320. Recenzja „Eva, Teva i więcej Tev” — Kathryn Evans
„Nabierałam w niej sił i napełniałam
jej komórki swoimi. W końcu jednak musiałyśmy się rozdzielić. To nie była moja
decyzja — zwykła kolej rzeczy.”
Autor: Kathryn
Evans
Tytuł: Eva, Teva
i więcej Tev
Wydawnictwo: YA!
[Grupa Wydawnicza Foksal]
Narracja: pierwszoosobowa
— Teva
Główny
bohater: Teva — 16 lat
Najlepsze
zastosowanie: Teva nie jest zwyczajną nastolatką. W swoim domu kryje
kilkanaście młodszych wersji siebie. Dziewczyna każdego roku w dniu swoich
urodzin porzuca swoje dawne ciało i staje się zupełnie nową istotą. W ten
sposób w domu przebywa kilkanaście Tev i każda z nich jest w innym wieku.
Oprócz matki nikt nie ma pojęcia o ich istnieniu, ponieważ nigdy nie opuszczają
one domu rodzinnego. Przez cały czas siedzą zamknięte, a tylko najnowsza wersja
ma możliwość chodzenia do szkoły. A szesnastoletnia Teva nie ma ochoty
opuszczać swojego ciała. Pragnie, aby to szaleństwo nareszcie się skończyło,
żeby mogła żyć jak zupełnie normalna osoba. Nie jest pewna, co powinna zrobić,
aby to się udało, ale wie, że się nie podda. Teva zaczyna jednak przedwcześnie
się rozdzielać i wszystko wskazuje na to, że podzielenie nastąpi o pół roku za
wcześnie, dlatego dziewczyna musi się spieszyć. Dodatkowo na głowie ma jeszcze
Piętnastkę, która nienawidzi jej za zabranie jej życia oraz Olliego. Sprawy
zaczynają się coraz mocniej komplikować, a rozwiązanie może być jeszcze
trudniejsze do odnalezienie niż przypuszczano.
Tykać
to kijem?: Niesamowicie zaintrygował mnie pomysł na tę książkę. Byłam bardzo
ciekawa, dlaczego główna bohaterka każdego roku dzieli się na kolejną wersję
siebie.
Bohaterowie: Narrację
prowadzi Teva, dzięki czemu mamy pełne spojrzenie na to, co myśli i jak się
czuje ze świadomością, że niebawem przestanie się liczyć, a jej miejsce zajmie
o rok doroślejsza wersja jej. Miałam nadzieję, że będzie to bardzo odważna i
silna bohaterka, ponieważ na to wskazywał opis. Myślałam, że ona będzie kimś
zdeterminowanym, aby nareszcie jej życie się zmieniło. Prawda jest jednak taka,
że Teva jest po prostu przestraszoną nastolatką, a chęć pozostania we własnym
ciele można interpretować, jako przejaw młodzieńczego buntu. Może jestem trochę
za surowa, ale po prostu w jej działaniach nie było widać zdeterminowania,
chęci zmiany. Starała się, co prawda czasami coś zrobić, ale było to tak
delikatne, że ciężko było to nawet próbą. Nie czułam jej złości na całą tę sytuację,
nie widziałam argumentów, które przemawiałyby za tym, że nie podoba jej się ten
sposób życia. Prawdą jest, że wielokrotnie wypowiadała to w myślach, ale nie
robiła niczego zdecydowanego, aby zbliżyć się choć trochę do rozwiązania
swojego problemu. Pewnie osoby, które czytały tę historię i ją polubiły teraz
zaczną mi wyrzucać, że przecież było wiele rzeczy, na które zdobyła się Teva.
Tak, prawda, zdarzało się, że próbowała coś zrobić, ale nie było to zdecydowane
działanie, które prowadziłoby do czegokolwiek. Każda jej próba zbliżenia się do
rozwiązania zagadki na temat jej rozdzielania się była jak bicie głową o ścianę
— nie przynosiło sensownego.
Dużo ciekawszą osobistością w tej
książce wydała mi się Piętnastka. I choć jej determinacja była nieco płytka, bo
przecież zależało jej tylko na tym, żeby być ze swoim chłopakiem, to była dużo
bardziej przekonująca w swoim działaniu niż główna bohaterka. Zdecydowanie
bardziej ona by mi się podobała jako osoba prowadząca narrację i chcąca
pozostać na zawsze we własnym ciele i życiu. Choć istnieje ryzyko, że gdybym
przeczytała tę historię z nią w roli głównej bez porównania do szesnastoletniej
Tevy to też nie byłabym zadowolona.
Całokształt: Nie
oczekiwałam od tej książki wiele. Wiedziałam, że jest to tylko młodzieżówka,
gdzie pewnie spora część akcji kręciła się będzie wokół jakiegoś romansu. Może
i aspektów typowo miłosnych nie było zbyt wiele, ale nadal nie otrzymaliśmy
jakiejś nieprawdopodobnej historii. Brakuje w niej jakiejś głębszej akcji i
wydaje mi się, że większość spraw psuje główna bohaterka, która nie do końca
przekonuje nas do swojej sprawy. Prawdą jest, że całą historię czyta się szybko
— mi zajęło to jakieś 3,5 godzinki — ale zupełnie nie przekłada się to na
jakość. Dostajemy wiele krótkich i często nieznaczących wydarzeń, które wcale
nie popychają akcji do przodu, a wszystko, co najważniejsze rozgrywa się na
kilkunastu ostatnich stronach. I tak naprawdę samo zakończenie wystarczyłoby za
całą książkę, nawet cała ta otoczka nie była potrzebna. A to smutne, bo pomysł
był naprawdę intrygujący i zastanawiający.
Co do samego rozwiązania tej sprawy z
rozdzielaniem — nie do końca jestem przekonana do tego pomysłu. Może nie jest
to najgorsze rozwiązanie, ale coś nie za bardzo mi pasuje, przede wszystkim na
swoją dziwność i niedociągnięcia. Jako osoba nie zaznajomiona z tematem, a
tylko bazująca na informacjach podanych nam w książce, mogę znaleźć kilka
niezgodności. Może jednak to wszystko jest możliwe, ale ja po prostu się nie
znam. (Jeśli nie macie zamiaru czytać książki, a chcielibyście się dowiedzieć,
co to za dziwaczne zakończenie to piszcie do mnie w wiadomościach, mailach czy
cokolwiek. W komentarzach nie odpowiem, bo nie chcę spoilerować osobom, które
może jednak książkę przeczytają.)
Kasia
radzi: Ani nie podobała mi się ta książka, ani nie sądzę, żeby była zła.
Może osoby nieco młodsze odnajdą się w niej lepiej, bo czasami lepiej jest
kiedy czyta się pozycje, gdzie bohater/bohaterka są w tym samym wieku co
czytelnik. Dlatego nie mogę powiedzieć z całą pewnością, że ta książka nie
nadaje się do czytania, ale nie mogę też stwierdzić, że powinniście jak
najszybciej się za nią zabrać. Wybór należy do Was, ja przedstawiłam wyżej
swoje zdanie.
Mój
osąd: Zapchlony wilkołak — 5/10
Brak komentarzy: