„Wieża świtu” — Sarah J. Maas
Uwaga! Recenzja może zawierać spoilery z
pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej części [Szklany tron, Korona w mroku, Dziedzictwo ognia oraz Królowa cieni]! Czytasz na własną odpowiedzialność!
Seria: Szklany tron
#5.5 (albo #6 według Goodreads)
Wydawnictwo: Uroboros
Narracja: trzecioosobowa
Główny bohater: Chaol
Westfall; Yrene Towers
Najlepsze zastosowanie: Chaol
wraz z Nesryn wyruszają do Antiki, gdzie znajduje się siedziba uzdrowicielek.
Potrzebują ich pomocy, odkąd mężczyzna ma uszkodzony kręgosłup — z tego powodu
w ogóle nie czuje dolnej partii ciała. Przybywają także w odwiedziny do kagana,
którego pomoc będzie niezwykle potrzebna w walce z Valgami oraz królową Fae —
Meave. Niestety kagan nie jest zbyt skory do jakiejkolwiek pomocy, ale Chaol ma
dużo czasu zanim zostanie uleczony, dlatego nie ma zamiaru się poddawać. W
dojściu do pełnej sprawności pomaga mu jedna z najlepszych uzdrowicielek —
Yrene, która jest nieco uprzedzona do osób pochodzących z Adarlanu. Jednak jest
również profesjonalistką i nie pozwoli, aby uczucia dyktowały jej, co ma robić
i kogo uzdrawiać, a kogo nie. Yrene wierzy, że każdemu należy się pomoc,
dlatego też często udaje się do dzielnic biedoty i stara się jak najlepiej
wykorzystywać dar, który ofiarowała jej Silba. Początkowa znajomość Chaola i
Yrene nie przebiegła zbyt pomyślnie, jednak muszą zrozumieć, że to nie tylko o
nich chodzi. Że trzeba zacząć poważniej myśleć o przyszłości całego świata.
Bohaterowie: Od
pierwszej części Szklanego tronu nie
byłam fanką Chaola, więc kiedy dowiedziałam się, że Sarah J. Maas zdecydowała
się napisać całą książkę z nim w roli głównej (i że ona ma mieć ponad 800 stron),
to mi się nieco słabo zrobiło. Wiedziałam, że będę musiała w jakiś sposób
przecierpieć jego użalanie się nad sobą, ponieważ prawdopodobnie jest to dość
istotna historia przed finałem serii. Bałam się niemiłosiernie i w sumie trochę
jest czego. Jeśli ktoś jest bardzo uprzedzony do tej postaci i naprawdę go nie
lubi, to będzie męczył się straszliwie, czytając każdą kolejną stronę. Ale
jeśli nie lubi się Chaola aż tak bardzo, da się jakoś przeżyć — może nawet
znajdą się i tacy, którzy go polubią. Ja do nich nie należę. Do tej pory coś mi
zgrzyta w tej postaci. Co prawda były momenty, kiedy zaczynałam go lubić, ale
chwilę później zdarzało się coś, co znów go skreślało. Choć to nadal mogą być
moje uprzedzenia i wyolbrzymianie problemów.
Z kolei drugą wartą wspomnienia
bohaterką jest Yrene — dziewczyna niezwykle zdolna, a przede wszystkim
wykorzystuje swój dar w jak najlepszy sposób. Ma naprawdę wielkie serce i stara
się odseparować swoje emocje od pracy, którą wykonuje. Jest również sprytna i
pomysłowa — bardzo mi się spodobała i mam nadzieję, że będzie pojawiała się
również w ostatnim tomie. Natomiast poza tą dwójką jest jeszcze naprawdę wiele
postaci, na które warto zwrócić uwagę, jednak braknie mi czasu, aby ich
wszystkich wymienić. Wspomnę tylko o Sartaqu, ponieważ to chyba moja trzecia
ulubiona postać z serii — naprawdę zasługuje na ten tytuł.
Całokształt: Jednocześnie
uważam, że ta książka jest za długa, jak i rozumiem z jakiego powodu zostało to
wszystko opisane na takiej ilości stron. Maas chciała przedstawić nam nieco
szerszy obraz — to dość podobne jest do tego, co zrobiła w tomie trzecim —
wprowadziła wątek wiedźm, który prawie wszystkich nużył i sprawiał wrażenie
zupełnie niepotrzebnego, ale w kolejnych tomach okazało się, że był niezwykle
ważny. To samo mamy w Wieży świtu.
Wydaje nam się, że jest zupełnie zbędna albo większa jej część jest
niepotrzebna, ale możliwe, że okaże się, że będzie naprawdę istotna, kiedy
zaczniemy zaczytywać się w ostatnim tomie serii.
Co do samej Wieży świtu — podobała mi się przede wszystkim kreacja bohaterów,
ale to jest coś normalnego od jakiegoś czasu u Maas. Poza tym same wątki były
dość interesujące, przede wszystkim ten z rukami, które pokazały dość ciekawe i
nowe rzeczy nie tylko nam, ale i bohaterom. Ale były też momenty, kiedy dość
mocno akcja mnie nużyła. Mimo że rozumiem z jakiego powodu zostały wprowadzone,
nie sprawiały mi większej przyjemności przy czytaniu.
Kasia radzi: Jeśli
chcecie poznać zakończenie serii Szklany
tron, musicie sięgnąć po Wieżę świtu.
Wychodzą tutaj na jaw sprawy niezwykle ważne dla pokonania Valgów oraz Meave, a
za czym idzie ze zrozumieniem tego, co się w ogóle tam dzieje. Może nie jest to
najwspanialsza z książek Maas, ale zdecydowanie da się ją przeżyć, nawet jeśli
nie jest się fanem Chaola.
Mój osąd: Rozkładający
się zombie — 7/10
Brak komentarzy: