320. Recenzja „Eva, Teva i więcej Tev” — Kathryn Evans

czerwca 16, 2017
„Nabierałam w niej sił i napełniałam jej komórki swoimi. W końcu jednak musiałyśmy się rozdzielić. To nie była moja decyzja — zwykła kolej rzeczy.”
Autor: Kathryn Evans

Tytuł: Eva, Teva i więcej Tev

Wydawnictwo: YA! [Grupa Wydawnicza Foksal]

Narracja: pierwszoosobowa — Teva

Główny bohater: Teva — 16 lat

Najlepsze zastosowanie: Teva nie jest zwyczajną nastolatką. W swoim domu kryje kilkanaście młodszych wersji siebie. Dziewczyna każdego roku w dniu swoich urodzin porzuca swoje dawne ciało i staje się zupełnie nową istotą. W ten sposób w domu przebywa kilkanaście Tev i każda z nich jest w innym wieku. Oprócz matki nikt nie ma pojęcia o ich istnieniu, ponieważ nigdy nie opuszczają one domu rodzinnego. Przez cały czas siedzą zamknięte, a tylko najnowsza wersja ma możliwość chodzenia do szkoły. A szesnastoletnia Teva nie ma ochoty opuszczać swojego ciała. Pragnie, aby to szaleństwo nareszcie się skończyło, żeby mogła żyć jak zupełnie normalna osoba. Nie jest pewna, co powinna zrobić, aby to się udało, ale wie, że się nie podda. Teva zaczyna jednak przedwcześnie się rozdzielać i wszystko wskazuje na to, że podzielenie nastąpi o pół roku za wcześnie, dlatego dziewczyna musi się spieszyć. Dodatkowo na głowie ma jeszcze Piętnastkę, która nienawidzi jej za zabranie jej życia oraz Olliego. Sprawy zaczynają się coraz mocniej komplikować, a rozwiązanie może być jeszcze trudniejsze do odnalezienie niż przypuszczano.

Tykać to kijem?: Niesamowicie zaintrygował mnie pomysł na tę książkę. Byłam bardzo ciekawa, dlaczego główna bohaterka każdego roku dzieli się na kolejną wersję siebie.

Bohaterowie: Narrację prowadzi Teva, dzięki czemu mamy pełne spojrzenie na to, co myśli i jak się czuje ze świadomością, że niebawem przestanie się liczyć, a jej miejsce zajmie o rok doroślejsza wersja jej. Miałam nadzieję, że będzie to bardzo odważna i silna bohaterka, ponieważ na to wskazywał opis. Myślałam, że ona będzie kimś zdeterminowanym, aby nareszcie jej życie się zmieniło. Prawda jest jednak taka, że Teva jest po prostu przestraszoną nastolatką, a chęć pozostania we własnym ciele można interpretować, jako przejaw młodzieńczego buntu. Może jestem trochę za surowa, ale po prostu w jej działaniach nie było widać zdeterminowania, chęci zmiany. Starała się, co prawda czasami coś zrobić, ale było to tak delikatne, że ciężko było to nawet próbą. Nie czułam jej złości na całą tę sytuację, nie widziałam argumentów, które przemawiałyby za tym, że nie podoba jej się ten sposób życia. Prawdą jest, że wielokrotnie wypowiadała to w myślach, ale nie robiła niczego zdecydowanego, aby zbliżyć się choć trochę do rozwiązania swojego problemu. Pewnie osoby, które czytały tę historię i ją polubiły teraz zaczną mi wyrzucać, że przecież było wiele rzeczy, na które zdobyła się Teva. Tak, prawda, zdarzało się, że próbowała coś zrobić, ale nie było to zdecydowane działanie, które prowadziłoby do czegokolwiek. Każda jej próba zbliżenia się do rozwiązania zagadki na temat jej rozdzielania się była jak bicie głową o ścianę — nie przynosiło sensownego.

Dużo ciekawszą osobistością w tej książce wydała mi się Piętnastka. I choć jej determinacja była nieco płytka, bo przecież zależało jej tylko na tym, żeby być ze swoim chłopakiem, to była dużo bardziej przekonująca w swoim działaniu niż główna bohaterka. Zdecydowanie bardziej ona by mi się podobała jako osoba prowadząca narrację i chcąca pozostać na zawsze we własnym ciele i życiu. Choć istnieje ryzyko, że gdybym przeczytała tę historię z nią w roli głównej bez porównania do szesnastoletniej Tevy to też nie byłabym zadowolona.

Całokształt: Nie oczekiwałam od tej książki wiele. Wiedziałam, że jest to tylko młodzieżówka, gdzie pewnie spora część akcji kręciła się będzie wokół jakiegoś romansu. Może i aspektów typowo miłosnych nie było zbyt wiele, ale nadal nie otrzymaliśmy jakiejś nieprawdopodobnej historii. Brakuje w niej jakiejś głębszej akcji i wydaje mi się, że większość spraw psuje główna bohaterka, która nie do końca przekonuje nas do swojej sprawy. Prawdą jest, że całą historię czyta się szybko — mi zajęło to jakieś 3,5 godzinki — ale zupełnie nie przekłada się to na jakość. Dostajemy wiele krótkich i często nieznaczących wydarzeń, które wcale nie popychają akcji do przodu, a wszystko, co najważniejsze rozgrywa się na kilkunastu ostatnich stronach. I tak naprawdę samo zakończenie wystarczyłoby za całą książkę, nawet cała ta otoczka nie była potrzebna. A to smutne, bo pomysł był naprawdę intrygujący i zastanawiający.

Co do samego rozwiązania tej sprawy z rozdzielaniem — nie do końca jestem przekonana do tego pomysłu. Może nie jest to najgorsze rozwiązanie, ale coś nie za bardzo mi pasuje, przede wszystkim na swoją dziwność i niedociągnięcia. Jako osoba nie zaznajomiona z tematem, a tylko bazująca na informacjach podanych nam w książce, mogę znaleźć kilka niezgodności. Może jednak to wszystko jest możliwe, ale ja po prostu się nie znam. (Jeśli nie macie zamiaru czytać książki, a chcielibyście się dowiedzieć, co to za dziwaczne zakończenie to piszcie do mnie w wiadomościach, mailach czy cokolwiek. W komentarzach nie odpowiem, bo nie chcę spoilerować osobom, które może jednak książkę przeczytają.)

Kasia radzi: Ani nie podobała mi się ta książka, ani nie sądzę, żeby była zła. Może osoby nieco młodsze odnajdą się w niej lepiej, bo czasami lepiej jest kiedy czyta się pozycje, gdzie bohater/bohaterka są w tym samym wieku co czytelnik. Dlatego nie mogę powiedzieć z całą pewnością, że ta książka nie nadaje się do czytania, ale nie mogę też stwierdzić, że powinniście jak najszybciej się za nią zabrać. Wybór należy do Was, ja przedstawiłam wyżej swoje zdanie.

Mój osąd: Zapchlony wilkołak — 5/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.