„Magia zabija” — Ilona Andrews

listopada 15, 2018
UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI [MAGIA KĄSA, MAGIA PARZY, MAGIA UDERZA, MAGIA KRWAWI]! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Kate Daniels stała się Małżonką. Już tak zupełnie oficjalnie. Curran dowiedział się również, że jest ona córką Rolanda. I że tenże Roland pewnego dnia będzie chciał ją odnaleźć i zabić. Po prostu za to, że jest jego córką, nie potrzebuje innego powodu. Władca Bestii nie przejmuje się mocno tym faktem, ponieważ kocha Kate i chce dla niej jak najlepiej, bez względu na to, czy będą ją ścigać demony, bogowie czy wkurzony ojciec. Najemniczka nie jest do tego przyzwyczajona, dlatego niełatwo jest jej przyzwyczaić się do myśli, że może na kimś polegać, komuś zaufać. Jest to dla niej zupełnie nowa sytuacja, tym bardziej, że musi również zajmować się sprawami Gromady, a nie wszyscy tam są zadowoleni, że ich alfą może być osoba, która nie jest zmiennokształtna. Kate z tymi wszystkimi problemami na głowie ma jeszcze kilka innych, między innymi Julie, która nie bardzo ma ochotę chodzić do szkoły, do której wysłała ją Najemniczka, ma także swoją nową pracę, własne biuro, które od początku swojej działalności nie miało ani jednego klienta. Ale Kate się nie poddaje i liczy, że w końcu ktoś zapuka do jej drzwi. Czasami jednak lepiej, aby omijano ją szerokim łukiem. 

Jak już doskonale wiecie, jestem ogromną fanką serii o Kate Daniels, ponieważ uwielbiam urban fantasy oraz stanowcze i silne babki. W tej materii nic się nie zmieniło i nadal jestem zakochana w pomysłach na kolejne przeszkody w życiu Kate, a także w bohaterach, którzy z każdym kolejnym tomem kradną coraz większe kawałki mojego serca. To chyba powinno być zakazane, aby kraść ludziom serca — mimo wszystko potrzebuję go do życia. 

Wielokrotnie o tym wspominałam, ale powtórzę się jeszcze raz — uwielbiam świat wykreowany przez Ilonę i Andrew. Dzięki temu, kiedy zaczynam kolejną przygodę z Kate czuję się, jakbym wróciła do domu po długiej rozłące. Jest to coś niesamowitego, że „zwykłe” książki mogą coś takiego poruszać w człowieku i sprawiać, że ma coraz większą ochotę na poznawanie coraz głębszych tajników tego świata. 

Jestem zupełnie nieobiektywna, jeśli chodzi o tę serię oraz o serię z Mercedes Thompson. Bo nawet jeśli znajdą się tam jakieś rażące błędy, istnie duże prawdopodobieństwo, że ich nie dostrzegę, ponieważ za każdym razem jestem oczarowana zarówno światem, jak i bohaterami. To jest już chyba nieuleczalne, bo moja miłość z każdym przeczytanym tomem rośnie. Ciężko jest się uwolnić spod uroku tak świetnych, silnych i charyzmatycznych bohaterek. 

Nawet jeśli mam wrażenie, że tomów jest trochę zbyt dużo i robi się z tego swego rodzaju telenowela, bo zawsze trzeba ratować świat i zawsze jakimś cudem ci najważniejsi przeżyją, jestem w stanie to przełknąć i iść dalej, ponieważ każda postać i każdy kolejny odkryty nowy aspekt jakiejś mitologii, jakiegoś nieznanego mi wcześniej bóstwa, sprawia, że zakochuję się w tych historiach na nowo. 

Jak wspominałam wyżej, bardzo lubię ciekawe i zupełnie nowe dla mnie elementy mitologiczne etc. I tutaj również dowiadujemy się czegoś nowego i mamy wołchowów, którzy są powiązani z mitologią słowiańską. Jestem pewna, że w pewien sposób zostali dostosowani przez autorów do historii, ale mimo wszystko, jest to nadal świetny wątek, ponieważ mamy szansę poznać coś zupełnie nowego i jeśli nas to zainteresuje, możemy pogłębić naszą wiedzę. 

Nawet nie ma co mówić, czy polecam tę serię, ponieważ to jest jasne jak słońce. Jeśli lubicie silne bohaterki, ciekawe elementy mitologiczne oraz ciągłe ratowanie świata albo przynajmniej siebie, jest to seria dla Was. Postacie są świetnie zarysowane, mają ciekawe charaktery i zawsze znajdzie się ktoś, kogo bardziej lubimy i taki ktoś, kogo zupełnie nie lubimy. Do tego mamy wartką akcję, dzięki czemu ciężko jest się oderwać od czytania. Czego chcieć więcej? (Co najwyżej może tego, żeby tacy faceci jak Curran isnieli)

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.