306. Recenzja „Sieć podejrzeń” - George Harrar

kwietnia 10, 2017
„Zawsze uważał, że duża część życia polega na siedzeniu i czekaniu, aż coś się wydarzy. Jeśli chodziło o jakąś konkretną dobrą rzecz, nazywało się to wyczekiwaniem. Jeśli o złą — nazywała się to obawą.”
Autor: George Harrar

Tytuł: Sieć podejrzeń

Wydawnictwo: Wielka Litera

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Evan Birch — 49 lat

Ogumienie: Ta okładka pasuje do klimatu tajemnicy, towarzyszącemu nam przez całą powieść. Na szczęście nie jest to jakaś wymyślna grafika, gdyż najczęściej te najprostsze, posiadające w sobie najmniej, przekazują najwięcej. Gdybym zobaczyła tę powieść na półce z całą pewnością po spojrzeniu na okładkę chciałabym dowiedzieć się, jaki temat porusza książka. Dlatego uważam, że grafik się postarał.

Najlepsze zastosowanie: Evan Birch jest uczciwym człowiekiem, cudownym ojcem i mężem oraz dobrym profesorem filozofii. Wiedzie spokojne życie u boku żądnej poznania świata żony i dwóch dziesięciolatków, którzy są podobni do siebie jak dwie krople wody. Może i czasami czuje niedosyt, kiedy niewiele ponad dziesięć osób, a czasami nawet i mniej, przychodzi na jego zajęcia, jednak nie sprawia to, że czuje jakby jego życie było nudne. Lubi swoje życie, pracę i szczęśliwy jest, kiedy spędza czas z rodziną. Pewnego dnia, jednak coś postanawia zakłócić jego spokój. Podczas powrotu do domu ze sklepu Evan zostaje zatrzymany przez policję i zabrany na komisariat. Podejrzewają go o porwanie nastolatki, gdyż jeden ze świadków pewny jest, że widział jego auto niedaleko miejsca pracy dziewczyna. Dla profesora wszystko wydaje się być surrealistyczne. Wie, że nie zawinił, jednak teraz trzeba do tego przekonać nie tylko policję, ale również jego żonę. Wszystko wydaje się być skomplikowane i niejasne. Prawda i kłamstwo zaczynają się przenikać, aż trudno jest wyznaczyć granicę, gdzie zaczyna się jedno i kończy drugie. Evan musi udowodnić swoją niewinność. Pokazać, że to tylko nic nieznaczące poszlaki. Jednak czy na pewno?

Tykać to kijem?: Zaintrygował mnie opis tej książki. Miałam nadzieję, że będzie to interesująca lektura z naprawdę mocnym wątkiem kryminalnym, gdzie wszystko będzie pomieszane, niełatwe w ocenie. Czekałam na coś niepowtarzalnego.

Bohaterowie: Tak naprawdę jedynym bohaterem jakiego poznajemy na kartach tej powieści jest Evan. Do jego głowy mamy najszerszy dostęp, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Dla mnie profesor Birch nadal pozostaje niemałą zagadką. Niby przez ponad trzysta stron śledziłam jego losy i poznawałam jego myśli, jednak nie sprawiło to, że zrozumiałam choć trochę jego sposób postrzegania świata. Dla mnie Evan pozostaje postacią pełną sprzeczności. Jeśli miałabym go określić na podstawie tego, co otrzymujemy w tej książce powiedziałabym, że jest sarkastyczny, ale przede wszystkim bardzo mocno czepia się słówek. Bierze większość wypowiedzi na poważnie i nie widzi metafor. Ja wiem, że jest to forma żartu, że to nie jest tak, że on zupełnie ich nie rozumie, jednak dla czytelnika, a także dla postaci mających styczność z Evanem, jest to niezwykle denerwujące. Głównie z tego powodu nie potrafiłam się polubić z nim. Do tego dochodził jeszcze nieco dziwaczny pogląd na świat. Wszystko w jego osobie wydawało się być nie na miejscu. Myśli nie zgadzały mi się z obrazem malowanym przez inne postaci przedstawione w książce. Ewidentnie coś nie grało.

Pióro: Na całe szczęście autor pisze w nienajgorszy sposób i nie miałam większych problemów z przeczytaniem książki. Mimo że czasami pojawiały się dość ciężkie wywody, nadal nie było większych problemów ze zrozumieniem treści i szybkim zapoznaniem się z nią.

Całokształt: Kiedy zaczynałam tę książkę najbardziej bałam się tych filozoficznych wynurzeń. Byłam pewna, że kilkukrotnie, albo i więcej razy, zostaniemy uraczeni wiedzą na ten temat, gdyż główny bohater jest profesorem w tej dziedzinie. Co prawda nie było bardzo źle, gdyż większość rzeczy zrozumiałam, jednak nie zmienia to faktu, że według mnie było tego za dużo. Autor nie bardzo wiedział jak prowadzić akcję, dlatego wrzucał nam jakieś filozoficzne wypowiedzi głównego bohatera.

Mam duży żal do Pana George’a Harrera, ponieważ takie poprowadzenie akcji to jakiś żart. To zakończenie to jakiś żart. W książce przez ponad trzysta stron nie ma żadnych zaskakujących zwrotów akcji. Cały czas obserwujemy zwyczajne życie Evana, który stara się żyć normalnie bez względu na okoliczności, w jakich się znalazł. Chodzi na wykłady, wraca do domu, nieco się pokłóci z żoną, pójdzie spać. W sumie tyle. Jakoś starałam się to przetrwać, ponieważ byłam pewna, że zakończenie to wszystko zrekompensuje. Wcale tego nie zrobiło. Dostajemy wielkie nic w zakończeniu. Nic nie zostaje wyjaśnione. Wszystko zostaje zamiecione pod dywan, nie ma żadnych wytłumaczeń. Nie wiadomo skąd takie a nie inne rzeczy miały miejsce w życiu Evana i jego rodziny. Miałam nadzieję na jakiegoś szantażystę, na jakiegoś złego brata bliźniaka nawet! Wszystko byłoby lepsze od żadnego wyjaśnienia. Nawet najbardziej banalne byłoby lepsze. Naprawdę. Dlaczego, drogi autorze, nam to zrobiłeś?

Kasia radzi: Z przykrością muszę powiedzieć, że raczej nie poleciłabym tej książki. Sam pomysł wydaje się być naprawdę interesujący i inteligentne poprowadzenie akcji mogłoby sprawić, że ta historia nabrałaby charakteru i niesamowitych kolorytów, jednak autor zaserwował nam bardzo słabe zakończenie, przez co nic nie wiemy. Czytelnik pozostaje z milionami pytań, na które nigdy nie uzyska odpowiedzi, co jest bardzo irytujące.

Mój osąd: Krwiożercza syrenka — 4/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.