SPOILERY | „Dwór skrzydeł i zguby” — Sarah J. Maas
Moją bezspoilerową recenzję
mogliście już poczytać, jednak jeśli nie widzieliście jej klikajcie tutaj!
Natomiast dzisiaj zapraszam Was na spoilerowe ujęcie Dworu skrzydeł i zguby. Będę wspominała o naprawdę dużej ilości
rzeczy, które się tam pojawiły, dlatego zastanówcie się wcześniej czy na pewno
chcecie to wszystko czytać ;)
Bohaterowie i relacje między nimi
Przede wszystkim postać Tamlina —
mam wrażenie, że autorka nie do końca była zadowolona z tego, że tak dużo osób
zaczęło nienawidzić go po drugim tomie i próbowała go nieco zrehabilitować.
Prawda jest jednak taka, że ta postać od zawsze była zagadką. Po tym jak Feyra
zniknęła nie wiedziałam czy on w ogóle się nią zainteresuje, bo nie zadawał się
wcale interesować nią jak była na jego dworze, więc na cholerę miałby się
przejmować tym, jak ona sobie z niego zwiała? No i wydaje się, że ta jego
miłość do Feyry jest dość dziwaczna i nieco nieobecna. Znaczy on sobie mówi, że
ją kocha, ale jego słowa i czyny bardzo często temu przeczą, co jest
niewyobrażalnie irytujące, ponieważ nie potrafię go w żaden sposób
rozszyfrować. Cały czas pozostaje zagadką i mówiąc szczerze chciałabym go
mocniej poznać, aby móc nareszcie dowiedzieć jakimi wartościami się on kieruje
i czy kochał Feyrę w taki sposób, w jaki ona kocha Ryśka.
Na brawa zasługuje przedstawienie
relacji Nesta–Kasjan. To, co otrzymujemy jest prześwietne. Ich flirt, postawa
Nesty, tak bardzo obojętna, a jednak kiedy coś mu się dzieje to się
niewyobrażalnie przejmuje! Och, uwielbiam to i czekam zdecydowanie na więcej. Zwłaszcza,
że postać Nesty została nam tutaj świetnie przedstawiona. Niby jest taka sama
jak w pierwszych tomach, ale zmienia się też w wielu aspektach, co zdecydowanie
mi się podoba.
Z kolei z nowszych postaci —
HELION. Muszę go lepiej poznać. Koniecznie. Czekam na więcej informacji na jego
temat, ponieważ tak niewiele scen z jego udziałem to jakaś zbrodnia! Poza tym
fakt, że jest ojcem Luciena? To jest po prostu świetne i koniecznie musi nam
gdzieś zostać przedstawione, kiedy oni się o tym dowiadują. Nie może być tak,
że stanie się to zupełnie poza kadrem. Będę naprawdę zawiedziona, jeśli ta
scena zostanie nam poskąpiona.
A skoro już zaczęłam o Lucienie
to opowiem i o nim nieco więcej. Nie wiem czy wiecie, ale od pierwszej części
się polubiłam z naszym lisem. Wydawał się być naprawdę intrygujący, na pewno
dużo bardziej niż Tamlin. W drugim tomie miałam nieco wątpliwości do jego
postaci i nie byłam pewna czy nadal jestem w stanie darzyć go pozytywnymi
uczuciami, jednak nie skreślałam go od razu. I bardzo dobrze, ponieważ mimo
wszystko podobało mi się wiele rzeczy, które tutaj mają miejsce z jego
udziałem. Trochę szkoda, że tak mało scen z nim zostało nam przedstawionych,
jednak mimo wszystko jest postacią z wieloma warstwami i bardzo chętnie
poznałabym je wszystkie.
Parą wartą wspomnienia jest Kallias
i Viviene. To jak wydaje się, że to mężczyzna nad wszystkim panuje, a tak
naprawdę to wszystkim zajmuje się kobieta. A poza tym ta scena, kiedy ona z
pretensjami pyta się czemu ona nie jest księżną, tylko żoną księcia Dworu Zimy!
Naprawdę bardzo chciałabym nowelkę przedstawiającą ich poznanie i czas, kiedy
Amarantha jeszcze rządziła Prythianem.
Mam jeszcze jedną zagwozdkę.
Przede wszystkim chodzi o postać Elainy, która została połączona z Lucienem
więzią godową. Nie do końca jestem pewna czy oni pasują do siebie. Ją chętniej
widziałabym przy boku Azriela, jednak kwestia jest taka, że jeśli ona nie
zaakceptuje Luciena jako towarzysza to skończy się to dla niego niezbyt fajnie,
a jednak chciałabym dla niego szczęśliwego zakończenia.
Z bohaterów zostało mi jeszcze
niewiele, więc nie uciekajcie jeszcze! Mimo wszystko powinniśmy pochylić się
nad Franią i Rysiem. Nie wiem jakim cudem autorka to zrobiła, ale w tej książce
wydawało mi się, że to nie oni są głównymi bohaterami. Aż dziwne, że osoba,
która prowadziła narrację wcale nie wydawała się być najważniejszą postacią w
historii. Pod wieloma względami oni pozostali dla mnie mocno w tyle w
porównaniu z innymi bohaterami, którzy kradli po kawałku moje serce. O
Rhysandzie zupełnie zapomniałam. A jak przypominał o swojej obecności to tylko
mnie irytował. Czymś, co bardzo mnie denerwowało w relacji Rhys–Feyra było to
jak oni obiecywali sobie co chwilę, że kochają się nad życie, że wszystko
będzie dobrze etc. Za każdym razem przewracałam oczami i zastanawiałam się czy
oni naprawdę muszą tak sobie słodzić. A słodzili nie tylko sobie, ale cała ich
velarisowa rodzinka, co chwilę musiała przypominać sobie o swojej bezgranicznej
miłości. Wybaczcie, ale to trochę za dużo dla mnie.
Krótko o Jurianie — jaki podwójny
agent! Szczerze, wydawało mi się, że ta jego zemsta to nieco podejrzana.
Poważnie, kto aż tyle czasu chowałby urazę?
I na koniec osoba, która bardzo
mnie zdenerwowała swoim postępowaniem — Mor. Ja rozumiem jej motywy, dlaczego
ukrywa to, że jest lesbijką przed całą swoją rodziną, jednak zupełnie nie
rozumiem tego, co kierowało nią, kiedy nie chciała nic wytłumaczyć Azrielowi.
Biedak przez 500 lat żyje w nieświadomości (albo nie do końca pewności, bo
przecież się nie zapyta), a ona nie ma ochoty mu o tym powiedzieć. Dla mnie to
samolubne, że przynajmniej jemu nie powiedziała, mimo że wiedziała, co on do
niej czuje.
Zakończenie — ostatnia bitwa i
to, co do niej prowadziło
Przede wszystkim najgorsze jest
to, że przeżyli wszyscy z tego najwęższego kręgu. Nie żebym bardzo, ale to
bardzo chciała czyjejś śmierci, ale bez czegoś takiego bitwa wydaje się być
nierealistyczna. Ale to może tylko moje odczucie. Bo ja lubię jak czasami jakiś
bohater sobie umrze. Krew i flaki w książkach, jeśli o mnie chodzi, są jak
najbardziej wskazane.
Poza tym nie bardzo podobało mi
się to, że nie mieli jakiegoś skonkretyzowanego planu i fakt, że praktycznie
liczyli na łut szczęścia, który oczywiście musiał się zdarzyć. I to w aż tak
ogromnej skali: Tamlin, narzeczony Elainy, Dwór Lata, ziomki zza morza.
Wszystkie ziomki zza morza. I to jeszcze niektóre sprowadzone przez ojca Feyry.
Za. Dużo. Szczęścia. Ja wiem, że to jest możliwe, ale mnie aż mdliło od tej
szczęśliwości.
No i rzecz chyba najbardziej
absurdalna, czyli śmierć Rhysanda. Była po prostu tak idiotyczna i okropnie
pokazana, że chyba gorzej nie dało się tego zrobić. Tym bardziej, że wszystko
zostało opisane na dwóch stronach. Nawet się nie przejęłam, kiedy on tam sobie
padał, bo wiedziałam, że przeżyje. Maas by go nie zabiła. A trochę szkoda, bo
byłoby to coś nowego.
Mam jeszcze kilka kwestii, które
mogłabym omówić, na przykład kwestię ojca Feyry, suriela, Uroborosa,
Rzeźbiącego w Kościach, Tkaczki, mogłabym powylewać swoje żale na temat Ianthy
i kilku innych postaci, jednak nie chcę Wam zajmować więcej czasu. Już i tak
wiele zajęłam, więc teraz tylko poproszę Was o kilka słów od Was. Napiszcie, co
najbardziej Wam się podobało i nie podobało w Dworze skrzydeł i zguby!
Brak komentarzy: