326. Recenzja „Bad mommy. Zła mama” — Tarryn Fisher

lipca 15, 2017
Autor: Tarryn Fisher

Tytuł: Bad mommy. Zła mama

Wydawnictwo: Sine Qua Non

Narracja: pierwszoosobowa — Fig, Darius, Jolene

Główny bohater: Fig Coxbury — ok. 30 lat

Najlepsze zastosowanie: Jolene i Darius są szczęśliwymi rodzicami Mercy. Pewnego dnia dziewczynkę zauważa Fig, która uznaje ją za swoją córkę. A właściwie, że posiada ona duszę jej córki. Decyduje się na obserwowanie tej rodziny i śledzenie każdego ruchu małej. Dochodzi nawet do tego, że kupuje dom tuż obok tej rodziny, aby być bliżej nich. Fig zaprzyjaźnia się z Jolene, a jej obsesja wchodzi na nowy poziom. Zaczyna ubierać się jak Jolene, urządza dom w ten sam sposób i farbuje włosy na dokładnie ten sam kolor. Wydaje się, że obiektem jej fiksacji jest matka Mercy, ale Fig zaczyna również coraz częściej pisać z Dariusem. Spędza z nim dużo czasu i stara się przekonać go do siebie. Kto jest prawdziwym obiektem jej zainteresowań? Mercy — wcielenie jej córki? Jolene, którą obwinia o to, że ma wszystko? Czy przystojny Darius, który wydaje się być najlepszym mężem, wspaniałym lekarzem i cudownym ojcem? A może chciałaby mieć ich wszystkich?

Bohaterowie: Książka podzielona jest na trzy części i każdą z nich przedstawia inny bohater. Najdłuższa jest ta poświęcona Fig, natomiast najkrótsza Dariusowi. Ciężko powiedzieć, że dowiadujemy się wiele na temat Fig, ponieważ ciężko jest zrozumieć to, co dzieje się w jej głowie. Z całą pewnością została dobrze skonstruowana, tak samo jak każda z pozostałych postaci, ale nie można powiedzieć, że poznaliśmy ją do końca i moglibyśmy przewidzieć, jak się zachowa w danej sytuacji. Ma ona zbyt pokręconą psychikę, aby móc jednoznacznie to określić.

Pozostałe postaci też mają swoje plusy i minusy. Zdecydowanie nie podobał mi się Darius, który zachowywał się dość specyficznie i nie do końca pasował mi do tego, jak malowała go Fig. I właśnie tutaj widać, co robi z nami narracja pierwszoosobowa. Od bohatera dostajemy subiektywny obraz jednej z postaci i w większości przypadków sami tak ją zaczynamy widzieć. Fig uważała go za wzór cnót i najwspanialszego męża i ojca, jednak kiedy poznajemy jego prawdziwe oblicze jesteśmy skonfundowani. Tak samo jest z Jolene. Wydaje się być zupełnie inna od tego, jak namalowała ją dla nas Fig.

Całokształt: Tarryn Fisher niezwykle umiejętnie przedstawia psychikę postaci. Zrobiła to również w Margo, i mimo że nie podobała mi się ta pozycja, to postawię docenić to, jak dobrze tworzy postaci, które przedstawia. Po raz drugi to widzę i cieszy mnie to, że robi to w taki sposób. I może Bad mommy to zupełnie inna historia niż Margo, ale to właśnie ją uważam za lepszą. Moje pierwsze spotkanie z twórczością Tarryn Fisher nie skończyło się dobrze, miałam wiele zastrzeżeń i bałam się sięgać po Bad mommy, nawet przy tym nawale pozytywnych recenzji. Ale zdecydowałam się dać jeszcze jedną szansę autorce. I zrobiłam dobrze, ponieważ ta historia wydała mi się dużo ciekawsza. Okazuje się, że thrillery psychologiczne są czymś naprawdę interesującym.

Zastrzeżenie jednak mam, chodzi o zakończenie. Czekałam i czekałam na niesamowity koniec, który wprawi mnie w osłupienie. Na punkt kulminacyjny, który wybuchnie mi w twarz. Do tej pory nie wiem, co miało być tym niesamowitym i niespodziewanym zabiegiem, który tak wszystkich wprawia w zachwyt. Coś chyba poszło nie tak, jak powinno. A może to ja jestem jakaś nieogarnięta i nie widzę czegoś, co jest aż nadto widoczne?

Kasia radzi: Jeśli lubicie klimaty thrillerów psychologicznych, gdzie czuć ciągły niepokój i duszną atmosferę powinniście przeczytać tę historię. Jedyną pozycją z tego gatunku jaką czytałam było Co kryją jej oczy i powiem Wam, że osobom, którym spodobała się ta książki powinni również być zachwyceni Bad mommy.

Mój osąd: Rozkładający się zombie — 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.