Ostatnio przeczytane | I kwartał 2021
I tak minął już pierwszy kwartał roku 2021! Udało Wam się w tym czasie przeczytać coś świetnego? Moja lista przeczytanych książek nie jest porażająca — nie było też wiele tytułów, które by całkowicie i niepodważalnie skradły moje serce. Ale bardzo podoba mi się to, że mogę czytać, co tylko chcę bez żadnych studenckich lektur spadających mi na głowę. Dlatego też bez zbędnego przedłużania przedstawiam Wam listę tytułów, które udało mi się przeczytać w ciągu pierwszych trzech miesięcy roku. Pamiętajcie też, że jeśli chcecie być na bieżąco z tym, co czytam wpadajcie na moje konto na Goodreads oraz Instagrama.
Książką, z którą rozpoczęłam rok 2021 była Droga królów Brandona Sandersona i o jejku, jaka to była przygoda! Wiedziałam, że będzie to dobra historia — na Sandersonie nie zawiodłam się jeszcze ani razu — zwłaszcza że jest to najbardziej chwalona seria, jeśli chodzi o tego autora. Myślę, że fani solidnego fantasy zdecydowanie powinni sięgnąć po Archiwum Burzowego Światła. Ja obecnie zaczęłam Słowa światłości i nadal pozostaję w zachwycie. Przeraża mnie tylko ile części będzie i kiedy one się pojawią.
Po Drodze królów wzięłam się natomiast za drugi tom Malowanego człowieka, czyli Pustynną włócznię — czytałam jedna po drugiej obie jej księgi. I trochę jestem zawiedziona kierunkiem niektórych wątków. I tego, że autor dodał więcej narracji, co w tym momencie jest bardzo ciężkie do ogarnięcia, a słyszałam, że w kolejnym tomie dochodzi jeszcze głos innej osoby… Nie jestem do końca pewna czy to nie jest trochę przesada. W każdym razie Pustynna włócznia trochę osłabiła moją chęć przeczytania kolejnych tomów, nie wykreśliłam jednak serii ze swojego TBR na ten rok, więc może jednak przeczytam dalsze losy bohaterów.
W styczniu przeczytałam jeszcze jedną książkę, która zaintrygowała mnie tematem — polskimi legendami i baśniami — oraz tym, że zbierała dużo pochlebnych opinii. No cóż, ja jednak fanką WybranejNaomi Novik nie będę. Działo się za dużo, za szybko i trochę nieskładnie — poza tym jeszcze bohaterowie, czyli Agnieszka i Smok kompletnie mnie nie przekonali. Raczej odpuszczę sobie Novik.
Drugi miesiąc roku zaczęłam od Sandersona, tym razem drugą trylogią Ostatniego Imperium. I chyba stwierdzam, że Stop prawa to najmniej lubiana przeze mnie książka tego autora. Brakowało mi pełnego wprowadzenia w świat — ja wiem, że teoretycznie poznaliśmy go w Z mgły zrodzonym, ale minęło 300 lat i sporo rzeczy uległo zmianom! Nie podobało mi się, że autor tak niedbale podszedł do tej kwestii, mimo że zazwyczaj poświęca jej wiele miejsca.
Później natomiast wzięłam się za reread Pisane szkarłatem, ponieważ w swoim TBRze uwzględniłam przeczytanie całej serii Inni, którą porzuciłam kilka lat temu. Zaskoczyło mnie jednak to, jak wiele rzeczy mnie denerwowało w sposobie pisania Bishop przy czytaniu tej książki — teraz jednak, kiedy jestem już po trzech częściach z serii już mi to tak nie przeszkadza. Zwłaszcza, że bardzo podoba mi się pomysł na świat.
W lutym przeczytałam też książkę, której ebook na moim czytniku swoje przeleżał — Małe życie, bo o nim mowa, to bardzo zachwalany tytuł. Czy będę też należała do osób, które będą polecać je na prawo i lewo? Raczej nie. Historia mi się podobała, także sposób jej napisania mnie przekonywał, nie jestem jednak pewna czy na tyle, aby wychwalać ją pod niebiosa. Nie wiem, mam bardzo dziwne podejście do tej historii.
Oprócz Stopu prawa w lutym od Sandersona przeczytałam też Duszę cesarza, czyli krótkie opowiadanie ze świata Elantris i baaaardzo jest mi przykro, że nie jest to taka pełnoprawna książka z intrygami, pełnym przedstawieniem świata i świetnym ukazaniem bohaterów. Jako krótką historię ją akceptuję, ale naprawdę szkoda, że tylko taki kawałek mieliśmy szansę przeczytać.
A później przeczytałam najgorszą książkę do tej pory w 2021 roku, czyli Dziewiąty dom Leigh Bardugo. Osobiście fanką Bardugo nie jestem — po Królestwie kanciarzy przestałam czytać jej książki, choć zawsze mnie trochę ciągnęło, żeby sprawdzić czy może coś jeszcze od niej mi się spodoba. Dziewiąty dom kompletnie nie chwycił, bo po pierwsze jest za dużo niepotrzebnych szczegółów, których nikt nie będzie pamiętał po skończeniu książki, a po drugie cała ta historia to jeden wielki chaos. Wszystko jest trudne do zrozumienia, mieszanie się czasów, marne ekspozycje… Dla mnie za duży bałagan.
Lutego natomiast nie skończyłam o wiele lepiej, bo wzięłam się za Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie, który okazał się gorszy niż miałam nadzieję, że będzie. Mam trochę wrażenie, że jestem za stara na czytanie tego typu książek…
Od jakiegoś czasu też zaczęłam mocniej zwracać uwagę na książki z mocniejszym fantasy, dlaczego robiłam research i znalazłam kilka tytułów dla siebie do przeczytania. W marcu wzięłam się za Ostrze od Joe Abercrombie — tego autora książki już czytałam — całą trylogię Morza Drzazg, która była okej, ale bez szału. Ostrze wydaje się nieco lepsze ze względu na to, że mamy trochę więcej rozwiniętych wątków — Morze Drzazg było trochę za krótkie moim zdaniem.
W marcu przeczytałam też jedną z najbardziej rozchwytywanych książek tego roku, czyli Niewidzialne życie Addie LaRue, które nie podobało mi się aż tak mocno jakbym chciała. O swoich uwagach mówiłam już na Stories, ale dla osób, które mnie na IG nie śledzą powiem, że jestem zawiedziona podejściem do niektórych kwestii i niepociągnięciem niektórych wątków dalej. W każdym razie jeśli chcecie znać moje zdanie na jej temat to przesłuchajcie drugi odcinek podcastu Wioli Myszkowskiej — Re:telling — Wiola właściwie idealnie oddała moje przemyślenia na temat tej książki. Podcast znajdziecie na YouTubie, Spotify i innych platformach — gorąco polecam posłuchać, zwłaszcza, że jest po prostu świetny merytorycznie i ma genialne efekty dźwiękowe!
Po Pisane szkarłatem w marcu kontynuowałam swoją przygodę z Innymi i przeczytałam Morderstwo wron — jak mówiłam obecnie styl pisania Bishop aż tak mi nie wadzi, ale nadal nie jest to mój ulubiony sposób pisania.
Później spragniona jakiegoś trochę sztampowego i przewidywalnego romansu wzięłam się za Red, white and royal blue. Byłam zmuszona czytać na telefonie, co było mi wybitnie nie na rękę, żeby kilka dni później się dowiedzieć, że już teraz da się dodać ebook na Kindle. Prószyński mnie nie lubi. W każdym razie nie będę jakoś bardzo pozytywnie wspominać tej historii — jest dość znośna w odbiorze, mocno mało prawdopodobna i szybka. Bardzo mocno mnie zdziwiło jak szybko przeskoczyliśmy z jednego uczucia do drugiego i jak bardzo napaleni mogą być chłopcy. Sceny i żarty erotyczne kompletnie mnie wytrącały z zaangażowania tą powieścią. Chyba nie dla mnie to.
A pierwszy kwartał 2021 roku skończyłam dość wychwalaną książką, czyli Wierzyliśmy jak nikt i przykro mi to mówić, ale zachwycić to ona nie zachwyciła. Nie podobało mi się to, że prowadzone były dwie linie chronologiczne, ponieważ ta bardziej współczesna była kompletnie niepotrzebna. A linia z lat 80. XX w. do pewnego momentu była powolna i to była naprawdę dobra dynamika, ale później przyspieszyła do tempa zdecydowanie zbyt prędkiego, przez co ciężko było przywiązać się do wydarzeń i jakoś dać sobie czas na przetrawienie niektórych informacji.
I to by było na tyle. Jak widać przeczytałam kilka fajnych książek, ale też takie, które mogły przetrwać bez mojej uwagi i nadal sobie dobrze żyć. Pierwszy kwartał 2021 uważam więc za zamknięty — mam nadzieję, że Wasz początek roku obfitował w większe zachwyty, koniecznie dajcie znać, co świetnego udało Wam się przeczytać!
Brak komentarzy: