„Kontakt alarmowy”, Mary S. Choi
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Narracja: trzecioosobowa
Najlepsze zastosowanie: Penny właśnie idzie do college'u, a jest to dla niej bardzo na rękę, bo ma już dość własnej matki. Mimo że miejscowość, w której będzie kontynuowała naukę znajduje się tylko godzinę drogi od miejsca jej zamieszkania, ma zamiar to wykorzystać i jak najrzadziej widywać się z mamą. Ma do niej ogromny żal i naprawdę nie chciałaby się z nią spotykać. Penny jest zupełnie różna od swojej matki, która jest bardzo otwarta, rozmowna, pełna optymizmu, a także bardzo piękna. Dziewczyna z kolei jest dość cicha, nieśmiała i niepewna swego, poza tym nie widzi siebie jako kogoś atrakcyjnego. Pewnego dnia, razem ze swoją współlokatorką i jej przyjaciółką wybiera się do kawiarni, gdzie pracuje Sam. Chłopak od razu wpada w oko Penny, jednak nic nie wskazuje na to, że ona podoba się jemu. Zwłaszcza że jeszcze nie do końca wyleczył się ze swojej starej miłości. Świat wydaje się jednak mieć wobec nich plany i pewnego popołudnia na drodze Penny pojawia się Sam, który ma atak paniki. Wtedy decydują się na zostanie swoimi kontaktami alarmowymi. Tak w razie czego. A może nie tylko?
Dlaczego?: Zdecydowałam się sięgnąć po ten tytuł przede wszystkim, dlatego że Cat (Cat vloguje) ją zachwalała. Robiła to w tak przekonujący sposób, że myślałam nawet o sięgnięciu po wersję angielską, jednak ostatecznie udało mi się wytrwać do polskiej premiery. I niedługo po niej zaczęłam czytać Kontakt alarmowy. Problemem jednak był język, który od razu mnie zraził i wolałam odłożyć lekturę; poczekać na lepszy czas. Wyszło na to, że przerwa między egzaminami w sesji okazała się takim czasem.
Bohaterowie: Ten temat (jak właściwie każdy, jeśli chodzi o ten tytuł) jest dość śliski. Bo doprawdy zastanawia mnie jak można stworzyć dwie główne postaci tak nijakie, nierealistyczne i zupełnie niedające się polubić. Penny jako dziewiętnastoletnia dziewczyna nie wypada tragicznie, ale czasami jej przemyślenia to mało śmieszny żart. Nawet młodsi potrafią lepiej rozumować, zwłaszcza w tak ważnych kwestiach. Poza tym jest ona niezwykle mocno rozchwiana i zrozumienie jej charakteru nie jest możliwe. Nie da się dojść jakim jest człowiekiem, jakimi zasadami się kieruje, ani w sumie wymienić jakichś bardziej charakterystycznych cech, wszystko jest wymieszane i niepewne.
Natomiast Sam to ciekawy i bardzo wkurzający osobnik. Na samym początku dostajemy tło, czyli kim jest, mniej więcej jak się znalazł tam gdzie jest (bardzo mniej więcej, nadal czuję się nie do końca pewna, co się wydarzyło w jego życiu, że skończył jak skończył), a także kim jest Jude — współlokarka Penny. Jednak tym, co mnie uderzyło na początku, było jego podejście do dziewiętnastolatek. Chłopak, który ma 23 lata uważa, że są one za młode, zbyt dziecinne i nie mógłby być z kimś w takim wieku. Już pomijam to, że jego była dziewczyna jest od niego o 4 czy 5 lat starsza, więc spokojnie mogłaby go w takich kategoriach postrzegać, ale naprawdę dziewiętnastolatki nie są takie, jakimi je maluje i mógłby przestać je generalizować. Bo to jest bardzo krzywdzące i zupełnie niepasujące do rzeczywistości. Poza tym, on mimo tych swoich 23 lat na karku wcale się dużo lepiej nie zachowuje. Naprawdę mocno to naciągane.
Całokształt: Podstawową kwestią, którą chciałabym poruszyć jest język. Nie jestem pewna na ile jest to spowodowane tłumaczeniem, a na ile faktycznie stylem autorki, ale naprawdę nie czyta się tego za dobrze. Słownictwo jest zupełnie nieprawdziwe i jako 22-letnia osoba mówię Wam, że tak się nie mówi. Brzmi to jakby dorośli starali się na siłę być nastolatkami lub rozumieć ich język, który ostatecznie wypaczają do niestrawnej formy. Ode mnie zdecydowane NIE, jeśli o to chodzi.
Najgorsze jest chyba jednak to, że fabuła (która wbrew pozorom jest dość ważna) tutaj zupełnie kuleje. Opisane są wydarzenia, które mogłyby spokojnie być pominięte, natomiast te, które powinny być opisane, są pomijane. Poza tym, to wszystko jest niezwykle sztuczne: dialogi, które próbują się trzymać kupy, a tak naprawdę są zlepką kilku wypowiedzi, które niewiele mają ze sobą wspólnego; bohaterowie, którzy udają, że wiedzą co robią i próbują udawać dorosłych; wydarzenia, które rozwiązują się gdzieś za kulisami i my w sumie nie jesteśmy pewni jak to wszystko zostało rozwikłane. No niezbyt ciekawie to wszystko wygląda.
Kasia radzi: Ja niestety jestem zawiedziona. Liczyłam na Young Adult/New Adult, stojące na przynajmniej przyzwoitym poziomie, a niestety tutaj wiele elementów kuleje. Wielka szkoda, ponieważ zapowiadało się naprawdę dobrze. Dlatego nie jestem w stanie Wam jej polecić z czystym sumieniem. Jest dużo więcej lepszych książek w tych klimatach, dlatego darowałabym sobie czytanie tej.
Mój osąd: Krwiożercza syrenka — 4/10
Brak komentarzy: