„Okrutna pieśń” — Victoria Schwab
Seria: Świat Verity
#1
Wydawnictwo: Czwarta
Strona
Narracja: trzecioosobowa
Główny bohater: Kate;
August
Najlepsze zastosowanie: Kate,
odkąd jej matka zginęła w wypadku, stała się dość niepokorna. Nie potrafiła się
odnaleźć w żadnej ze szkół, do jakich skierował ją ojciec, dlatego w każdej z
nich robiła coś niedozwolonego. Jedynym jej marzeniem był powrót do
Prawdziwości i udało jej się to osiągnąć, kiedy w ostatniej szkole, w jakiej
była, spaliła kaplicę. Dopiero wtedy ojciec pozwolił jej wrócić do miasta,
które również ma swoje tajemnice. Prawdziwość bowiem podzielona została na dwie
części — Północ i Południe. Północ należy do ojca Kate, któremu ludzie płacą,
aby ochraniał ich od potworów, natomiast na Południu rządzi Flynn, który
zamiast wchodzić w komitywę z potworami (a przynajmniej z większością
potworów), walczył z nimi. Jednak skąd wzięły się te monstra? Są to istoty,
które powstają ze złych uczynków ludzi — kiedy dochodzi do morderstwa, gwałtu,
etc. na świecie pojawiają się Malchaje czy Corsaje, natomiast najpotężniejsze —
Sunaje — mogą się narodzić tylko, kiedy dochodzi do naprawdę okropnych rzeczy,
jak zbiorowe samobójstwo czy atak bombowy. W jednej chwili musi zginąć bardzo
dużo ludzi, aby mógł pojawić się Sunaj, dlatego są one dużo rzadsze niż pozostałe
dwa gatunki. A poza tym, są dużo bardziej ludzkie i często nie jest łatwo
odróżnić ich od człowieka. August jest Sunajem i dostaje zadanie, aby
obserwować Kate. Pierwszy raz w swoim życiu, wyrusza do szkoły i ma zamiar tam
dowiedzieć się jak najwięcej o córce Harkera.
Bohaterowie: Postaciami,
które grają pierwsze skrzypce w całej opowieści są, jak łatwo się domyślić z
opisu, Kate i August. Zacznę od opisu Kate — jest ona dziewczyną, która pragnie
coś pokazać swojemu ojcu, przede wszystkim to, że potrafi być równie
bezwzględna i stanowcza jak on i że nie boi się niczego. Po przeczytaniu
książki nadal nie jestem pewna na ile jest to tylko poza, a na ile jej
prawdziwy charakter, ale nie jest to spowodowane tym, że autorka niepełnie ją
przedstawiła, a raczej tym, że sama Kate do końca nie jest tego pewna. Ma ona
swoje momenty zwątpienia czy chciałaby być w pełni córką swojego ojca, czy
jednak wolałaby zaryzykować i stać się zupełnie kimś innym. Do tego jeszcze
poznaje Augusta, który nieco mąci jej w głowie, przez co i my zaczynamy wątpić
w jej silną i niewzruszoną postawę. Na pewno nie można odmówić jej uporu i
odwagi, ale też ciężko powiedzieć, aby zawsze była przekonana, że to, co robi
jest słuszne.
Z kolei August to potwór, który
chce być człowiekiem. Często odrzuca swoją naturę, aby stać się bardziej
ludzkim. Wiem, że może wydawać się to sztampowe i przerabiane już tyle razy, że
już samo czytanie o tym sprawia, że ma się ochotę przewrócić oczami, jednak
powiem Wam, że cała ta sytuacja tak źle nie wypada. Owszem, mamy dość zwyczajną
sytuację, bo przecież w wielu historiach potwór, ktoś inny od człowieka,
chciałby stać się bardziej ludzki albo po prostu się taki staje poprzez kontakt
z innymi ludźmi, ale August wydaje się być zupełnie inny. Zazwyczaj nie lubię
męskich bohaterów, którzy są dość delikatni i nie są typem macho (tak, wiem,
sztampowo), ale ten chłopak zupełnie kupił mnie swoją wrażliwością, otwarciem
na świat i chęcią naprawienia go przy wyrządzeniu jak najmniejszej ilości
szkód. Na pewno nie jest ideałem — nikt w tej historii nie jest — ale ma w
sobie coś takiego, co sprawia, że naprawdę ciężko jest go nie polubić albo nie
kibicować mu choć odrobinę.
Całokształt: Największym
plusem całej opowieści jest pomysł na świat — potwory, które powstają z
grzechów ludzi to naprawdę coś niesamowitego. Autorka bardzo fajnie też
wprowadziła nas w całą historię, ale zdarzały jej się momenty, kiedy nie
wszystko dokładnie zostało wyjaśnione. Pewna, co prawda nie jestem na ile jest
to spowodowane tłumaczeniem, a na ile tym, co napisała autorka, ale do tej pory
nie wiem do końca, czym jest Verita. Czy jest to cały świat? A może to, co
zostało z Ameryki, czyli te 10 części, na które została ona podzielona? A może
sama Prawdziwość to Verita? W całej książce słowo Verita pojawia się raz i to
tak bezkontekstowo, że nie da się stwierdzić, o czym dokładnie jest mowa, a
zdecydowanie szkoda, bo rozumienie nowego świata, do którego czytelnik musi się
przyzwyczaić jest naprawdę ważne. Szkoda, że tutaj wyniknęło coś takiego.
Teraz pewnie pojawi się pytanie —
Okrutna pieśń jest lepsza czy gorsza od Odcieni magii? To nie jest pytanie, na
które można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Victoria Schwab maluje naprawdę
niesamowite historie i każda z nich jest unikatowa. Mroczniejszy odcień magii zaskakiwał mnie pomysłem na świat,
poprowadzeniem akcji i brakiem romansu. Drugi tom poszedł w zupełnie innym
kierunku niż zakładałam, co jeszcze bardziej mnie zadziwiło — zdecydowanie pozytywnie
— i sprawiło, że nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Nadal nie jestem
pewna, co może wydarzyć się w ostatniej części. Natomiast Okrutna pieśń jest zupełnie inna, choć podobna — znów mamy
niesamowicie ciekawy świat, cudownie poprowadzonych bohaterów oraz intrygujące
sytuacje. Nie będę próbowała zgadywać, co wydarzy się w tomie kolejnym, bo
jestem pewna, że nie trafię — poczekam na premierę. A jeśli chodzi o to, czy
książka powinna spodobać się osobom, które polubiły Odcienie magii — myślę, że
tak. Mimo wszystko jest to Schwab i jeśli polubiło się ją w jednej serii,
myślę, że i w kolejnej się ją polubi.
Kasia radzi: Autorka
w dość dobry sposób poprowadziła całą akcję, choć czasami zdarzało się, że
niektóre sytuacje wydawały mi się niepotrzebne, a także pewnych rzeczy
domyśliłam się zanim zostały w pełni przedstawione w opowieści. Mimo tych
niewielkich mankamentów uważam, że Okrutna
pieśń jest naprawdę fajną i interesującą pozycją.
Mój osąd: Potężny
heros — 8/10
Poza oceną: Długo zastanawiałam się, czy wspominać o tym w
recenzji, ponieważ nie jest to wina autorki, a wydawnictwa — konkretniej
korektora i redaktora. Nie widziałam, aby ta kwestia poruszana była gdzieś
indziej, ale zdecydowałam się o tym powiedzieć. Podczas czytania książki
wyłapałam około 50 błędów stylistycznych, interpunkcyjnych, fleksyjnych etc. Kilkukrotnie
zostajemy poczęstowani jednym czy dwoma zdaniami w narracji pierwszoosobowej, a
także czasem teraźniejszym (to dzieje się już na pierwszej stronie!), co mnie
osobiście doprowadzało do białej gorączki. Wiem, że są osoby, które nie zwrócą
na to uwagi, a także tacy, co powiedzą, że skoro nie mam się do czego
przyczepić, to przyczepię się do tego — pragnę jednak zauważyć, że nie obniżam
oceny za to niedopatrzenie, ponieważ nie jest to winą autorki. To wydawnictwo
zdecydowało się na pokpienie sobie z czytelników i podarowanie im niedopracowanej
książki. Zdaję sobie sprawę z tego, że człowiek nie jest nieomylny i zdarzają
mu się błędy, jednak pozostawienie ponad 50 błędów już nie jest małym
przeoczeniem, np. wielokrotne zapominanie o przecinku przed słowem ‘lecz’,
przed którym zawsze stawia się przecinek, nie ma żadnych wyjątków. Ta wypowiedź
nie ma na celu obrażenia wydawnictwa, po prostu chciałabym zwrócić uwagę na to,
że korekta również jest ważna i przy wydawaniu kolejnych tytułów powinna być
dokładniejsza.
Brak komentarzy: