„Tekst” — Dmitry Glukhovsky

kwietnia 07, 2018

Wydawnictwo: Insignis

Narracja: trzecioosobowa

Główny bohater: Ilja Goriunow — 27 lat

Najlepsze zastosowanie: Dwudziestosiedmioletni Ilja wychodzi na wolność po siedmiu latach przebywania w więzieniu za niewinność. W dniu aresztowania przebywał w klubie ze swoją dziewczyną — policja wpadła do baru i sprawdzała, czy ktoś nie posiada narkotyków przy sobie. Ilji narkotyki podrzucił jeden z policjantów, jednak to było słowo przeciwko słowu, dlatego został skazany na siedem lat za posiadanie. Teraz, po wyjściu, Rosja wygląda zupełnie inaczej, a osoba, która przez tyle czasu żyła w zamknięciu ma niemały problem z przystosowaniem się do tego nowego życia. Po powrocie do rodzinnego domu Ilja ma złudną nadzieję, że wszystko wygląda tak, jak to zostawił, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna — jego matka nie żyje, przyjaciel ma żonę i dzieci, a dziewczyna — narzeczonego. Wszystko zdaje się być zupełnie inne niż zapamiętał i teraz nie ma już do czego wracać. Decyduje się pójść na miasto i się upić. Niespodziewanie na jego drodze staje policjant, który przed siedmiu laty wrobił go w przestępstwo. Pijany, rozbity i wściekły Ilja zabija Sukę (jak go nazywał w myślach przez te wszystkie lata) i wrzuca do studzienki kanalizacyjnej. Rano, kiedy się budzi, nie rozumie swojego postępku, zwłaszcza że okazuje się, że zabrał ze sobą telefon Suki, a raczej Petii, bo tak ma na imię policjant. Ilja zaczyna przeglądać telefon i poznaje większość szczegółów z życia policjanta. Zaczyna odpisywać na SMSy, maile i przez chwilę, dopóki nie znajdą ciała Petii, żyje jego życiem. On zabrał mu przyszłość, teraz Ilja zabierze jego.

Bohaterowie: Książka nie jest zbyt mocno skupiona na bohaterach. Jasne — śledzimy losy Ilji i poznajemy nieco jego osobowość, ale to nie jest najważniejsze w całej tej opowieści. Zanim jednak przejdę do głębszego omówienia treści, na chwilkę zatrzymam się jednak nad naszym głównym bohaterem. Zdecydowanie jest mocno zagubiony i nie do końca wie, co powinien robić ze swoim życiem. Nawet gdyby nie zabił Petii miałby problemy z przystosowaniem się do nowej sytuacji, ponieważ nie bardzo miał osobę, która mogłaby mu pomóc. Z powodu jego zagubienia i niepewności co powinien robić dalej, mamy kłopot z rozgryzieniem go. Ilja ma dość chaotyczne myśli, co zostało przedstawione w naprawdę świetny sposób, i sprawia nam nieco kłopotu ze zrozumieniem tego dokąd one zmierzają i co dalej zamierza zrobić. Ale nie znaczy to, że został przedstawiony w nieodpowiedni sposób, wręcz przeciwnie — jego kreacja jest świetna. To mężczyzna, który po siedmiu latach odsiadki próbuje zrobić coś z życiem, a tym, co dostaje jest życie kogoś innego, które może wieść jakby nic się nie stało. I robi to, choć nie zawsze wychodzi mu to idealnie — nie wszystko da się załatwić wiadomościami tekstowymi.

Całokształt: Glukhovsky w swojej książce chce pokazać nam, jak wiele informacji przechowujemy w swoich telefonach i że one często są częścią nas. Można się z nich dowiedzieć bardzo wielu rzeczy na nasz temat i ktoś może podszywać się pod nas przez jakiś czas. Żyjemy w takich czasach, gdzie nasze życie znajduje się w smartfonach, jednak czy jesteśmy w stanie coś z tym zrobić? Wydaje mi się, że Glukhovsky chciał wylać swoje żale na ten temat, dlatego napisał tę książkę. Może chciał też nami nieco wstrząsnąć i ostrzec, abyśmy byli oszczędni w tym, co przechowujemy w telefonach, ale mówiąc szczerze mnie ta książka bardziej zirytowała. Możliwe, że ja to nieco źle odbieram, może jednak nie zrozumiałam przekazu, mówi się trudno. Dla mnie jednak jest to trochę jak narzekanie, że się rozwijamy. Chociaż wydaje mi się, że telefon Petii był trochę przesycony informacjami. O ile rozumiem SMSy czy maile, o tyle ilość zdjęć i filmików jest trochę zbyt duża. No chyba, że to ja jestem dziwna i nie robię tylu zdjęć i nie nagrywam tak wielu sytuacji. Tego się chyba nigdy nie dowiem.

Po książki Glukhovskiego próbowałam sięgnąć już od dawna. Do Tekstu przymierzałam się już w listopadzie, ale jakoś nie mogłam się przekonać do stylu pisania. Jednak w tej sprawie pomocna okazała się lektura Braci Karamazow, których mam do przeczytania na zajęcia z literatury powszechnej. Po kilkudziesięciu stronach powieści Dostojewskiego, dużo łatwiej było mi zrozumieć i przekonać się do tego jak pisze Glukhovsky — a pisze dość interesująco. Kiedy jest potrzeba, jego styl jest szarpany, złożony z krótkich urywanych zdań, coś na kształt niespokojnych myśli. Ale także zdarzają się bardzo długie zdania, w których analizujemy czasy w jakich się znajdujemy czy zostają nam przedstawione krajobrazy, które wcale nie są piękne.

Nie mam pojęcia czy Rosja naprawdę tak wygląda, ale to jak Glukhovsky maluje Moskwę i mniejsze miejscowości nie napawa optymizmem. Wszystko jest brudne, przeżarte złem, plugastwem, jakby psuło się od środka i nic nie można było z tym zrobić. Zdecydowanie nie jest to piękny obraz, ale naprawdę działający na wyobraźnię i dający do myślenia. Mam jednak nadzieję, że Moskwa naprawdę tak nie wygląda.

Kasia radzi: Gdybym miała poruszyć wszystkie kwestie, o których chciałabym opowiedzieć ta recenzja byłaby niesamowicie długa i jestem pewna, że niezbyt wiele osób miałoby ochotę ją przeczytać. Dlatego zbiorę to w kilku słowach — podobał mi się pomysł, choć nie wszystko w wykonaniu mnie przekonało, między innymi poprowadzenie akcji. Liczyłam na więcej, a wyszło dość miałko i w sumie nic szczególnego w całej opowieści się nie wydarzyło. Ale nie znaczy to, że książka była zła — została napisana świetnym językiem, który jednak nie wszystkim może się spodobać, i posiada wiele bardzo plastycznych obrazów, które mogą dać do myślenia. Choć nie muszą, tak jak w moim przypadku.

Mój osąd: Rozkładający się zombie — 7/10

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.