„Murder park. Park morderców” — Jonas Winner

lutego 26, 2018

Wydawnictwo: Initium

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Paul Greenblatt — 24 lata

Najlepsze zastosowanie: Zodiac Island było niesamowitym hitem. Park rozrywki, który był podzielony na sekcje dla każdego ze znaków zodiaku, ściągał codziennie do siebie tysiące rodzin. Jednak pewnego dnia nastąpił koniec. Na wyspie popełniono trzy morderstwa — trzy samotnie wychowujące swoje dzieci kobiety stały się ofiarami Jeffa Bohnera. Mordercę złapano, a park zamknięto. Minęło dwadzieścia lat i osoby, które wykupiły wyspę zdecydowały się ją wykorzystać do otwarcia nowego parku — inspirowanego działaniami morderców. Zanim jednak zdecydowali się na jego zupełne otwarcie, zaprosili kilkanaście osób, które były związane z wyspą w jakiś sposób albo będą w stanie opisać to, co nowego będzie się na niej działo. W tej grupie znalazł się Paul — syn ostatniej z zamordowanych kobiet. Mężczyzna nie był pewien, czy chce brać udział w tym przedsięwzięciu, jednak ostatecznie zdecydował się wsiąść na prom. Późniejsze wydarzenia przekonały go jednak, że nie była to zbyt dobra decyzja.

Bohaterowie: Postacią wokół której akcja najmocniej się kręci jest Paul, już mężczyzna, którego matka była ostatnią ofiarą mordercy z Zodiac Island. Chłopak miał wtedy zaledwie cztery lata, dlatego niezbyt wiele pamięta z tego okresu, jednak zdecydowanie odcisnęło to na nim swoje piętno. Przez lata fascynował się mordercami, zwłaszcza takimi, którzy łączyli swoje zbrodnie z aktami erotycznymi. Fascynacja z czasem nieco zbladła, jednak nie na tyle, aby nie został dziennikarzem śledczym. Te wszystkie okoliczności sprawiły, że stał się idealnym kandydatem do wyjazdu na wyspę, do Parku Morderców.

Zasadniczym problemem, jeśli chodzi o tę książkę jest zbyt pobieżne potraktowanie każdego z bohaterów. Każdy z nich ma coś, co ich charakteryzuje i dzięki czemu możemy ich poznać, np. ktoś jest psychologiem, ktoś inny właścicielem całej wyspy, inna osoba sprzątaczką w hotelu. I tak naprawdę nic więcej nie wiemy. Nawet sam Paul jest tak mało rozwiniętą postacią, że do tej pory nie wiem, jakie są jego cechy charakteru — jest zupełnie bezbarwny, a jedyne, co go definiuje to suche fakty z jego życia, jak bycie synem ostatniej ofiary Bohnera. Poza tym tak delikatne poznanie bohaterów sprawia, że na samym początku są kłopoty z rozróżnieniem, kto jest kim. Gdyby na końcu książki nie było listy z nazwiskami i ich zawodem, pewna jestem, że do tej pory nie byłabym pewna ile było osób i kto był kim. Bez pomocy listy odróżniałam jakieś pięć czy sześć osób, a w całej opowieści było ich dwanaście. To chyba jednak o czymś świadczy.

Całokształt: Poza niezbyt dobrze dopracowanymi postaciami, jest jeszcze kilka niezbyt dobrze poprowadzonych kwestii. Na samym początku już zwróciłam uwagę na to, jak suche i bez wyrazu są dialogi, a także jakiekolwiek interakcje między bohaterami. Liczyłam na to, że na kolejnych stronach się to poprawi, ponieważ czasami tak bywa, że autor się powoli rozgrzewa, jednak nie mogę powiedzieć tego w tym przypadku. Do samego końca dialogi są toporne, niespójne, nie pasują do danych sytuacji, a czasami nawet do rysu postaci, co jest naprawdę irytujące. Przez to mamy dodanych także wiele sprzecznych ze sobą informacji. Nie mogę Wam ich przytoczyć, ponieważ byłby to spoiler, jednak prawdę powiedziawszy, do tej pory nie jestem przekonana czy wszystko, o czym czytałam ma jakikolwiek sens i które ze stwierdzeń były prawdziwe.

Autor ma również problem z opisywaniem sytuacji, miejsc etc. Kiedy raczej powinien wszystko skracać, bo dzieje się wiele i aby nie tracić tempa opowieści należy czasami powiedzieć mniej, Winner decydował się na zbyt dokładne opisy, które tak bardzo spowalniały wszystko, że czytanie tego stawało się męką. Ponadto wydaje mi się, że opisywanie tak dokładnie zbrodni i tego, co morderca potrafił zrobić z ciałem było trochę przesadzone i zamiast przyprawiać mnie o lekkie mdłości, sprawiało, że łapałam się za głowę. Można zrobić to z dużo lepszym wyczuciem, na przykład Remigiusz Mróz w Behawioryście swoimi opisami przyprawiał mnie o niesmak, ale był on w granicach „normy”. Tutaj wymyka się to spod kontroli i sprawia, że wszystko wydaje się być nieco przesadzone.

Jedyne, co zasługuje na pochwałę to pomysł — autor miał naprawdę coś ciekawego do powiedzenia, jednak ubrał to niezbyt dobrze, przez co dostaliśmy rozmemłaną papkę, z której nie wynika nic. Zakończenie wcale nie jest takie zaskakujące, a przede wszystkim zostawia nas z niczym. Do tej pory zastanawiam się nad wszystkim, co się tam wydarzyło i nie jestem przekonana do zakończenia z różnych względów, jednak nie mogę Wam o nich opowiedzieć, bo to jednak będzie spoiler. Jak widzicie bycie recenzentem nie jest łatwe, bo wielokrotnie trzeba się stopować, aby nie powiedzieć za dużo. Dlatego myślę, że tu zakończę, mimo że nie wszystko Wam powiedziałam. Niestety, więcej po prostu nie mogę.

Kasia radzi: Osobiście, nie polecałabym tej książki nikomu. Nie jestem osobą, która długo obraca się w tym gatunku, dlatego nie znam wszystkich mechanizmów i nie wiem, jak bardzo są one powielane, jednak z recenzji innych osób, którzy znają się na tym temacie nieco lepiej ode mnie, dowiedziałam się, że Murder Park nie jest niczym odkrywczym i chwyt, który jest tam zastosowany, mimo wszystko jest dość popularny. Dlatego myślę, że wyjadacze gatunku zupełnie się nie odnajdą i będą mocno kręcić nosem przy czytaniu, a zupełnie nowy czytelnik odejdzie z przekonaniem, że kryminał czy thriller to same nudy i brak dobrze skonstruowanych bohaterów. Stąd mam tylko jeden wniosek — lepiej odpuścić i przeznaczyć czas na coś o wiele ciekawszego i bardziej polecanego.

Mój osąd: Krwiożercza syrenka — 4/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.