syrenka — 4/10
Brak komentarzy: