Ostatnio przeczytane #1

Dawno nie pisałam tutaj o książkach, które przeczytałam — ostatnia recenzja pojawiła się w maju, dlatego pomyślałam, że podsumuję zbiorczo ostatnie miesiące. Tytułów nie będzie dużo, ponieważ nie czytałam wiele. Jak wspominałam we wcześniejszych postach, przez wakacje nie przeczytałam nic, dopiero w październiku, kiedy wróciłam na studia, coś się ruszyło, dlatego dzisiejszy tekst skupi się na książkach, które poznałam od października do lutego. Było ich 11, więc jak widzicie bez szaleństw, poza tym też nie o wszystkich chciałabym dzisiaj dłużej mówić — chciałabym kilku poświęcić osobne posty w najbliższym czasie.
Powrót do czytania zaczęłam nienajlepiej, czyli od Drogiego życia, które bardzo mnie zawiodło. Poruszało bardzo ważne tematy — każdy z czterech bohaterów przechodził przez własne piekło, miał własne problemy i zadaniem miejsca, w którym się spotykali była pomoc sobie nawzajem. Dużym problemem było to, że miłość ma się okazać lekiem na całe zło. Wybaczcie, ale nie zawsze tak to działa. Zwłaszcza kiedy pojawiają się tam takie problemy, jak możemy znaleźć w Drogim życiu. Plus, ci bohaterowie nie są odpowiednio dobrze przedstawieni i nie pomagają sobie nawzajem ani trochę — często nawet nie próbują siebie zrozumieć. Naprawdę myślałam, że będzie to dużo lepszy tytuł.

O Save us (a właściwie o całej trylogii) chciałabym napisać osobny post, dlatego zmilczę tutaj.


Chyba nieczęsto wspominam na blogu o książkach Jakuba Małeckiego. Kiedyś miałam nawet w planach zrobić jakiś wpis dotyczący jego twórczości, ale jakoś nie czułam się wystarczająco kompetentna. W listopadzie przeczytałam, a w zasadzie przesłuchałam na Storytel Rdzę, która okazała się naprawdę świetną historią. Ani trochę nie zawiodłam się na tym autorze — jak zawsze jestem zachwycona jego sposobem pisania, a także prowadzeniem samej akcji. Nie jest to moja ukochana powieść autora — tutaj nadal wygrywają Ślady — ale wciąż jest bardzo dobra i zdecydowanie warta polecenia.

Seria z Kate Daniels to jedna z moich ukochanych, dlatego często dawkuję sobie kolejne części — zwłaszcza, że teraz zostało ich już tylko trzy. Na półce nadal czeka na mnie tom ósmy, który prawdopodobnie przeczytam, kiedy pojawi się informacja o premierze dziewiątej części. W listopadzie z kolei zabrałam się za Magia niszczy, czyli za siódmy tom, który trzyma poziom poprzednich. Oczywiście, im dalej w las, tym częściej pojawiają się jakieś schematyczne elementy, jednak nadal dla mnie jest to odkrywcze — dużo bardziej niż kolejne tomy Mercedes Thompson.

A propos Mercy — w grudniu nadrobiłam również kolejną część serii, czyli Dotyk ognia. Jak wspominałam wyżej, ta seria trochę bardziej mi się ciągnie niż Kate Daniels — możliwe, że jest to spowodowane tym, że ma więcej tomów. Jednak nadal dla mnie każda kolejna część Mercedes robi się zbyt przewidywalna. U Kate mamy jakieś stałe niebezpieczeństwo — u Mercy jest to praktycznie w każdym tomie inna osoba, przez co cały rozkład ciężkości powieści układa się właściwie w bardzo podobny sposób. Więc niestety nie dzieje się nic odkrywczego, można się spodziewać kiedy nastąpi jakiś „niespodziewany” zwrot akcji. Może nie zawsze da się przewidzieć, co to będzie, ale zazwyczaj można ocenić, kiedy coś takiego ma szansę się pojawić.

Niedługo przed świętami wzięłam się za tytuł, który był dość popularny niedługo po swojej premierze, czyli za Gdyby ocean nosił twoje imię. O tej historii było głośno jeszcze zanim pojawiła się zapowiedź, że pojawi się w Polsce. Byłam zaintrygowana, ponieważ znam serię o Julii od Tahereh Mafi i nie jest ona wybitna — zwłaszcza pod względem bohaterów — natomiast o GONTI mówiono, że porusza ważne tematy i w odpowiedni sposób. Przeczytałam. Nie zostałam zaskoczona, nie zakochałam się.

O A jeśli to my również było głośno — wiecie, taki duet piszący razem książkę to musiało być COŚ. Osobiście, mam różny stosunek do książek Albertalli — Twój Simon mi się podobał, natomiast już Leah of the offbeat (Leah gubi rytm) nie do końca. Z kolei jeśli chodzi o Silverę to nadal mam pewien uraz po More Happy Than Not i ciężko mi sięgnąć po inny tytuł jego autorstwa. Problem jednak był taki, że bardzo chciałam przeczytać taki romans między dwójką chłopaków, a to była jedyna książka, o której byłam pewna, że taki wątek główny zawiera. Na moje nieszczęście nie był to dobry wybór. 

Ponad rok myślałam nad tym, czy ja chcę w ogóle przeczytać dalej serię The Folk of the Air, bo w sumie to Okrutny książę nie porwał mnie jakoś bardzo mocno. Za Złego króla wzięłam się w styczniu. Przez kilka dni przeczytałam połowę, a później zdarzył się taki dzień, niecały tydzień przed rozpoczęciem sesji, że przeczytałam go do końca i tego samego dnia przeczytałam Królową niczego. Będąc całkowicie szczerą to ja naprawdę polubiłam się z tą trylogią. Może i nie jest to jakaś szaleńcza miłość, może tam wiele rzeczy jest niedopracowanych, coś nie do końca gra, ale czyta się niesamowicie, bohaterowie też są bardzo dobrze poprowadzeni. Jedyne z czego jestem tak bardziej zawiedziona to fakt, że relacja między Jude a Cardanem jest za mało intensywna, zbyt delikatna, za mało opisana.

Od jakiegoś już czasu czekałam aż na polskim rynku pojawią się książki duetu Bowen i Kennedy. Co prawda jestem nieco zawiedziona, że zamiast zacząć od początku, czyli od tytułu Him, zostajemy wrzuceni w historię nieco późniejszą. Dobry chłopak bowiem dzieje się w tym samym świecie co Him, jednak bohaterowie są inni, choć nadal związani w pewnym stopniu z tymi z pierwszej serii. 

Po Dobrego chłopaka sięgnęłam bez sprawdzania opisu z nadzieją, że będzie to romans między dwójką mężczyzn, ponieważ akurat miałam na taki klimat ochotę. Okazało się jednak, że mamy do czynienia z parą ludzi różnych płci i dość mocno mnie to zawiodło. Kontynuowałam jednak czytanie, ponieważ byłam ciekawa, jak potoczą się ich losy — niestety nie podobała mi się ta historia zbyt mocno. Wiele rzeczy działo się zdecydowanie za szybko, zbyt gwałtownie, trochę bez logiki, a sami bohaterowie w żadnym stopniu mnie do siebie nie przekonali. Na razie więc pozostaję przy Kennedy w wersji solo, choć nie wykluczam, że sprawdzę jeszcze poprzednią serię tego duetu.

W lutym udało mi się również przeczytać książkę jednej z moich ulubionych autorek, czyli Vicious od V.E. Schwab. O tym tytule chciałabym Wam opowiedzieć w osobnym poście, najlepiej jeszcze po przeczytaniu Vengeful, dlatego jeszcze do tego wrócę.

Przyznaję, że pominęłam tutaj lektury na studia — o tych najciekawszych chciałabym Wam kiedyś indziej opowiedzieć, dlatego nie opisałam ich tutaj. Od lutego przeczytałam jeszcze jedną książkę „nie-lekturę” — Do gwiazd Sandersona, ale o niej również chciałabym napisać coś więcej, dlatego tylko sygnalizuję. Tutaj więc przerwę, postaram się być bardziej regularna oraz tworzyć więcej treści. Muszę się trochę ogarnąć i bardziej skupić się na obowiązkach, nawet takich, które sama sobie narzucam. A jeśli jesteście ciekawi mojej głębszej opinii na temat powyższych tytułów, dajcie znać, postaram się coś napisać.

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.