Czytelnicze podsumowanie 2019
Tak, wiem, że mamy końcówkę stycznia, ale czy to naprawdę aż tyle zmienia, skoro wracam tutaj po ponad półrocznej przerwie? Cud, że w ogóle zdecydowałam się coś napisać. Ale prawda jest taka, że tęsknie za tym. Za tym opowiadaniem o swoich opiniach na temat różnych książek, nawet jeśli moja lista odbiorców jest znikoma. Nie zmienia to jednak faktu, że lubię dzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami, choć w pewnym momencie stało się to dla mnie tak przytłaczającym obowiązkiem, że zdecydowałam się na chwilę przestać. No i ostatecznie ta chwila trochę się przeciągnęła. Ale to również ze względu na fakt, że przestałam czytać książki.
30 kwietnia przeczytałam swoją ostatnią nie-lekturę, a między 14 czerwca, a powrotem na studia w październiku nie skończyłam żadnej powieści. W ogóle. Studia polonistyczne tak mnie skrzywdziły, że patrzenie na książki bywało dla mnie bolesne.
Ale wracam, może nie w takim natężeniu, jak w zeszłym roku, ale czytam po kilka książek miesięcznie i sprawia mi to znów tę samą przyjemność. Kupiłam też trochę nowych lektur do przeczytania, a także uzbroiłam czytnik w nowe tytuły z Legimi. Więc jakoś powoli sobie to idzie. Miejmy nadzieję, że ku lepszemu.
Jeśli chcielibyście popatrzeć, co ciekawego przeczytałam w 2019 to zostawiam Wam link do mojego wyzwania z Goodreads, gdzie to wszystko jest umieszczone (link). Poniżej natomiast krótkie zestawienie tych, które mnie zawiodły, takich, które odkryłam (tutaj są po prostu lektury ze studiów, które mnie zaskoczyły), a także tych, w których się zakochałam.
Od razu uprzedzam, że nie są to książki, których nie lubię, a po prostu te, po których spodziewałam się czegoś zupełnie innego zwłaszcza ze względu za opinie innych osób na ich temat. Co ciekawe dwie pierwsze z nich, czyli Kontakt alarmowy oraz Restore me to były moje pierwsze nie-lektury w 2019 roku. I obie tutaj trafiły, więc coś to musi znaczyć. Kwestia jest taka, że ja naprawdę nie sądziłam, że może być aż tak źle. Jeśli chcecie poznać moją głębszą opinię na temat Kontaktu alarmowego to kliknijcie w link, bo opinia jest na blogu. O Restore me w sumie nie bardzo mam ochotę opowiadać. To, jak autorka potraktowała te postaci woła o pomstę do nieba. Wybaczcie, ale robienie z nich takich idiotów jest bardzo krzywdzące, przez co nie da się tego czytać. Od początku nie byłam fanką pomysłu tej „drugiej trylogii”, ale naprawdę miałam nadzieję, że to się jakoś obroni zwłaszcza, że dużo osób mówiło, że jest dobrze. Ale nie jest. To jest tak nie do czytania, że to aż boli.
Od razu uprzedzam, że nie są to książki, których nie lubię, a po prostu te, po których spodziewałam się czegoś zupełnie innego zwłaszcza ze względu za opinie innych osób na ich temat. Co ciekawe dwie pierwsze z nich, czyli Kontakt alarmowy oraz Restore me to były moje pierwsze nie-lektury w 2019 roku. I obie tutaj trafiły, więc coś to musi znaczyć. Kwestia jest taka, że ja naprawdę nie sądziłam, że może być aż tak źle. Jeśli chcecie poznać moją głębszą opinię na temat Kontaktu alarmowego to kliknijcie w link, bo opinia jest na blogu. O Restore me w sumie nie bardzo mam ochotę opowiadać. To, jak autorka potraktowała te postaci woła o pomstę do nieba. Wybaczcie, ale robienie z nich takich idiotów jest bardzo krzywdzące, przez co nie da się tego czytać. Od początku nie byłam fanką pomysłu tej „drugiej trylogii”, ale naprawdę miałam nadzieję, że to się jakoś obroni zwłaszcza, że dużo osób mówiło, że jest dobrze. Ale nie jest. To jest tak nie do czytania, że to aż boli.
Z kolei ostatnim tytułem, na którym nieco się zawiodłam jest Save us, czyli ostatni tom serii Mony Kasten. Tutaj moje odczucia są mniej negatywne niż w stosunku do powyższych dwóch książek, jednak nadal nie podobało mi się do końca to zakończenie. Mimo że wiedziałam w co się pakuję, jeśli chodzi o tę trylogię to nadal miałam nadzieję, że nie będzie aż tak słodko i przewidywalnie, jak się tam zrobiło.
A teraz czas na cztery lektury, które mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły w 2019 r. Zacznijmy od Hebanu Ryszarda Kapuścińskiego — od razu po przeczytaniu byłam zachwycona stylem pisania, opisywanymi zdarzeniami i fascynowało mnie to, jak autor radzi sobie z kolejnymi przeciwnościami losu. Jednak odkąd dowiedziałam się, że część tych wydarzeń może być zupełnie nieprawdziwa (ukradziona z czyjegoś innego życiorysu czy po prostu mogą być podkoloryzowane pod to, aby lepiej się czytało) to trochę mój zapał opadł. Ale nadal uważam, że to dobry kawałek literatury, nawet jeśli nie wszystko, co tam się dzieje Kapuściński przeżył.
Styl pisania Myśliwskiego jest specyficzny, sposób budowania światów, opisu przedstawianej rzeczywistości też jest zupełnie nieoczywisty i dla wielu Kamień na kamieniu się dłuży, bo tam naprawdę niewiele się dzieje. Ale ja się zakochałam, a moje uczucia podsyciły jeszcze spotkania z autorem — doprawdy, kiedy widzi się, jak największa szycha naszego kierunku, profesor, który myśli, że może wszystko, jest totalnie zbijany z tropu przez Myśliwskiego to coś, co chce się oglądać.
Lem był moim wyrzutem sumienia przez długi czas, dlatego cieszę się, że mieliśmy go na liście lektur, bo nareszcie mogę go odhaczyć ze swojego regału wstydu. Solaris pod wieloma względami mi się podobało, ale nadal mam wrażenie, że wiele elementów nie zauważyłam w niej. Pewnie będę jeszcze do niej wracać.
A ostatnim tytułem, o którym chcę wspomnieć jest Znasz-li ten kraj?... Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Jeśli jesteście fanami Młodej Polski i Dwudziestolecia i ciekawi Was życie w tamtych czasach, przedstawiany w sposób nieco żartobliwy i ironiczny to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Boy opowiada w tak lekki i interesujący sposób o różnych elementach ówczesnego życia, że oderwać się jest niezwykle ciężko. Jestem do tej pory zachwycona sposobem pisania i przedstawienia różnych elementów życia społecznego tamtych czasów.
Kiedy zaczęłam zbierać tytuły do różnych kategorii z tą miałam największy problem, ponieważ niewiele było książek, które by mnie mocniej zachwyciły. Jednak znalazłam takie dwie, które są warte uwzględnienie. Zacznijmy od Śladów, które na ten moment są moim ulubionym tytułem Jakuba Małeckiego. Bardzo lubię styl pisania tego autora, ponieważ jest tak prosty, a zarazem głęboki, że to niesamowicie dobrze mi się czyta. Ślady są naprawdę intrygującą książką z tak pokręconą linią fabularną, że czyta się to tak dziwnie, a zarazem cudownie, że aż ciężko jest mi to wyrazić.
Po Wszystkie kwiaty Alice Hart chciałam sięgnąć już dawno temu, ale zawsze coś stało na przeszkodzie. Ale w końcu zdecydowałam się sprawdzić, czy jest ona tak dobra, jak wiele osób mi mówiło. I nie zawiodłam się. Jestem zachwycona poprowadzeniem tej historii, a także wprowadzeniem w losy bohaterów różnych rodzajów kwiatów, gdzie zawsze każdy ma jakieś znaczenie dla danego rozdziału. Niezwykle urozmaica to lekturę i lekko naprowadza na to, co może się w najbliższym czasie wydarzyć. Nie robi tego jednak w bardzo oczywisty sposób.
I to by było na tyle. Jak widzicie, bez szaleństw, ale mimo wszystko jestem zadowolona z tego minionego roku, mimo że jeden kwartał całkowicie mi uciekł pod względem czytelniczym.
I to by było na tyle. Jak widzicie, bez szaleństw, ale mimo wszystko jestem zadowolona z tego minionego roku, mimo że jeden kwartał całkowicie mi uciekł pod względem czytelniczym.
Brak komentarzy: