328. Recenzja „Pojedynek na słowa” — Connie Willis

lipca 19, 2017
Autor: Connie Willis

Tytuł: Pojedynek na słowa

Wydawnictwo: Albatros

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Bidget Flannigan — ok. 25 lat

Najlepsze zastosowanie: Ostatni wynalazek medycyny. Po zabiegu są takie pary, jak Kate i William, Beyonce i Jay Z, a nawet Kim Kardashian! (Choć tej ostatniej, coś nie za bardzo wyszło). Ale o co w nim chodzi? Czym jest EED? Jest to prosty zabieg, który pozwala na głębsze zrozumienie drugiej osoby, swojej drugiej połówki. Dzięki temu pary nie mają przed sobą tajemnic, czują miłość, wiedzą, że mogą liczyć na swojego ukochanego. Briddey zostaje poproszona przez swojego chłopaka o wzięcie udziału w tym zabiegu. Jest ona niezwykle uradowana tą perspektywą. Czuje, że dzięki temu będzie bliżej z Trentem. Jednak ten pomysł zupełnie nie podoba się jej rodzinie. Nie pomaga temu fakt, że spotykają się dopiero od sześciu tygodni. Jednak Briddey jest przekonana o swoich uczuciach, a także o uczuciach Trenta. Nawet kolega z pracy, C.B. nie jest w stanie wybić jej z głowy EED. Dlatego dość szybko ląduje w szpitalu, gdzie zostaje przeprowadzony zabieg. Na początku wszystko zdaje się być w porządku, ale nie jest to prawda. Niespodziewanie Briddey słyszy głos C.B., zamiast więzi z Trentem. Teraz będzie musiała uwierzyć w telepatię. A później zrozumieć więcej nieprawdopodobnych sytuacji i zjawisk.

Bohaterowie: Akcja skupia się przede wszystkim na Briddey. Może i nie przedstawia nam wydarzeń w narracji pierwszoosobowej, ale nie mamy wglądu w inne sytuacje niż te z jej udziałem. Poznajemy ją dość dobrze. Jednak ja nie do końca czuję się przekonana do jej osoby. Na początku zachowywała się nieco jak małe dziecko, a już jest kobietą na dość wysokim stanowisku w firmie, więc powinna być nieco bardziej dorosła. Ponadto nie było widać jej miłości do Trenta. Chodzą ze sobą dopiero sześć tygodni i mówią do siebie milion zapewnień miłości, ale w sumie to nie dowodzi, że się kochają. Nie czułam, żeby Briddey w jakiś sposób była związana emocjonalnie z Trentem, jednak inne jej emocje zostały przedstawione dość dobrze. Można było trochę je dopracować, ale na pewno już mocniej było je czuć niż tę miłość. Wydawali się być dobrani nieco na siłę, po prostu, aby coś takiego mogło pojawić się w książce.

Co do pozostałych postaci. Mamy C.B., który jest naprawdę ciekawą osobowością i moim zdaniem świetnym facetem. Może i na tamte czasy zachowuje się nieco staroświecko i ubiera się zupełnie inaczej, ale przecież nie powinno oceniać się ludzi po pozorach. Zwłaszcza w jego przypadku. Polubiłam go i bardzo chętnie poznałabym takiego mężczyznę w prawdziwym życiu.

Całokształt: Mówiąc szczerze, kiedy przeczytałam opis tej książki byłam prawie pewna, że będzie to coś w stylu młodzieżówkowych historii, gdzie miłość będzie unosiła się w powietrzu przez cały czas. Myliłam się. Romans jest tutaj dość mocno w tle, nie narzuca się (oczywiście nie licząc Trenta. On się narzuca), można go odczuć, ale nie jest nachalny i nie musimy o nim czytać cały czas. Ponadto mamy bardzo interesujący pomysł i ciekawą realizację. Nie chciałabym zdradzać Wam zbyt wiele, ale powiem tyle — autorka pogrzebała trochę i przedstawiła wiele medycznych i temu podobnych wyjaśnień. Może i nie wszystko zrozumiałam, bo z biologii to ja noga jestem, ale z całą pewnością nadawało to realizmu całej opowieści i sprawiło, że jeszcze bardziej ją polubiłam.

Kasia radzi: Jeśli szukacie interesującej historii z nieco przerażającą wizją przyszłości, gdzie wszyscy o sobie wszystko wiedzą i nawet najmniejszy sekret, który wyjdzie na jaw, w ciągu kilku minut obiega cały Internet, myślę, że powinniście dać szansę tej pozycji. Ma w sobie coś intrygującego i pozwala zastanowić się dokąd zmierzamy, jeśli chodzi o używanie mediów społecznościowych.


Mój osąd: Rozkładający się zombie — 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.