326. Recenzja „Bad mommy. Zła mama” — Tarryn Fisher
Autor: Tarryn Fisher
Tytuł: Bad mommy. Zła mama
Wydawnictwo: Sine Qua
Non
Narracja: pierwszoosobowa
— Fig, Darius, Jolene
Główny bohater: Fig
Coxbury — ok. 30 lat
Najlepsze zastosowanie: Jolene
i Darius są szczęśliwymi rodzicami Mercy. Pewnego dnia dziewczynkę zauważa Fig,
która uznaje ją za swoją córkę. A właściwie, że posiada ona duszę jej córki.
Decyduje się na obserwowanie tej rodziny i śledzenie każdego ruchu małej.
Dochodzi nawet do tego, że kupuje dom tuż obok tej rodziny, aby być bliżej
nich. Fig zaprzyjaźnia się z Jolene, a jej obsesja wchodzi na nowy poziom.
Zaczyna ubierać się jak Jolene, urządza dom w ten sam sposób i farbuje włosy na
dokładnie ten sam kolor. Wydaje się, że obiektem jej fiksacji jest matka Mercy,
ale Fig zaczyna również coraz częściej pisać z Dariusem. Spędza z nim dużo
czasu i stara się przekonać go do siebie. Kto jest prawdziwym obiektem jej
zainteresowań? Mercy — wcielenie jej córki? Jolene, którą obwinia o to, że ma
wszystko? Czy przystojny Darius, który wydaje się być najlepszym mężem,
wspaniałym lekarzem i cudownym ojcem? A może chciałaby mieć ich wszystkich?
Bohaterowie: Książka
podzielona jest na trzy części i każdą z nich przedstawia inny bohater.
Najdłuższa jest ta poświęcona Fig, natomiast najkrótsza Dariusowi. Ciężko
powiedzieć, że dowiadujemy się wiele na temat Fig, ponieważ ciężko jest
zrozumieć to, co dzieje się w jej głowie. Z całą pewnością została dobrze
skonstruowana, tak samo jak każda z pozostałych postaci, ale nie można
powiedzieć, że poznaliśmy ją do końca i moglibyśmy przewidzieć, jak się zachowa
w danej sytuacji. Ma ona zbyt pokręconą psychikę, aby móc jednoznacznie to
określić.
Pozostałe postaci też mają swoje
plusy i minusy. Zdecydowanie nie podobał mi się Darius, który zachowywał się
dość specyficznie i nie do końca pasował mi do tego, jak malowała go Fig. I
właśnie tutaj widać, co robi z nami narracja pierwszoosobowa. Od bohatera
dostajemy subiektywny obraz jednej z postaci i w większości przypadków sami tak
ją zaczynamy widzieć. Fig uważała go za wzór cnót i najwspanialszego męża i
ojca, jednak kiedy poznajemy jego prawdziwe oblicze jesteśmy skonfundowani. Tak
samo jest z Jolene. Wydaje się być zupełnie inna od tego, jak namalowała ją dla
nas Fig.
Całokształt: Tarryn
Fisher niezwykle umiejętnie przedstawia psychikę postaci. Zrobiła to również w Margo, i mimo że nie podobała mi się ta
pozycja, to postawię docenić to, jak dobrze tworzy postaci, które przedstawia.
Po raz drugi to widzę i cieszy mnie to, że robi to w taki sposób. I może Bad mommy to zupełnie inna historia niż Margo, ale to właśnie ją uważam za
lepszą. Moje pierwsze spotkanie z twórczością Tarryn Fisher nie skończyło się
dobrze, miałam wiele zastrzeżeń i bałam się sięgać po Bad mommy, nawet przy tym nawale pozytywnych recenzji. Ale
zdecydowałam się dać jeszcze jedną szansę autorce. I zrobiłam dobrze, ponieważ
ta historia wydała mi się dużo ciekawsza. Okazuje się, że thrillery
psychologiczne są czymś naprawdę interesującym.
Zastrzeżenie jednak mam, chodzi o
zakończenie. Czekałam i czekałam na niesamowity koniec, który wprawi mnie w
osłupienie. Na punkt kulminacyjny, który wybuchnie mi w twarz. Do tej pory nie
wiem, co miało być tym niesamowitym i niespodziewanym zabiegiem, który tak
wszystkich wprawia w zachwyt. Coś chyba poszło nie tak, jak powinno. A może to
ja jestem jakaś nieogarnięta i nie widzę czegoś, co jest aż nadto widoczne?
Kasia radzi: Jeśli
lubicie klimaty thrillerów psychologicznych, gdzie czuć ciągły niepokój i
duszną atmosferę powinniście przeczytać tę historię. Jedyną pozycją z tego
gatunku jaką czytałam było Co kryją jej
oczy i powiem Wam, że osobom, którym spodobała się ta książki powinni
również być zachwyceni Bad mommy.
Mój osąd: Rozkładający
się zombie — 7/10
Brak komentarzy: