„Cień rycerza”, Sebastien de Castell
UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z POPRZEDNICH CZĘŚCI [OSTRZE ZDRAJCY]! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Seria: Wielkie Płaszcze #2
O czym to?: Tuż przed śmiercią król Paelis odbył rozmowę z każdym Wielkim Płaszczem i dał im zadanie do wykonania. Falcio wraz z Kestem i Brastim mieli do odnalezienia królewskie czaroity, jednak bez żadnej wskazówki, co to może być. Zrządzeniem losu, jednak udało im sie odszukać jeden z nich. A właściwie to ją, ponieważ okazuje się, że są to królewskie dzieci, które przeznaczył na objęcie władzy. Falcio bardzo mocno przywiązuje się do tej myśli i zrobi wszystko, aby Alice zasiadła na tronie Tristii. Problemem jest jednak to, że nie ma planu, a Trin coraz mocniej depcze im po piętach. Krawcowa próbuje przekonać stare Wielkie Płaszcze do swojego planu, ale mimo że Falcio stara się go wykonywać, nie bardzo wierzy w jego powodzenie. Sprawy zaczynają się jednak coraz bardziej komplikać, kiedy ktoś zaczyna mordować książąt oraz całe ich rodziny. Oczywiście, że głównymi podejrzanymi stają się Wielkie Płaszcze. Czas oczyścić ich z zarzutów i przywrócić w Tristii ład.
Dlaczego?: Po przeczytaniu Ostrza zdrajcy, byłam bardzo ciekawa, jak zostanie poprowadzona dalsza część historii, zwłaszcza że mimo kilku wad ta opowieść ma szansę na bycie bardzo dobrą i interesującą. Wiem, że są osoby zakochane w Wielkich Płaszczach, ale ja już przy pierwszym tomie miałam kilka uwag i przy rozpoczynaniu Cienia rycerza liczyłam, że ta liczba się nie powiększy.
Bohaterowie: Przy recenzowaniu Ostrza zdrajcy powiedziałam Wam, że postacią najmocniej wyekspomowaną jest Falcio (którego nadal czytam Falćo, mimo że milion razy zaznaczał, że powinno być Falkio), ale to logiczne, ponieważ to on prowadzi całą historię w narracji pierwszoosobowej. I powiedziałam, że nie jest on moją ulubioną postacią. Przy okazji tego tomu właściwie nic się nie zmieniło. Doceniam jego wkład, jego mądrość, podejście do niektórych kwestii, ale zdecyodwanie ma on też takie momenty, że zastanawiam się, czy aby na pewno potrafi tak dobrze myśleć. Były sytuacje, kiedy jego postępowanie, jego myśli zupełnie mnie nie przekonywały. Podejmował decyzje, które były według mnie zupełnie bez sensu i nie miały żadnego logicznego wyjaśnienia. Poza tym wydaje mi się, że ta historia zyskałaby na wartości gdyby była prowadzona narracją trzecioosobową z dużo szerszym spojrzeniem na cały ten świat i postaci, które grają tam ważną rolę. Poza tym robienie z niego jakiegoś boga (nie dosłownie, to nie jest spoiler), kogoś praktycznie nieśmiertelnego niezwykle mnie denerwuje. Naprawdę on nie jest taki cudowny, więc przestańcie robić z niego jakiegoś świętego!
Jeśli jednak chodzi o pozostałych bohaterów, to jest już nieco lepiej w porównaniu do tomu pierwszego. Mamy ich przedstawionych trochę mocniej, bardziej realnie, możemy też ich nieco głębiej poznać, choć nadal pod wieloma względami są dla mnie zagadką. Powtórzę się, narracja trzecioosobowa pozwalałaby nam na nieco większe wejście do głowy pozostałych bohaterów. Dla mnie ciągłe siedzenie w głowie Falcio jest nieco męczące, ponieważ niektóre jego decyzje mnie irytują. Definitywnie chciałabym się dowiedzieć, co jest w głowie Brastiego czy Kesta. Niestety nie będzie nam to dane.
Całokształt: Sebastien de Castell potrafi prowadzić historię w naprawdę lekki sposób, który sprawia, że poznaje się ją w naprawdę szybkim tempie. Mimo że jest to całkowicie inny świat niż nasz, zbudowany może nie całkowicie od zera, ale zdecydowanie z innymi prawami nim rządzącymi niż u nas, całą historię czyta się naprawdę fajnie i bez większych przestojów, ale to chyba największy plus. Dla mnie problemem jest to, że naszych bohaterów spotyka trochę za dużo przeciwności losu. Zdecydowanie zbyt często też są narażeni na śmierć. Ja wiem, że to jest brutalny świat, gdzie Wielkie Płaszcze raczej nie są zbyt szanowani, ale to i tak dla mnie trochę za dużo. Znaczy, walka z wrogami, okej, rozumiem, ale są tutaj momenty, kiedy można było się trochę delikatniej obejść. Poza tym oni często zbyt łatwo wychodzą ze swoich opresji. Ale może to tylko ja jestem przewrażliwiona na tym punkcie.
Książki staram się czytać uważnie, choć zdarza mi się gdzieś zgubić jakiś mały wątek, ale miałam wrażenie, że są tutaj pewne nielogiczności. Są sytuacje, które dla mnie zupełnie nie trzymają się żadnych logicznych norm i sprawiają, że zaczynam w siebie wątpić. Nie jestem pewna, czy to wynika z mojego niedopatrzenia, czy raczej autor coś spartaczył, ale mam wrażenie, że coś tu nie gra. Ponadto bohaterowie czasami tracą zdolność łączenia najprostszych faktów. Ja domyślałam się dużo wcześniej pewnych rzeczy i czekałam aż postaci też na to wpadną. Było to niezwykle frustrujące.
W skrócie: Mimo że nie jestem największą fanką Falcio, inne postaci nie zawsze mnie do siebie przekonywały, a także kilka elementów historii trochę mnie drażniło, jednak całą książkę czyta się niezwykle szybko i z przeważającą mimo wszystko przyjemnością. Jako kontynuację oceniam Cień rycerza bardzo dobrze, ponieważ utrzymuje poziom Ostrza zdrajcy, a także ulegają rozwinięciu niektóre wątki. Prawdą jest, że kontynuuje również pewne irytujące elementy, które obserwowaliśmy w pierwszym tomie, ale na pewno jest to interesująca i dobra pod kilkoma względami historia.
Moja ocena: Rozkładający się zombie — 7/10
Brak komentarzy: